Browar bez kobiet
Dziesięć kobiet dostało już wypowiedzenia z pracy w łomżyńskim browarze. Pozostałe z 16 kobiet, których dotyczyły plany zwolnienia, mają je otrzymać lada dzień. - Wyraźnie powiedziałem, że te zwolnienia przeprowadzimy – stwierdził już w piątek Ryszard Czopik, prezes spółki Łomża Browary Regionalne w Warszawie, po spotkaniu z przedstawicielami łomżyńskich związków zawodowych. Jako „możliwości złagodzenia skutków zwolnień” firma zaproponowała zwalnianym kobietom, które przepracowały tu po kilkadziesiąt lat, po... 2200 zł „dodatkowej wypłaty”. Wszystkie zwalniane kobiety zapowiadają, że skierują sprawę do Sądu Pracy.
Przypomnijmy: pod koniec sierpnia kobiety, pracujące jako „aparatowy Działu Rozlewu Piwa”, otrzymały do podpisania propozycję zmiany stanowiska na „pracownik pomocniczy”. Podpisały, bo mówiono, że „jak nie podpiszemy, to będziemy zwolnione”. W nowym miejscu pracy przepakowywały ręcznie butelki z piwem z plastikowych krat do papierowych kartonów.
- 8 ton dziennie każda – mówiły, wskazując, że piwo pakowane było dotychczas do plastikowych pojemników i ktoś musiał je przepakowywać do kartonów, w których trafiają do sklepów.
Pod koniec września ruszyła kartoniarka, urządzenie, które pakuje butelki do kartonów, więc kobiety okazały się niepotrzebne.
Zamiar zwolnień prezes Czopik zapowiedział związkowcom w piśmie z 13. października i wówczas o sprawie zwolnień zrobiło się głośno w mieście. Rozgoryczenie kobiet budzą też okoliczności, w jakich 23. sierpnia podpisały „Porozumienie stron, dotyczące zmiany warunków umowy o pracę”, podpisane przez dyrektora browaru Jarosława Zawistowskiego. „Dokument ten nie był owocem porozumienia, a tworem Zarządu Spółki, narzucającym nam nowe warunki pracy i zmianę stanowisk. Kierownik rozlewni piwa Rafał Węgrzyn i przewodniczący organizacji zakładowej OPZZ Jerzy Klepacki oświadczyli, iż niepodpisanie dokumentu spowoduje natychmiastowe zwolnienie. Słowa te w tym samym dniu potwierdził Mirosław Muszyński, przewodniczący NSZZ Solidarność”.
Zapowiedź zwolnień kobiet w browarze odbiła się szerokim echem w mieście i nie tylko tu. U właściciela firmy interweniowali m.in. prezydent Mieczysław Czerniawski i przewodniczący łomżyńskiej Solidarności Henryk Piekarski. Oburzenie budzi zwłaszcza fakt, że na miejsce zwalnianych kobiet przyjęto do pracy młodych mężczyzn.
- Nam nie dano szans, mimo że mam doświadczenie w obsługiwaniu ośmiu urządzeń: od myjki butelek i monobloku, czyli nalewarki piwa, po wyładowarkę i załadowarkę – ubolewa Czesława Zaremba, zwalniana po 28 latach pracy w browarze.
W ostatni piątek doszło jeszcze do spotkania prezesa Czopika z działaczami zakładowych związków zawodowych. Większość zwalnianych kobiet jest ich członkiniami.
- Jedynym naszym zyskiem jest dodatkowa „wypłata” paniom 2,2 tys. zł brutto – przyznaje Mirosław Muszyński z zakładowej Solidarności. - Oprócz tego, zgodnie z prawem pracy, otrzymają wypłaty w okresie trzymiesięcznego wypowiedzenia i przez trzy miesiące odprawy. Niestety, nie dało się więcej wywalczyć...
W tym tygodniu kobiety zaczęły otrzymywać „obiecane” wypowiedzenia.
- Nie było odważnej, żeby odebrać wypowiedzenie – mówi Maria Małż, która po ponad 27 latach pracy jako pierwsza z pań jednak je odebrała. - Nie wierzyłam, że dostanę wypowiedzenie, bo od czerwca byłam na magazynie, a dzień przed zakończeniem urlopu pod koniec sierpnia dowiedziałam się, że dostanę umowę na nowych warunkach. Najpierw wysłali mnie na trzy miesiące niby do pracy w magazynie, a teraz wysłali prosto za bramę!
- Nie udzielę żadnych informacji na ten temat – odmówił nam komentarza w sprawie zwolnień kierujący od czerwca Browarem Łomża dyr. Jarosław Zawistowski.
Maria Małż nie kryje rozgoryczenia: - Nigdy ani mnie, ani koleżanek tak źle w naszym zakładzie nie potraktowano. Zawsze byłam chwalona za pracę.
Jej koleżanka Czesława Zaremba odbierze wypowiedzenie po urlopie chorobowym w poniedziałek.
- Mąż jest bezrobotny, mamy troje dzieci, więc na pewno będę się odwoływać do Sądu Pracy – twierdzi. - My wszystkie przez te lata pracowałyśmy dla zakładu, nie patrząc na urlopy czy weekendy, bo szła produkcja. Schodziło się z nocki i szło na drugą zmianę, wychowując jednocześnie małe dzieci. A wyrzucili nas z dnia na dzień, kiedy niektórym brakuje rok czy półtora roku do świadczeń przedemerytalnych. My tylko pracowałyśmy, a ze zwolnieniami to do końca była tajemnica.
Może zdoła ją rozwikłać Sąd Pracy. Albo pomoże rzecznik praw obywatelskich lub pełnomocnik rządu ds. równego traktowania kobiet. Interwencję poselską zapowiada także poseł Lech Kołakowski, który po niedzieli w tej sprawie ma się spotkać z prezesem Czopikiem.