Bieda aż piszczy...
- Jak mamy żyć – pytała władze miasta Ewa Archacka, przewodnicząca NSZZ „Solidarność” w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej. To samorządowa placówka, której pracownicy zajmują się pomocą kilku tysiącom mieszkańców Łomży borykających się przede wszystkim z ubóstwem. Problem polega na tym, że nie tylko widzą biedę, ale bardzo często sami ją klepią. Zwodzeni od lat obietnicą podwyżek teraz głośno mówią, że mają już tego dosyć. - Przez 20 lat mieliśmy 500 złotych podwyżki. Po 32 latach pracy dostaję na rękę 2200 zł. To z 20-letnią wysługą lat i 160 zł dodatku za pracę w rejonie – mówiła stojąc w środę przed Radą Miejską zdesperowana pracownica MOPS-u. - Kolejni prezydenci nam obiecują i nic z tego nie wychodzi.
W ubiegłym roku z pomocy MOPS korzystało ponad 1700 rodzin, w których żyje ponad 4 tysiące łomżan. Zdecydowana większość z nich do miejskiego ośrodka trafiła z racji doskwierającego im ubóstwa. Wynika ono w głównej mierze z wielkiego bezrobocia, ale często także z niepełnosprawności, długotrwałej choroby, alkoholizmu... czy wreszcie także z za niskich, na zaspokojenie podstawowych potrzeb, płac w mieście. Zarobki w wysokości 1500 zł miesięcznie w żaden sposób nie są w stanie pokryć kosztów życia, zwłaszcza gdy ktoś ma rodzinę...
Niestety w takiej sytuacji są też pracownicy MOPS-u, którzy właśnie się dowiedzieli, że w tym roku podwyżki też nie będzie.
- Są u nas pracownice w wykształceniem wyższym, z kilkuletnim już stażem, które zarabiają po 1500 - 1600 zł miesięcznie i muszą z tego spłacać kredyt zaciągnięty na wiele lat na kupno mieszkania – opowiadała szefowa związku zawodowego w MOPS, która po ratunek wybrała się na sesję Rady Miasta. - Ja ostatnio dostałam z ZUS wyliczenie przyszłej emerytury – 1120 zł. Czy mamy się bić o śmietnik z podopiecznymi? Czy mamy się zgłaszać, z chwilą kiedy dostaniemy emerytury, do Caritasu po zupę ? – pytała wzburzonym głosem. - Wy nie wiecie w jakich warunkach mu musimy pracować. Jak wchodzę do ratusza i widzę ochroniarza, to aż mnie trzęsie. Was chroni ochroniarz, a nas nikt nie chroni – wyrzucała władzom miasta dodając, że także w Łomży były przypadki, uderzenia w twarz pracownika pomocy społecznej. - Kolejna władza, kolejna nadzieja upadnie? Żebyście Państwo wiedzieli jaka bieda jest w mieście – zakończyła.
Pełne żalu wystąpienie pracownicy podległej miastu insynuacji radni wysłuchali w milczeniu.
- Proszę mieć nadzieję, że to się zmieni – odpowiadała przewodnicząca Bernadeta Krynicka zapewniając, że radni znają problem niskich płac pracowników pomocy społecznej.
Także prezydent Mariusz Chrzanowski mówił, że „docenia trud pracujących w MOPS” i wie jaka jest sytuacja jeśli chodzi o wynagrodzenia.
- Przy tworzeniu budżetu na 2016 rok uwzględnimy Państwa prośby - zapewniał prezydent dodając, że także ze względu na wysokość poborów w MOPS nie zgodził się na podwyżki płac w miejskiej spółce MPEC. - Państwa zarobki są drastycznie niskie w porównaniu do innych miejskich spółek. Uwzględnimy Państwa potrzeby, ale przy nowym budżecie. Proszę poczekać.
W łomżyńskim MOPS na 52,5 etatach pracuje 61 osób.