Przejdź do treści Przejdź do menu
niedziela, 29 grudnia 2024 napisz DONOS@

poniedziałek 29.08.2005

Gazeta Współczesna - Kto dziś wsiądzie ... Gazeta Współczesna - W korku do finiszu Gazeta Współczesna - Co ukryły tynki Gazeta Współczesna - Degradacja do akademii Gazeta Wyborcza - Magnesy neodymowe na wodomierzach

Gazeta Współczesna - Kto dziś wsiądzie ...
- Pijany klient zaatakował mnie w biały dzień w centrum osiedla! – zbulwersowany Zdzisław Dardziński, łomżyński taksówkarz pokazuje zdjęcia pokrwawionej twarzy. – Pomogli mi koledzy, którzy wcześniej wiele razy przeżyli podobne sytuacje.
Kierowcy łomżyńskich taksówek często są ofiarami pasażerów. Agresję zazwyczaj wywołują alkohol i narkotyki. Napastnicy nie atakują już pod osłoną nocy czy po sobotniej balandze. Rozboje i pobicia zdarzają się w ciągu dnia.
Popołudnie grozy
– To było około 14.00 na postoju przy ul. Rycerskiej – wspomina Zdzisław Dardziński. – Do taksówki wsiadł dorosły mężczyzna pod wyraźnym wpływem alkoholu i kazał mi jechać w bliżej nieokreślonym kierunku.
Taksówkarz widząc, że pasażer jest pijany, wulgarnie ubliża i nie mówi dokąd chce jechać, odwiózł go z powrotem na postój. Żaden z taksówkarzy nie chciał go zabrać, więc pijany klient wezwał patrol policji. Funkcjonariusze spisali mężczyznę i pozwolili mu odejść.
– Kręcił się po osiedlu parę godzin – opowiada Dardziński. – Mój kolega wezwał po raz drugi patrol, bo mężczyzna nie dawał za wygraną i ubliżał wszystkim taksówkarzom.
Policjanci przyjechali i jak wcześniej – nie zabrali mężczyzny.
więcej: Gazeta Współczesna - Kto dziś wsiądzie ...

Gazeta Współczesna - W korku do finiszu
Od piątku w Łomży padają nowe rekordy czasu przejazdu przez aleję Legionów. Około pięciokilometrowy odcinek pokonuje się samochodem w... 40 minut. Tak będzie do środy, kiedy wykonawca zakończy remont.
Dramatycznie było już w piątek rano.
– Z Przykoszarowej do Sikorskiego jechałem pół godziny – opowiada jeden z kierowców.
– Od Polowej do Skłodowskiej na jednej przecznicy pięć razy zmieniły się światła, zanim się stamtąd wyrwałem – dodaje inny.
Wykonawca testował wówczas nowoczesną sygnalizację świetlną, ale nie udostępnił wszystkich pasów jezdni. Zablokowane były skręty, więc część samochodów musiała czekać na innym pasie. W sobotę było jeszcze gorzej, bo rozpoczęło się wylewanie nawierzchni. Ruchem kierowało kilka osób. Termin prac został wybrany niezbyt fortunnie. W ostatni weekend wakacji ruch był wzmożony i ze względu na wyjazdy turystyczne i zakupy związane z przygotowaniami do roku szkolnego.
– Było opóźnienie w dostawie sterowników do sygnalizacji świetlnej – tłumaczy Marcin Sroczyński, wiceprezydent Łomży. – Światła trzeba też testować przez 24 godziny. A wykonawca chciał dotrzymać terminów.
więcej: Gazeta Współczesna - W korku do finiszu

Gazeta Współczesna - Co ukryły tynki
- To budowlany i architektoniczny bubel – tak Jarosław Koszewski z biura prasowego prezydenta Łomży ocenia postawiony przed 200 laty ratusz miejski. – Teraz trzeba wszystko poprawić po „fachowcach”, którzy stawiali i remontowali budynek.
Rozpoczęty pół roku temu remont najważniejszego budynku miasta przeciągnie się. Po skuciu tynków okazało się, że ściany są w tak fatalnym stanie technicznym, że grożą zawaleniem. Wykonawca wystąpił do konserwatora zabytków o zgodę na rozebranie ścian aż do parteru.
– Budynek ma po prostu w różnych miejscach różne fundamenty – wyjaśnia Andrzej Wszeborowski, właściciel firmy remontowo-konserwatorskiej. – Są tam głazy o średnicy 2 m z nie wiadomo jakiego okresu, gotyckie cegły, a miejscami... w ogóle nie ma fundamentów. Przy kolejnym remoncie ściany wzmocniono prętami.
Żelazna konstrukcja okazała się zabójcza dla struktury ścian, zwłaszcza że użyte do budowy cegły są już skruszałe. Ściany zaczęły pękać po skosie. Budowlany feler został odkryty dopiero po skuciu wszystkich tynków. Pierwotny projekt zakładał, że zostaną zburzone stropy, a ściany budynku zostaną. Andrzej Wszeborowski twierdzi jednak, że odnowienie ratusza przy tym stanie technicznym jest bezcelowe. Trzeba ściany zbudować na nowo. Zwłaszcza, że w trakcie kilkunastu kolejnych remontów w ub. stuleciu ratusz kompletnie stracił swój styl.
więcej: Gazeta Współczesna - Co ukryły tynki

