Kurna chata
Szokującego odkrycia dokonaliśmy w 1969 r. Nie było okazji, aby wcześniej to opublikować. Pierwszy taki przypadek w historii muzealnictwa łomżyńskiego. Ten typ budownictwa był czymś oczywistym bardzo długo, a miał zniknąć z naszego krajobrazu dopiero w II poł. XIX wieku. Jeszcze Gloger zamieścił w swojej książce „Budownictwo drzewne w Polsce” fotografię z 1907 r „ostatniej a zarazem najstarszej kurnej chaty” z gub. grodzieńskiej. Okazało się, że - podczas częstych wyjazdów z Jadwigą Chętnikową, żoną założyciela Skansenu Kurpiowskiego i Muzeum Północno-Mazowieckiego - to nam w XX w. przypadło w udziale odkryć nad Pisą ostatnią, użytkowaną kurną chatę. Jak opowiadali właściciele ziemi, dziadkowie spędzili tu dożywocie, potem pomieszczenie wykorzystywano jako kurnik. Chaty bez komina zwane też dymnymi, miały u szczytu otwór dla ujścia dymu - tędy dodatkowo wchodziło światło. Pod takim okienkiem palono ognisko, oświetlające wieczorem wnętrze, gotowano pożywienie - jednocześnie ogrzewając się w jednej izbie wspólnie z ptactwem lub jakimś innym zwierzęciem hodowlanym. Zanim ktoś wyciągnie pochopne wnioski z dzisiejszego punktu widzenia, niech pomyśli o nierzadko goszczącej na wsi biedzie i zaradności wbrew przeciwnościom losu. Wg przysłowia, zapisanego przez Zygmunta Glogera: „Nawet dym słodki w swojej chacie”. Dawniej kurne chaty były powszechne, spotykane nawet na tzw. Zachodzie.