Gabor Lőrinczy
Zapraszamy serdecznie 17 lipca 2021 roku (sobota) w godz. 12-14 do Galerii Sztuki Współczesnej Muzeum Północno-Mazowieckiego w Łomży przy ul. Długiej 13 w Łomży na wystawę fotografii Gabora Lőrinczego z okazji 80. rocznicy urodzin autora. Są to reminiscencje fotograficzne człowieka, którego można nazwać fotoreporterem z duszą artysty, bowiem Gabor Lőrinczy dokumentując ciekawe zdarzenia i sytuacje, kładzie akcent na klimat, emocje i metaforyczną wymowę. Wystawie towarzyszy album „Łomża w Dolinie Narwi”. Ekspozycja czynna do 31 sierpnia 2021 roku. W czasie zwiedzania obowiązuje dezynfekcja dłoni, zasłanianie ust i nosa maseczką oraz dystans.
Gabor Lorinczy
Na wystawie królują panoramy Łomży i ujęcia rozlewisk Narwi z lotu ptaka. Są także kadry dokumentujące ważne wydarzenia (wizyta Ojca Świętego Jana Pawła II w Łomży, pobyt Czesława Miłosza w Skansenie Kurpiowskim w Nowogrodzie, modernizacja Starego Rynku w Łomży), codzienne sytuacje z życia miasta, uroczystości religijne, imprezy kulturalne... Nie brakuje zdjęć przyrodniczych i krajobrazów. Są portrety znanych osobistości i fotografie z archiwum rodzinnego. Autor o sobie: Rzeczywistość wokół siebie widzę w kadrach, zapisując na nich wydarzenia bogactwem i malowniczością życia codziennego. Naciskając migawkę biorę udział w śmiertelności, zmienności i bliskości przyrody i ludzi. Mój ojciec Gyárfás artysta malarz, konstruował twórczość, ja zaś wyzwalam z uwięzienia codzienność. Jestem mistycznym wędrowcem, myśliwym, zmysłowym podglądaczem codziennych skrajności. Szczęściem moim jest znajdować się dokładnie w miejscach, które Jezus mi wskazuje i każe nacisnąć migawkę! Fotografia jest dla mnie dziwacznym medium, formą duchowej metafizyki, fałszywką na poziomie postrzegania, autentyczną zaś na poziomie czasu. Aparat nie ma duszy, ale wyzwalając migawkę obdarzam kadr autorską duchowością. Jest dla mnie narzędziem, jak pędzel malarza i tylko tak go używam! Widzenie fotograficzne jest darem Bożym i świadomość tego wyróżnienia czyni moją wyobraźnię bogatszą, łatwiejszą w ocenie ostatecznego efektu dzieła. Od niespełna sześćdziesięciu lat jestem profesjonalnym fotoreporterem. Dziękuję Opatrzności za dar talentu, który realizuję każdego dnia z pasją, jak umiem najlepiej. Pomocna w tym była duchowa obecność świętej pamięci żony i przyjaciela – Jadwigi, która przez 57 lat na dobre i na złe towarzyszyła mi w życiu. Jezus pozwolił jej przyjść na świat w cudownym miejscu nad Narwią w Niwkowie, gdzie ja czułem autentyczną inspirację, by utrwalać to co Pan Bóg stworzył. Dziękuję Mu za to!
Gabriela Szczęsna: Gabora, pogodnego, przystojnego brodacza, z silnym głosem i uściskiem ręki, zobaczyłam na własne oczy dopiero w roku 1983. Właśnie wtedy, po studiach i pierwszej pracy zawodowej, na stałe wróciłam do Łomży, rozpoczynając tu dziennikarską pracę w Redakcji „Kontaktów”, której był fotoreporterem. Moja wiedza o Nim sprowadzała się wtedy do czterech słów: ojciec Węgier, matka Polka. Bardzo Go ubawiło, kiedy się do tego przyznałam. Oczywiście, fotografie Gabora widziałam już nie raz i nie tylko w gazetach, ale nie znałam bliżej Jego imponującego dorobku, czego dowodem było m.in. redakcyjne archiwum fotograficzne. Tysiące zdjęć i negatywów składały się na bezcenny dokument zdarzeń, miejsc i ludzi. Gabor kolejny raz wyjmował z pudeł kolejne zdjęcia, opowiadając o okolicznościach ich powstania, często z zabawnym komentarzem. Bardzo często wyjeżdżaliśmy razem w tzw. teren; ja po materiał do tekstu, On – by zrobić do niego zdjęcia. Nie wiedzieliśmy, co nas czeka, jak to w pracy i podróży, ale jedno było dla mnie pewne: usłyszę kolejną zajmującą opowieść, a raczej gawędę. Bo od Najwyższej Instancji Rozdzielającej Talenty, obok daru fotografowania, Gabor otrzymał także dar opowiadania. I tak, między mijane przez nas kolejne miejscowości, znaki i drogowskazy, pola, lasy i nawijającą się pod koła samochodu wstęgę szosy, pięknie wplatała się „wstążka” Jego wspomnień: o dziecięcej radości z pierwszego aparatu fotograficznego – prezentu od ojca; o eksperymentach w ciemni; o poszukiwaniu własnej techniki, pomysłów i fotograficznego patrzenia. Ta wielka pasja zatrzymywania w kadrze chwili tu i teraz, stała się dla Niego nie tylko radością samą w sobie: niejednokrotnie pozwalała Mu również przetrwać trudne osobiste doświadczenia, o czym także w podróżnej gawędzie nie raz wspominał. A ja doświadczałam kolejny raz, że Gabor fotografuje nawet prowadząc samochód! Rzucał np. krótkie „Patrz, te tam!” i natychmiast się zatrzymywaliśmy. „Te tam” okazywały się albo oblepionymi śniegiem badylami, albo zwyczajnymi stogami siana, wokół których pasły się zwyczajne krowy, albo z pozoru mało urodziwą starą przydrożną kapliczką. Trzask migawki. Jeden, drugi... Właśnie z umiejętności dostrzegania i mistrzowskiego fotograficznego spojrzenia wyłaniała się potem nastrojowa, pełna ekspresji kompozycja bez względu na to, czy przedstawiała wiosenne rozlewiska Narwi, kopanie kartofli, czy chłopski pogrzeb; czy była to Ziemia Święta, czy ziemia nad Pisą. Reporterskie oko Gabora znakomicie „chwytało” tę jedną, jedyną niepowtarzalną chwilę, zupełnie niewidoczną dla innych, zarówno w sytuacjach codziennych, jak i odświętnych; i tam, gdzie z pozoru nic się nie działo, i tam, gdzie przeciwnie; i w portretowaniu ludzi znanych, i tych znanych niewielu. Bez wątpienia: nastrój i fotograficzne widzenie to Jego „znaki firmowe”.