Z potrzeby serca
Pierwsza tegoroczna biesiada poetycka „Z potrzeby serca” zorganizowana przez Teatrzyk Żywego Słowa „Logos” odbyła się w Klubie Batalionu Remontowego. Gościem spotkania był ksiądz prałat Ferdynand Gryszko, proboszcz łomżyńskiej parafii Bożego Ciała, autor wydanego niedawno debiutanckiego tomiku poezji „Zapiśnik kapłański”. Poza młodymi recytatorami z Teatrzyku „Logos” wystąpili uczniowie ze Społecznego Ogniska Muzycznego w Łomży.
Wiersze ks. Gryszko, recytowane przez podopiecznych Witolda Długozimy oraz starannie dobrane utwory muzyki poważnej oraz pieśni patriotyczne i religijne złożyły się na specjalny program słowno – muzyczny. Prezentowali w nim swe umiejętności prowadzeni przez Jana
Zugaja, uczniowie Społecznego Ogniska Muzycznego i śpiewające siostry Domalewskie: Katarzyna i Aleksandra. Dziewczynkom akompaniował na gitarze tata, Krzysztof Domalewski. Licznie zebrana publiczność słuchała uważnie, a główny bohater dnia nie krył wzruszenia, obserwując jak jego wiersze nabierają nowych barw w interpretacjach młodzieży.
„Ks. Gryszko był gościem na jednej z naszych poprzednich biesiad poetyckich i wtedy narodził się pomysł, żeby zebrać jego wiersze w tomiku poetyckim, mówi Witold Długozima, prowadzący Teatrzyk Żywego Słowa „Logos”. Nadaliśmy mu tytuł „Zapiśnik kapłański”. Jest to poetycka modlitwa, rozważania o dniu codziennym - od wczesnego ranka po zmierzch. W tym tomiku poeta obserwuje życie, świat, swoich parafian; jednocześnie jest to też obcowanie z Bogiem poprzez poetyckie strofy”.
Wydanie „Zapiśnika kapłańskiego” udało się szybko sfinalizować dzięki wsparciu finansowemu księdza kanonika Andrzeja Godlewskiego. Książka jest już dostępna, między innymi u autora.
„Sięgnąłem po pióro już w szkole podstawowej, wspomina ks. Gryszko. Zacząłem składać literki, zdania i tak zostało, od trzeciej, czwartej klasy”. Pierwszy wiersz napisał dla swej ulubionej nauczycielki, ta jednak nie doceniła jego prób poetyckich, wystawiając ocenę niedostateczną. To niepowodzenie nie zraziło młodego poety. Pracowicie zapełniał wierszami kolejne bruliony, które wędrowały z rąk do rąk, zwykle już do niego nie wracając. Po ukończeniu seminarium pisał już tylko dla siebie, „do szuflady”. Trwało to dopóty, dopóki Witold Długozima nie zapoznał się z dorobkiem księdza i nie uznał, że te wiersze nie mogą pozostać nieznane.
„Witold Długozima chodził do mnie, chodził aż wyprosił te wiersze”, śmieje się ks. Gryszko. „Jest tego jeszcze sporo, jeśli znajdziemy sponsora, tak jak do tego wydania, które sfinansował mój młodszy kolega w kapłaństwie, kto wie? Będzie wtedy tak: ja piszę, on płaci i będzie dobrze!”
„Mam nadzieję, że ksiądz prałat da się jeszcze namówić na wydanie kolejnych wierszy, że to dopiero początek drogi”, dodaje Witold Długozima.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka Chamryk