Akcyza na prawdę?
Zgodnie z luźną definicją akcyzy zawartą w prężnie rozwijającej się encyklopedii internetowej, celem tego pośredniego podatku, objuczającego towary konsumpcyjne jest ograniczenie konsumpcji w rzeczy samej. Ciekawa jest również sama odpowiedź na pytanie – dlaczego? Ano ze względu „na ich szkodliwość społeczną” koniec cytatu. I tu nam się wszystko rozjaśnia.
W następnej kolejności niechybnie należałoby nałożyć akcyzę na badanie opinii publicznej. Jest to niewątpliwie palący problem z powodu wypalania się zainteresowania społecznego wyborami. Ostatnio sondaże mają to do siebie, że rzadko widać w nich całą prawdę i tylko prawdę. Może za wyjątkiem tych, które publikowane są zaraz po wyborach. Wbrew pozorom można bez żartów spotkać i takie. Robią tylko krecią robotę i mętlik w głowie. Skutecznie zmniejszają też wyborczą frekwencję. Słupki określające kandydatów i polityczne ugrupowania mają zapewne za zadanie skutecznie przyzwyczaić wyborców do założonych wcześniej wyników, co w efekcie przekłada się również na to, że nikt już po kilkudziesięciu publikacjach nie interesuje się faktycznymi wynikami wyborów. Nabierają się na to nawet sami kandydaci, co później przekłada się na zdziwienie, a w jednostkowych (?) przypadkach nawet na płacz i zgrzytanie. Jeden ze starszych udokumentowanych przejawów akcyzowej działalności został ostatnio przypomniany. To opodatkowanie wolności słowa, a pośrednio też pereł literatury polskiej. Otóż w trosce o ograniczenie tej pandemii, półtora roku w więzieniu spędził pewien głosiciel tej idei już w roku 1968. Dziś domaga się odszkodowania, ale okazało się, że to dobro jest również na liście ograniczonej konsumpcji. Dla określenia sytuacji politycznej w kraju zacytował wtedy Kochanowskiego. „Nową przypowieść Polak sobie kupi, że i przed szkodą i po szkodzie głupi.” Czy to na pewno odnosi się tylko do „Pieśni o spustoszeniu Podola”?
Mariusz Rytel