Etapy życia w fotografiach Grzegorza Jarmocewicza
W łomżyńskiej Galerii Pod Arkadami otwarto wystawę fotografii Grzegorza Jarmocewicza „Ita est... Miriam”. Autor, znany artysta fotografik, wykładowca fotografii w białostockiej AFiP prezentuje swe zdjęcia w Łomży po raz trzeci, po 13 letniej przerwie. Tym bardziej warto podkreślić to wydarzenie, bo w ostatnich 10 latach jego wystawy indywidualne i udział w wystawach zbiorowych należały do rzadkości. Artyście w otwarciu wystawy towarzyszyła przesympatyczna labradorka o imieniu Luka.
„Wystawa obrazuje pewne etapy życia, mówi o narodzinach, dojrzewaniu, byciu dorosłym i śmierci - to wszystko przewija się na tych zdjęciach. To cykl, który ewoluuje, powstaje mniej więcej od 2008 roku”, mówi Grzegorz Jarmocewicz. Ciekawa jest też geneza oryginalnego tytułu cyklu: „Ita est to fragment łacińskiego tekstu Seneki, mówiący o tym, że my, jako ludzie, dostaliśmy od bogów tak wiele, a nie potrafimy tego docenić. W drugiej części tytułu występuje imię Miriam. Jest to imię żydowskie, określające Marię, jako matkę Boga, miejsce poczęcia i narodzin Chrystusa”. Cykl ciągle ewoluuje, przybiera różne formy – tylko niektóre zdjęcia są w nim zawsze obecne, inne się zmieniają. „Każda z kolejnych wystaw jest poszerzeniem lub zamianą pewnych rzeczy, w zależności od tego, jaki jest tytuł tej wystawy. Chociaż zawsze dotyczy ona, tak naprawdę, przebiegu czasu, naszego życia. Całkiem nowych jest tu 15 – 20 prac, a w cyklu jest około 80 zdjęć” – wyjaśnia Grzegorz Jarmocewicz. Uwagę zwiedzających wystawę zwraca mały format fotografii. Okazało się, że jest to zabieg celowy: „chodzi o to, by oglądający zatrzymał się, by wywołać relację między obrazem a widzem, by mógł się on skupić. By mógł wielokrotnie do tego powracać – na duże, świetne zdjęcie spogląda się i przechodzi się dalej. Staram się, by każde zdjęcie, które robię, było autentyczne, prawdziwe i mówiło o czymś”. Fotografie Jarmocewicza są bardzo trudne do zinterpretowania, wymykają się jednoznacznym ocenom, co cieszy ich autora. „To jest piękne i bardzo fajne, na przykład jeden z widzów dopatrywał się różnych spraw w detalach architektonicznych, jak dla mnie bardzo pięknych. I dla mnie to jest bardziej wartościowe niż to, co przedstawia zdjęcie”– uśmiecha się fotografik. Niektóre z prac Jarmocewicza są bardzo mroczne, ale autor nie do końca zgadza się z taką interpretacją: „są mroczne z powodu skupienia, zatrzymania ciemnej barwy i odrobiny światła. Ale sepia, kolor żółty daje pewną nadzieję na wyrwanie się z tej mroczności”. Czyli według autora jest to raczej mroczność niedopowiedziana, niedookreślona. „Nasze życie jest właśnie takie, że czasem opiera się o jakieś mroczne sprawy, bardzo bolesne. Ale zawsze potrafimy się z tego podźwignąć” ocenia.
Na zdjęciach jest wiele fragmentów architektonicznych, co autor wyjaśnia w następujący sposób: „dom jest miejscem, gdzie człowiek może się schować, może swój ból lub radość dzielić z miejscem, które kocha”. Autor zwraca bardzo dużą uwagę na wymowę swego dzieła, nie chce, by było to typowe, pocztówkowe ujęcie, pozbawione emocji i głębi.
„Moje zdjęcia inspiruje życie, to, co nas dotyczy na wszystkich jego etapach” – zamyśla się Grzegorz Jarmocewicz. I objaśnia swe artystyczne credo: „Staram się przekazywać to, co czuję, bardzo ważne jest też to, by zdjęcie potrafiło mówić, coś przekazać”.
Wojciech Chamryk
Fot. Elżbieta Piasecka Chamryk
Wystawa będzie czynna do 16 lutego 2011