Przeszłość i teraźniejszość Weroniki Tadaj-Królikiewicz
Wystawę rysunków i instalacji Weroniki Tadaj-Królikiewicz, zatytułowaną „Domność. Czas i Przestrzeń”, otwarto w Galerii Pod Arkadami Miejskiego Domu Kultury – Domu Środowisk Twórczych. Autorka zderza w swych pracach dwa światy: postindustrialną surowość rozmaitych budynków oraz domów wypełnionych ludzkimi postaciami, współczesnymi i sprzed wielu lat, w tym podobiznami swych bliskich. – Inspiracją do powstania tej wystawy były budynki i obiekty znajdujące się na Mazurach, na przykład stara szkoła – mówiła Weronika Tadaj-Królikiewicz. – Ale „Domność” to nie tylko budynek, ale też ludzie, moja rodzina i bliscy, bo to człowiek tworzy dom.
Weronika Tadaj-Królikiewicz to wszechstronnie wykształcona absolwentka Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, doktor sztuki, do niedawna wykładowca na macierzystej uczelni, nagradzana w licznych konkursach uczestniczka wielu wystaw zbiorowych i autorka kilkunastu indywidualnych. W Łomży zaprezentowała wielkoformatowe rysunki oraz obiekty instalacyjne z ostatnich lat, zebrane pod tytułem „Domność. Czas i Przestrzeń”.
– Szukałyśmy tytułu, który zebrałby w całość wszystkie tematy, które Weronika porusza – mówiła dr Edyta Kasperkiewicz, wykładowca Wydziału Sztuk Pięknych UMK w Toruniu oraz Politechniki Białostockiej, współpracownik MDK-DŚT oraz kurator wystawy. – Mamy tu dom jako budynek, jako miejsce, ale też ludzi i rodzinę, ich historię; dlatego myślę, że ten tytuł „Domność” wyczerpuje zakres tych wszystkich wątków, od tych wszystkich ludzi do poindustrialnych budynków.
Jeden z rysunków przedstawia ojca autorki, ukazanego jako małego chłopca w towarzystwie bliskich i powstał kilka miesięcy po jego śmierci, później powstały kolejne, tworząc swoisty cykl.
– Rysuję ze starych, archiwalnych zdjęć, pochodzących z rodzinnych albumów, ale nie tylko – mówiła Weronika Tadaj-Królikiewicz. – Są to ludzie, których już z nami nie ma, którzy odeszli, ale chciałam ich jakoś upamiętnić. Kolejne rysunki były już bardziej optymistyczne, bo przedstawiały na przykład moją mamę, która ma się dobrze, a nawet takie, na których nawet jestem ja z dziećmi, ale nie ze wszystkimi, bo teraz mamy już tych dzieciaczków czworo.
Wśród prac przestawiających osoby, które nie są powiązane rodzinnie z autorką, wyróżnia się ta zatytułowana „Autochtoni”, ukazująca starszego, nobliwie wyglądającego mężczyznę.
– Nie jest to osoba z mojej rodziny; to dziadek pewnego pana, który mieszka pod Pasymiem, a mawiał on o sobie, że jest Prusakiem, co bardzo mnie zaciekawiło – wyjaśniała Weronika Tadaj-Królikiewicz. – Natomiast napisy wokół są to nazwiska osób biorących udział w kampanii napoleońskiej, są tam też zapisane miejscowości, z których ci ludzie pochodzili – takie tablice znajdują się w kościele ewangelicko-augsburskim i niemal dosłownie je przerysowałam, starałam się oddać charakter tego pisma.
Jak podkreśla artystka sama również jest autochtonką, a jej rodzice pochodzą z rodzin, które od wielu pokoleń mieszkają na Warmii i Mazurach. Dlatego stara się w swej twórczości łączyć przeszłość z teraźniejszością tego regionu, tak jak w instalacji „Mazurski magiel”.
– Inspiracją do powstania tej pracy był szkolny dziennik z końca XIX wieku, znaleziony pod deskami i cegłami podczas remontu szkoły w Gromie, w której uczą się nasze dzieci – mówiła Weronika Tadaj-Królikiewicz. – Oczywiście od razu chciałam go zobaczyć, a później zrobić z tego jakąś pracę. Wykorzystałam zapiski z tego dziennika, przerysowałam je na papier, a do tego na podstawie archiwalnych zdjęć wykonałam portrety dzieci. Całość ma charakter symboliczny: moim zamysłem było, że rysunek z jednej strony pokazuje przeszłość tego regionu, a z drugiej ta część biała, niezarysowana, symbolizuje przyszłość i stopniowo będzie się tam coś pojawiać, bo jest jeszcze sporo do narysowania. A magiel, bo kojarzy mi się on ze szkołą, z takim maglowaniem.
Kolejnym obiektem, który wzbudził duże zainteresowanie gości wernisażu, była instalacja rysunkowo-przestrzenna z cylindrycznym lustrem, wykorzystująca anamorficzny obraz.
– Jest to celowo zniekształcone w ten sposób, że na papierze nie widzimy tego rysunku w sposób prawidłowy – opowiadała Weronika Tadaj-Królikiewicz. – Widzimy jednak jego odbicie w lustrze i to ono jest tym właściwym rysunkiem. Miałam taki pomysł, bo wiąże się to z opowieścią mojej mamy, która była najmłodsza z ośmiorga rodzeństwa, a kiedy skończyła się II wojna światowa była małym dzieckiem, miała dwa latka. Jej starsza siostra miała 14 i jak szedł front babcia miała w kuchni piwnicę, ta najstarsza siostra tam wskakiwała i siedziała cichutko aż było bezpiecznie. Na te drzwiczki kładziony był chodniczek, jakieś ziemniaki, cebula, fasola, cokolwiek i babcia z miejszymi dziećmi siadała i to przebierała. Dlatego chciałam to przedstawić, ale nie w sposób obrazujący tę sytuację dosłownie, ale tak symbolicznie, dlatego pod odpowiednim kątem zobaczymy tę postać w tej piwniczce.
Wojciech Chamryk