Lista lektur refundowanych
Znów się zaczęło. Ponad dziewięćdziesiąt procent Polaków chce, by w kanonie lektur znalazły się "Potop" i "Quo Vadis" Henryka Sienkiewicza. W sondażu publikowanym w „Dzienniku” ankieterzy pytali o te lektury, które mają być skreślone z listy książek, które trzeba przeczytać w całości. Kto w ogóle wymyślił, żeby lektury czytać w całości?! O to już nie pytali. U takiego Kafki na przykład. Jest „Proces” i wszystko jasne. Występuje tu zapewne oskarżony, naprzeciwko prokurator a w środku sędzia. Może jest też adwokat przydzielony z urzędu, jak Kafki nie stać. O resztę się człowiek dopyta na przerwie. Albo się i nie dopyta, bo pozycja jeżeli jest, to jedynie w spisie lektur uzupełniających.
Mimo całej burzy wokół, zapewne większość Polaków nie wie do końca, czy lista lektur jest dobra czy zła. Ona po prostu jest i jak pokazuje historia naszego kraju, do tej pory się sprawdzała. Lektury dawały nam poczucie wspólnoty, jednocześnie jednostki czyniąc wyjątkowymi. W cichości serca wiele osób utożsamiało się z bohaterami. I to utożsamiało głębiej niż z tymi z seriali, bo lektura książki wymaga więcej zaangażowania. Nawet jeżeli dzisiaj nie za bardzo wiemy skąd znamy Wokulskiego, Stanisławę Bozowską, Andrzeja Radka czy Marcina Borowicza to każdy, kto ich historię przeczytał w całości, powinien mieć świadomość, że nie była to syzyfowa praca. Ten klimat pozostał i na co dzień wraca choćby w postaci odpisu procenta podatku czy coraz bardziej powszechnej idei wolontariatu.
Natomiast ten i jemu podobne sondaże, same w sobie są godne polecenia jako lektury, nie tyle dla uczniów co twórcom kabaretowym. Takich badań na zlecenie dziennie powstają setki. Po doświadczeniach z weryfikacją ich wiarygodności sam pokusiłem się ostatnio o wykonanie własnego. Twierdzę na przykład, że co trzeci uczeń szkół ponadgimnazjalnych w Łomży czyta lektury. Taką tezę stawiam, na postawie statystycznych obserwacji jakie poczyniłem pewnego wieczora. Otóż na ławeczce ustawionej na placu zabaw siedziało trzech gentelmenów. Jak już wypili, szybko wyrzucali butelki w krzaki i trudno było zauważyć jaki konkretnie napój sprawia, że potrzeby fizjologiczne człowiek załatwia na miejscu. Dyskutowano tam między innymi na temat braku zrozumienia dzisiejszej młodzieży przez nauczycieli szkół ponadgimnazjalnych. - A ja przeczytałem „Lalkę” - westchnął w pewnym momencie jeden z nich. Zapadła cisza. Po chwili znów zrobiło się głośno. O „wyrywaniu lalek” na wieczornych dyskotekach dyskutowano do późna.
Zamiast zmieniać pozycje na liście lektur, może ktoś wpadłby na pomysł jak zachęcić do czytania tego co już tam jest.
Mariusz Rytel