Przejdź do treści Przejdź do menu
niedziela, 22 grudnia 2024 napisz DONOS@

„Białoruś, Białoruś...” ojca Bońkowskiego

Główne zdjęcie
Ojciec Jan Bońkowski w klasztornej bibliotece

Kapucyn Jan Bońkowski ponad 20 lat spędził na Białorusi. Od 1989 roku był proboszczem parafii Międzyrzecz, sprawował również posługę kapłańską i duszpasterską w innych miejscowościach. Zaangażował się też w działalność polskiego harcerstwa, co tylko wzmocniło wrogość tamtejszych władz wobec niego i w roku 2009 przyniosło brak zgody na dalszy pobyt. Swą trudną, ale owocną pracę misyjną na Białorusi ojciec Jan opisał w książce „Białoruś, Białoruś...”, która właśnie została wydana. – To dla mnie szczególna chwila, bo czekałem na tę publikację wiele lat! – mówi Jan Bońkowski. – Kiedy byłem na Białorusi prowadziłem dziennik, który stał się podstawą tej książki.

Jan Bońkowski zdecydował się wyjechać na Białoruś porwany przykładem brata Karola, kapucyna prowadzącego tam przez lata bardzo owocną działalność misyjną. 

– Na terenie obecnej Białorusi, niepodal Grodna, w lasach nad Niemnem jest niewielka, ale urocza miejscowość Przełom – opowiada ojciec Jan. – I tam, jeszcze przed wojną, był jedyny klasztor naszej Warszawskiej Prowincji, założony w 1938 roku, czyli tak się składa, że w roku mojego urodzenia. Ale trwało to bardzo krótko, bo przyszła wojna. Zaczęły się prześladowania, wywózki na Syberię i zostało tam tylko dwóch braci zakonnych, ale nie kapłanów. Ich nie ruszano, ale nie mogli chodzić w habitach, mieszkali w takim budynku gospodarczym, nazywanym pustelnią, gdzie zrobili sobie kapliczkę, uczyli dzieci do pierwszej komunii świętej. Kościół komuniści zburzyli, a drewniany klasztor przenieśli do innej wioski i zrobili w nim szkołę, istniejącą do dnia dzisiejszego. Jeden z tych braci uzyskał z czasem święcenia, bo miał w Polsce rodzinę, brata w Obierwi koło Ostrołęki i mógł co roku przyjeżdżać. Brat Karol przemycał przez granicę książki z seminarium, uczył się kilka lat, aż w wielkiej tajemnicy biskup płocki wyświęcił go na diakona. Zdołał jednak odprawić po powrocie tylko jedną mszę świętą, bo władze natychmiast mu tego zabroniły i przez jakieś dziewięć lat nie mógł tego robić oficjalnie: codziennie odprawiał jednak msze w ukryciu, po domach – obsługiwał kilka parafii, ludzie znali go i szanowali, pilnowali, czy nie ma żadnych donosicieli lub władz. To była piękna, misyjna praca i kiedy przyjeżdżał do Łomży, opowiadał o tym, pomyślałem, że jak tylko będzie taka możliwość, to pojadę na Białoruś, żeby mu pomagać – to była motywacja mojego wyjazdu.

Udało się to zrealizować w październiku 1989 roku, chociaż nie bez trudności – o. Jan otrzymał pozwolenie na sprawowanie duszpasterskiej posługi tylko w swej parafii w Międzyrzeczu i w pobliskich Sielawiczach. Jednak od razu, narażając się na szykany ze strony milicji i władz, zaczął bez ich zgody odprawiać msze i prowadzić rekolekcje również w innych miejscowościach.

– To były warunki misyjne, bardzo trudne – wspomina Jan Bońkowski. – Ludzie tego potrzebowali, ze łzami w oczach przeżywali spotkanie ze mną, bo czekali na to 50 lat, gdyż w Międzyrzeczu tak długo nie było księdza – mój poprzednik, ks. Tomasz Kaliński został zamordowany przez Sowietów w 1941 roku, a kościół został przeznaczony na garaże kołchozu.

IMG_20210602_100428.jpg

Swą działalność o. Jan rozpoczął więc od wystawienia nagrobka-pomnika ks. Kalińskiego, który przed wojną był aktywnym działaczem polskiego harcerstwa w Grodnie. Poszedł też wkrótce w jego ślady, włączając się w działalność ZHP na Białorusi i zostając jego kapelanem. Z tego powodu również miał problemy, bowiem bez zgody władz uczestniczył w Lidzie w odprawianiu harcerskiej mszy. – Dochodzenie w tej sprawie trwało jakieś 2,5 roku – przypomina sobie o. Jan. – Ciągle wypytywali co mam wspólnego z polskim harcerstwem, dlaczego odprawiałem mszę tam, gdzie mi nie wolno. Aż z Mińska przyjechał do mnie taki politruk na rozmowę i dopytywał jak to wyglądało; nie podobało mu się również to, że odprawiam msze po polsku. 

