Jeden koncert i dwie inauguracje Filharmonii Kameralnej
Orkiestra Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego wspaniałym koncertem rozpoczęła nowy sezon artystyczny. Była to również inauguracja II Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego im. Karola Kurpińskiego, dlatego w programie nie zabrakło dzieł tego kompozytora. Dopełniły je kompozycje Mozarta, Beethovena i Haydna, a w roli solistów zabłyśli skrzypek Mateusz Kasprzak-Łabudziński i altowiolista Adrian Stanciu. Publiczność nagrodziła artystów długotrwałą owacją; zachwytu nie kryli również portugalski dyrygent Filipe Cunha oraz inicjator festiwalu, znany opozycjonista, wydawca i miłośnik muzyki klasycznej Piotr Jegliński.
Koncerty rozpoczynające kolejne sezony Filharmonii Kameralnej od lat są sporymi wydarzeniami, obejmując choćby premierowe wykonania czy udział znanych solistów bądź dyrygentów, jednak wczorajsza inauguracja była szczególnie okazała. Dzięki wcześniejszej współpracy dyrektora Jana Miłosza Zarzyckiego z Fundacją Editions Spotkania, dyrygującego Płocką Orkiestrą Symfoniczną oraz Elbląską Orkiestrą Kameralną podczas I edycji Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego im. Karola Kurpińskiego, Piotr Jegliński nie tylko zaprosił do udziału w drugiej jego odsłonie łomżyńskich filharmoników, ale dodał też do festiwalowych miejsc Łomżę.
– Łomżyńska orkiestra dlatego wzięła udział w naszym festiwalu, bo od jego pierwszej edycji w zeszłym roku sekundował nam i dyrygował pan profesor Jan Miłosz Zarzycki – mówi Piotr Jegliński. – Bardzo dobrze się z nim pracuje – czasami jest tak, że wybitni ludzie nie słuchają innych, nie są łatwi we współpracy. Tutaj jest człowiek wyjątkowy, wszystkie moje uwagi czy sugestie zawsze brał pod uwagę, za co mu serdecznie dziękuję.
21-osobowa orkiestra pod batutą, goszczącego po raz pierwszy w Polsce, Filipe Cunhy zachwyciła już misternymi wykonaniami Warszawianki i Poloneza B-dur Kurpińskiego, był to jednak zaledwie wstęp do artystycznych przeżyć najwyższej miary. Symfonia koncertująca na skrzypce i altówkę Es-dur KV 364 Wolfganga Amadeusza Mozarta, jeden z najciekawszych utworów na kameralny skład w bogatym dorobku tego austriackiego kompozytora, jest w repertuarze łomżyńskiej orkiestry już od roku 2018. Wtedy właśnie wspaniale grali ją ówczesny koncertmistrz Cezary Gójski i Adrian Stanciu, jednak w czwartkowy wieczór zabrzmiała jeszcze piękniej. Popisowa, iście wirtuozowska interpretacja solistów, szczególnie słyszalna w partiach granych bez udziału orkiestry, swobodne frazowanie i skupienie się na każdym, nawet najdrobniejszym, niuansie partytury oraz świetne zgranie obu muzyków dały zachwycający efekt końcowy.
– To była czysta przyjemność i bardzo się cieszymy, że mieliśmy okazję zagrać razem – mówi Adrian Stanciu. – Znamy się z Mateuszem od długiego czasu. – Studiowaliśmy razem w Wiedniu, potem też graliśmy razem w orkiestrze kameralnej – dodaje Mateusz Kasprzak-Łabudziński. – Było to wiele wspólnych projektów – kontynuuje Adrian Stanciu... w tym roku też jeszcze graliśmy jedno przedstawienie „Beethoven, Mozart”, też w Wiedniu, w domu Beethovena – dodaje Mateusz Kasprzak-Łabudziński. – Kiedy spotkaliśmy się w Łomży pierwszy raz to była dla mnie niespodzianka, że świat jest tak mały, że spotkałem Mateusza tu, nie w Wiedniu – mówi Adrian Stanciu. – A ja zacząłem mówić do niego po niemiecku, bo na studiach rozmawialiśmy w tym języku, a okazało się, że Adrian fantastycznie mówi już po polsku – uzpełnia Mateusz Kasprzak-Łabudziński.
Szkoda tylko, że do wysokiego poziomu artystycznego i wykonawczego nie dostroiła się prowadząca koncert Anna Popek. Na określenie dyrygenta reżyserem czy błędne zapowiedzi, na przykład w tytułach kompozycji, można było jeszcze przymknąć oko; pominięcie jednak przed Mozartem nazwisk solistów było sporym przeoczeniem. Nadrabiając tę gafę konferansjerka odmieniła jednak nazwisko Stanciu w sposób tak karkołomny („Adrianowi Stanciowi”) że sam altowiolista zastanawiał się przez chwilę o kogo może chodzić, a część publiczności, wiedząca, że nazwisko rumuńskiego wirtuoza jest nieodmienne, nie kryła rozbawienia.
W drugiej części koncertu Mateusz Kasprzak-Łabudziński zachwycił jeszcze publiczność, grając Romanze F-dur op. 50 Beethovena, zaś sami filharmonicy mieli pole do popisu w Symfonii nr 16 B-dur Hob.I:16 Haydna.Była też repertuarowa ciekawostka, uwertura opery „L'Amore Industrioso” portugalskiego kompozytora João de Sousy Carvalho, żyjącego w XVIII wieku, zaś na finał zabrzmiał majestatyczny Polonez D-dur „Witaj królu” Kurpińskiego.
– Jak najbardziej jestem zadowolony! – podkreśla Piotr Jegliński, podobnie jak dyrygent Filipe Cunha zachwycony wysokim poziomem reprezentowanym przez łomżyńskich filharmoników. – Poza tym pan profesor Zarzycki zasugerował kilka utworów i na przykład ten Mozarta mnie zaskoczył; słyszałem go kiedyś, ale już zapomniałem, a był fantastyczny, nosił też już znamiona preromantyzmu.
Wojciech Chamryk