„Wyzwolenie” Wierszalina w Hali Kultury
Słynny Teatr Wierszalin pokazał w Łomży swój najnowszy spektakl. „Wyzwolenie” Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Piotra Tomaszuka i z główną, popisową rolą Rafała Gąsowskiego, zachwyciło publiczność - przede wszystkim aktualnością wielu wątków, mimo tego, że powstało ponad 120 lat temu.
Teatr Wierszalin znany jest z odkrywczych i nowatorskich interpretacji Mickiewiczowskiej klasyki, choćby „Ballad i romansów”, „Liryków lozańskich” i „Dziadów”, których „Noc drugą” zaprezentował pięć lat temu w MDK-DŚT, w ramach „Objazdu mickiewiczowskiego – wzorem Reduty”, również łomżyńskiej publiczności. Piotr Tomaszuk sięga też jednak do dorobku innych rodzimych wieszczów, dlatego tym razem artyści z Supraśla wrócili do Łomży ze swoją ubiegłoroczną głośną premierą, „Wyzwoleniem” Stanisława Wyspiańskiego.
Sięgnięcie akurat po ten dramat nie dziwi w kontekście jego nieustającej aktualności, mimo tego, że „Wyzwolenie” miało premierę w roku 1903. Wyspiański po sukcesie „Wesela” był wtedy stawiany na równi z Mickiewiczem i Słowackim, dlatego pozwolił sobie na ciekawy zabieg, wybierając na głównego bohatera Konrada (nawiązanie do „Dziadów”), a wśród korowodu najróżniejszych postaci pojawia się też Harfiarka (związki z „Lillą Wenedą”).
To Konrad, czyli Rafał Gąsowski, ma dokonać tytułowego wyzwolenia, i to na kilku płaszczyznach: począwszy od oswobodzenia ojczyzny, co w okresie zaborów wydawało się wszystkim sprawą najważniejszą, przez wyzwolenie narodu z marazmu i apatii, aż do wyzwolenia sztuki. To dla bohatera wielkie wyzwanie, mimo tego, że z racji bycia poetą zdaje się mieć władzę nad duszami rodaków, odwołując się do uniwersalnej prawdy i wartości sztuki jako takiej.
Jednak szybko okazuje się, że Konrad sam nie jest wolny, a jego sztuki i wzniosłych idei nikt nie traktuje serio; ani arystokracja, ani tym bardziej pospólstwo. Dlatego postanawia stworzyć spektakl o Polsce, który nie tylko symbolicznie wyzwoli sztukę, ale też stanie się początkiem narodowego porozumienia, którego konsekwencją będzie z kolei wolność kraju. Wszystko wymyka mu się jednak spod kontroli, bowiem szybko okazuje się, że poszczególne warstwy społeczne są nie tylko podzielone, ale też skłócone, a różne opcje i stronnictwa polityczne jeszcze skuteczniej dzielą naród, więc o żadnym porozumieniu nie ma mowy. Gorzej, nikt nie ma sprecyzowanego programu przemian; podstawą jest opieranie się na konserwatywnych i narodowych stereotypach oraz odwoływanie się do chwalebnej, ale mającej się nijak do obecnej rzeczywistości, romantycznej przeszłości.
Ten korowód postaci (Monika Kwiatkowska, Magdalena Dąbrowska, Dariusz Matys i Bartłomiej Bazyluk) wiruje po scenie w iście chocholim tańcu, wykrzykując różne patriotyczne hasła i frazesy, z których nic jednak nie wynika. Coraz bardziej zdesperowany Konrad zaczyna więc zdawać sobie sprawę, że jego misja jest w zasadzie niewykonalna, a on sam porwał się na coś, co przerasta go w każdym jej aspekcie. Przydziela więc role, dialoguje z maskami, ale ma już świadomość porażki. Dlatego w finale bezsilnie przeklina poezję, zdając sobie w końcu sprawę, że nie może ona wyzwolić nikogo ani niczego, pozostając na ciemnej, pustej scenie, wśród opuszczonych, niepotrzebnych już dekoracji.
Wszystko to w przestrzeni Hali Kultury zostało pokazane z rozmachem, mimo oszczędnej scenografii, zaprojektowanej przez Mateusza Kasprzaka i w stonowanej oprawie muzycznej, którą stworzyli kompozytor Adrian Jakuć-Łukaszewicz i sam Piotr Tomaszuk. Brylował przede wszystkim Rafał Gąsowski, potrafiący zmierzyć się z rolą Konrada na wielu płaszczyznach, od kogoś zagubionego, pełnego wątpliwości i bardzo zwyczajnego na początku, przez natchnionego i pełnego zapału, aż do rozczarowanego i przegranego w finale. Miał jednak świetne wsparcie w kreujących różne postaci koleżankach i kolegach z zespołu, dlatego po spektaklu publiczność nie kryła satysfakcji, że mogła doświadczyć czegoś na takim poziomie - szczególnie jeśli porówna się „Wyzwolenie” Wierszalina do wielu typowo rozrywkowych i mających niewiele wspólnego z prawdziwym teatrem spektakli, które często grane są w Łomży.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Rafał Mikołaj Krasucki/Hala Kultury