Powrót do Łomży
Miałem okazję z Łomży w 7 godzin tzw. gierkówką przeskoczyć w Sudety, pod czeską granicę, gdzie przetrwały warownie średniowieczne. Łatwiej się znosi polskie drogi w wygodnym samochodzie osobowym. Zwiedzałem „polskie Carcassonne” oraz zamki, pałace dziś wykorzystywane jako tło bajkowych sesji fotograficznych przez nowożeńców i już tylko przewodnik mówił o dziesiątkach ciężarówek, którymi wywieziono bogate wyposażenie… Wracałem koleją. Polska rzeczywistość w skrócie: malownicze zabytkowe dworce, niebywale zaniedbane - tym większy kontrast, gdy oglądane z nowoczesnych, wygodnych choć niedomytych wagonów, przez brudne szyby. Na kilkanaście mijanych stacji wartych odnowienia tylko przy jednej prace porządkowe (patrz zdjęcie: budowa peronu), na trasie Katowice - Warszawa. Niemożliwy, dziwny bałagan przy pracy. Już to słyszę: -„Narzekanie. Patrzmy tylko w przyszłość, nie wracajmy do staroci” A przecież za oglądanie tych „staroci” turyści chcą płacić, tyle że nic się nie zmieni bez mechanizmów ulg podatkowych, zachęt do usunięcia brudu. Chciałbym tylko chwalić, wolałbym aby jednocześnie wszystkie stacje zaczęto odnawiać, ale chyba komuś degradacja zabytków odpowiada i lepiej dokuczać, że Polacy nie potrafią napisać wniosku, choć możliwe są dofinansowania unijne… Łącznie do Łomży wracałem 18 godzin. W domu wylądowałem o 3.oo następnego ranka. Oto polska rzeczywistość: udręka czyli „jakoś to będzie”… Było: od sympatycznej konduktorki wydobyłem informację, dlaczego czekaliśmy w polu godzinę. Zepsuta lokomotywa. Motorniczy w końcu ją naprawił, ale część pasażerów nie zdążyła już na swoje połączenia. Kasa PKP dała wybór: czekanie w Katowicach kolejną godzinę na zwykłą linię, ale wtedy musiałbym szukać noclegu w W-wie, albo bilet o 50 zł droższy za expres, to może zdążę na ostatni PKS. Cóż z tego. Pechowy autobus łomżyński nie mógł się rozpędzić, przed Markami kierowca zaczął wydzwaniać o ratunek, bo biegi zacięły się na prędkości 25 km/godz. - gdzie tam: „wszyscy skończyli pracę”. Telefoniczna siła spokoju kierowcy, teksty jak z „Misia” Bareji. Rozdzwoniły się komórki, ktoś wykrzykiwał -„Nie denerwuj mnie, gdzie mam wysiąść: w nocy, w szczerym polu? Nie wierzysz mi, to dam ci kierowcę!”… W spacerowym tempie, o 23.oo zamiast w Łomży my dopiero w Wyszkowie… Ale zamiast nerwów uśmiech - brawo kierowca ! Gorszym wspomnieniem pozostaną upiorne szlaki kolejowe… Oczywiście powrót z Warszawy wzdłuż martwych torów, które urzędnicy ogłosili jako nienadające się do użytku - kłamstwo, skoro swobodnie dojechał do Łomży szynobus… Z punktu widzenia fotografa: elementy kompozycji warto wcześniej zaplanować dla zwartości obrazu, np. u dołu dwa jasne fragmenty okna wagonu jako odpowiedniki po ukosie chmur w górnej części, z mocnym punktem - jasną płachtą i sylwetką robotnika. Improwizacja wymuszona szybką jazdą pociągu. Piękny dokument, niech ktoś powie po latach, że zmyślam…