Białoruskie władze dopięły swego w grudniu 2009 roku, nie wydając zgody na dalszy pobyt krnąbrnego zakonnika na swoim terenie. – Przyszedł czas i na mnie, bo co pół roku wykreślali kolejnych kapłanów z listy dostających zgodę na dalszy pobyt, którą biskup musiał przedstawiać władzom do zatwierdzenia – mówi Jan Bońkowski. – Miesiąc trzeba było czekać na zgodę, wizę wyrabiać, też co pół roku. I w 2009 roku nie dostałem pozwolenia. Słyszałem od księdza towarzyszącego biskupowi w tej rozmowie z władzami, że nie widział go jeszcze tak zdenerwowanego, aż pięścią uderzał w stół, żeby mnie zostawić, ale niestety, musiałem wyjechać. 

Od dziennika do książki
Prowadzone przez zakonnika w latach 1989-2009 zapiski stały się podstawą do stworzenia książki, ukończonej już w roku 2018, a jej tytuł zainspirował Papież Polak Jan Paweł II.

– Tytuł „Białoruś, Białoruś...” to słowa świętego Jana Pawła II – wspomina Jan Bońkowski. – Wypowiedział je do mnie podczas audiencji w Rzymie w 1993 roku, gdzie byłem z grupą kapucynów. Ojciec Święty podchodził do każdego z nas, podawał rękę i błogosławił. Ja poprosiłem o błogosławieństwo dla mojej pracy duszpasterskiej na Białorusi i tamtejszego, odradzającego się harcerstwa. I na te słowa Ojciec Święty zamyślił się na chwilę, tak jakby wzrokiem sięgał tej Białorusi, do której chciał przyjechać, ale nie doszło to do skutku i powiedział: „Białoruś, Białoruś...”, tylko te dwa słowa z pauzą i taką zadumą. To mnie urzekło i dlatego stanowi tytuł. 

Autor przybliża kulisy swej wieloletniej pracy na Białorusi. Pisze nie tylko o działalności organizacyjnej i duszpasterskiej, kolędzie, chrztach, ślubach czy odprawianiu nabożeństw – czasem nawet pięciu dziennie – ale również o aktywności w harcerstwie. Wiele miejsca poświęca też utrudnieniom i szykanom ze strony władz; wspomina choćby o sytuacji, kiedy nie mógł pojechać na pogrzeb swej siostry Wandy, bo mógłby nie dostać zgody na powrót. Jednocześnie zwykli ludzie traktowali go bardzo życzliwie, nawet z miejscowego kołchozu wypożyczono mu bezpłatnie lodówkę. Dlatego „Białoruś, Białoruś...” jest nie tylko istotnym wyimkiem biografii Jana Bońkowskiego, ale również bardzo cennym źródłem, dokumentującym pracę misyjną kapucynów na Białorusi. Zapewne z tego powodu książka została wydana pod patronatem Sekretariatu Misyjnego Warszawskiej Prowincji Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, zaś środki uzyskane z jej sprzedaży wspierają dzieło misyjne prowadzone przez zakonników. A niestrudzony autor Jan Bońkowski w żadnym razie nie zamierza zwalniać tempa. W tym roku wydał już dwie książki, bo również „Ślady przedwojennej Łomży”, do tego krótszy, autobiograficzny tekst „Z „Handlówki” do kapucynów” i zapowiada kolejne publikacje, nad którymi obecnie pracuje. 

Wojciech Chamryk

 

Kontakt w sprawie książki:
Sekretariat Misyjny
Warszawskiej Prowincji Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów
ul. Kapucyńska 4
00-245 Warszawa

www.misje.kapucyni.eu

E-mail: kapucyni.misje@gmail.com

Tel.: (48) 22 831 31 09

Foto: Ojciec Jan Bońkowski w klasztornej bibliotece
Foto:

 
Zobacz także
 

W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.

W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
  1. Analityki ruchu na naszych serwisach
  2. Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
  3. Personalizowania reklam
  4. Korzystania z wtyczek społecznościowych

Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).

W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.

Lista Zaufanych Partnerów

Wyrażam zgodę