Dobre rady
Jan Maria Władysław Rokita odwiedził ostatnio Łomżę. W ogóle przeżywamy ostatnio najazd „telewizorów”. Określenia tego użył całkiem niedawno jeden z moich znajomych, która to znajomość nie przeszkadza mu - nie wiedzieć czemu - w uprawianiu polityki, więc przynajmniej w tym przypadku wie co mówi. „Telewizor” to ponoć określenie dla osobowości znanych i takich, których opowiadania słucha szersza niż lokalnie grupa odbiorników... przepraszam odbiorców.
Z wypowiedzi i rad naszego światowego gościa najbardziej zatrważająca może być ta o wybieraniu sobie współpracowników. Jego zdaniem samorządowiec powinien pracować z osobami „lepszymi od siebie”. Jest to chyba jedyny z wyżej i niżej wymienionych warunków zupełnie niemożliwy do spełnienia. Co więcej, jego spełnienie mogłoby zagrozić porządkowi społecznemu i zachwiać filarami demokracji. Proszę sobie wyobrazić, że dany polityk, niezależnie od opcji i rankingu, dobiera sobie lepszego od siebie współpracownika. Później musi z nim rozmawiać, przekonywać go do swoich racji, starać się przy kolegach nie wypaść najgorzej w towarzystwie takiego pracownika. Żeby zachować twarz, samorządowiec taki musi zdobyć jakiś sensowny certyfikat, zdać egzamin, a nie będzie to łatwe, ponieważ mija właśnie ostatnia szansa na ulgi - już w przyszłym roku nie będzie obowiązywać amnestia maturalna. Ostatecznie taki samorządowiec musi przynajmniej trochę poczytać, a i to nie gwarantuje, że taki wyhodowany na własnej piersi skubaniec nie zechce zająć przy najbliższych wyborach miejsca swojego pana. Idea zawarta w słowach niedoszłego premiera jest więc słuszna – realizacja niemożliwa. Ostatnia z rad wiąże się z możliwością rozdysponowywania w samorządach całkiem sporych pieniędzy z funduszy i budżetów publicznych. - Stosujcie takie zasady ich wydawania jak swoich prywatnych – apeluje Rokita.
I tu się Jan Maria zagalopował w swych poradach, praktyka ta bowiem stosowana jest już od dawna.
Mariusz Rytel