Tik tak
Człowiek należy do takich istot, w swoim mniemaniu rozumnych, które na dłuższą metę, nigdy z niczego nie są zadowolone. Usytuowany, poczuciem własnej wartości, gdzieś pomiędzy średnio rozwiniętą kulturą żywych bakterii a wyobrażeniem Bóstwa, ciągle szuka czegoś więcej. Tak naprawdę nie wiadomo gdzie ani nie wiadomo po co. Neofici Nietzschego z sofistycznymi zapędami mawiali, że nieważna jest prawda, liczy się tylko to, żeby z kimś pogadać.
Kiedy konie, jako siłę pociągową, na masową skalę zastąpiły maszyny parowe, wszystko ruszyło z kopyta. Nastąpił piorunujący rozwój przemysłu, techniki i postęp konsumpcji. Cywilizacja zaczęła się rozwijać, ale za to ciasno zrobiło się na rynku wynalazków. Chociaż jeszcze twórcy telefonu, radia i telewizji znaleźli się w panteonie największych, to już ze znajomości nazwisk wynalazców teorii kwantowych, paliwa do rakiet czy elektroniki spinowej można zagiąć niejednego z członków okręgowych komisji egzaminacyjnych. Dzisiaj już coraz trudniej wybić się z wynalazkiem. Pozostaje modyfikować to, co ktoś inny wymyślił. I tak się dzieje. Również, a może głównie w polityce. Mimo że wiele na to wskazuje i często się o tym mówi: minister ds. równouprawnienia kobiet i mężczyzn nie wymyśliła trzeciego dnia tygodnia. Senator Szyszkowska nie wymyśliła takiej fryzury, przed nią podobne owłosienie mieli Zz Top (na brodzie też się liczy!). Gazeta Współczesna nie wymyśliła kuponika. Przed nią była chociażby żwawa Komisja Kontroli Gier i Zakładów. Chociaż kuponik dotyczył szczęśliwego trafienia, a nie poparcia dla Włodzimierza Cimoszewicza. Ten jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki lub namową zdolnego specjalisty od marketingu politycznego, powoli dojrzewa do decyzji o starcie w wyborach prezydenckich.
Niczym Andrzej Gołota, ostatnia nadzieja białych lewicy ciągle się jednak waha. Używając terminologii zegarmistrzów z Grudziądza, teraz jest bardziej na “Tak”. “Tik” powiedział kilka miesięcy temu, kiedy kategorycznie stwierdził, że nie będzie kandydował na prezydenta. Dzisiaj wahadło zegara historii biegnie z powrotem, głosząc hasło: “Nie chcę, ale ludzie mnie proszą”. To też już gdzieś słyszałem. Wymawiane bardziej twardo. Coś w stylu “nie chcem...”. Wynalazki oprócz dobrobytu i wygodnictwa niosą jednak też zagrożenia. Tragiczne znamy. Najbardziej z błahych problemów pojawił się wraz z pierwszą lokomotywą Stephensona, farmerzy masowo narzekali, że krowy przestały dawać mleko, a kury nieść jajka. Oby wynalezienie nowego/starego kandydata na prezydenta spowodowało, że wszyscy zniesiemy ten nowy bagaż doświadczeń.
Mariusz Rytel