Gazeta Współczesna - Degradacja do akademii
Uniwersytet w Białymstoku może stracić swoją nazwę. Wyraz "uniwersytet” powinien być bowiem używany tylko wtedy, kiedy uczelnia ma prawo do nadawania stopnia naukowego doktora w co najmniej 12 dziedzinach. Na UwB można się doktoryzować tylko w ośmiu.
Wyższe wymagania postawiła przed uczelniami nowa ustawa o szkolnictwie wyższym. Władze UwB są jednak spokojne o nazwę.
- Nie ulega wątpliwości, że w ciągu pięcioletniego okresu przejściowego, UwB uzyska uprawnienia w przynajmniej czterech dziedzinach - twierdzi Marcin Żukowski, rzecznik prasowy Uniwersytetu w Białymstoku.
Nowa ustawa przewiduje możliwość zachowania w nazwie słowa "uniwersytet”, nawet jeśli uczelnia nie spełnia wymogu. Wtedy jednak musi dodać do niego jakiś przymiotnik.
- Może to być np. uniwersytet humanistyczny, albo humanistyczno--przyrodniczy - tłumaczy dr Dariusz Rott, rzecznik prasowy Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego w Warszawie.
Jednak to też nie jest "furtka”, z której każdy będzie mógł skorzystać. Wprawdzie uczelnia o takiej nazwie musi mieć uprawnienia do nadawania stopnia doktora nie w 12, tylko w sześciu dyscyplinach, ale za to w co najmniej czterech w zakresie nauk objętych profilem uczelni. W przypadku Uniwersytetu w Białymstoku nie jest to do spełnienia, chociażby ze względu na liczbę i różnorodność kierunków.
więcej: Gazeta Współczesna - Degradacja do akademii

Gazeta Wyborcza - Magnesy neodymowe na wodomierzach
Pracownicy Łomżyńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej przyłapali kilka osób, które w swoich mieszkaniach używały magnesów neodymowych do fałszowania odczytów wodomierzy
Magnes neodymowy jest dziesięć razy silniejszy od zwykłego magnesu. Wystarczy przyłożyć go do wodomierza, by ten stanął i przestał odmierzać ilość przepływającej wody. Liczydło wodomierza jest bowiem połączone z wirnikiem, przez który płynie woda, za pomocą pola magnetycznego. Nie ma żadnego połączenia mechanicznego. Magnes zakłóca to pole, więc liczydło przestaje się obracać lub jego praca jest wyraźnie spowolniona.
Magnes neodymowy kosztuje ok. 50 zł. Zysk? Zdecydowany spadek wartości rachunków za wodę. Choć trzeba dodać, że jest to oszustwo.
Łomżyńska spółdzielnia łapie oszustów na dwa sposoby. Pierwszy, kiedy magnes uszkadza wodomierz. Drugi, kiedy nagle zużycie wody w danym mieszkaniu gwałtownie spada. Wtedy jest ono obserwowane.
- Trudno złapać osoby, które używają magnesów - mówi prezes spółdzielni Ryszard Siedlecki. - Kiedy odczytujemy stany liczników, zawsze wieszamy ogłoszenia o tym na klatkach schodowych. Tak więc wszyscy je wtedy zdejmują.
Prezes Siedlecki ocenia, że w jego spółdzielni kradnie się w ten sposób 3-4 proc. wody.
więcej: Magnesy neodymowe na wodomierzach


 
 

W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.

W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
  1. Analityki ruchu na naszych serwisach
  2. Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
  3. Personalizowania reklam
  4. Korzystania z wtyczek społecznościowych

Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).

W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.

Lista Zaufanych Partnerów

Wyrażam zgodę