Kolejny muzyczny prezent na Dzień Kobiet
Po raz pierwszy od ponad czterech miesięcy Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego zagrała koncert z udziałem publiczności. Orkiestrę w dedykowanym paniom programie „O sole mio” poprowadził Jan Miłosz Zarzycki, a słynne neapolitańskie pieśni i tenorowe arie wykonali wybitny śpiewak Adam Zdunikowski i jego bardzo uzdolniony dyplomant Nazarii Kachala z Ukrainy. Publiczność dopisała, było około 90 osób.
Filharmonia Kameralna rozpoczęła sezon artystyczny 2020/21 z udziałem publiczności, która uczestniczyła również w koncertach Międzynarodowego Festiwalu Kameralistyki Sacrum et Musica. Później nie było już jednak tak dobrze i ostatni koncert na żywo ze słuchaczami odbył się 29. października, kiedy to klarneciści Roman Widaszek i Agnieszka Natanek zagrali z orkiestrą pod batutą Stefano Teaniego najsłynniejsze tematy muzyki filmowej. Kolejne koncerty odbywały się już online: dwa pierwsze, w tym upamiętniający 250 rocznicę urodzin Ludwiga van Beethovena, były transmitowane na żywo, dziewięć kolejnych zostało zarejestrowanych wcześniej.
Jednak artystom i publiczności brakowało prawdziwych koncertów, dlatego wznowienie przez łomżyńskich filharmoników występów na żywo z udziałem widowni było dla wszystkich prawdziwym świętem. – Jak to miło znowu państwa widzieć! – podkreślał ze sceny dyrektor Zarzycki, a prowadzący koncert Bogdan Szczepański również nie krył radości z tego spotkania ze słuchaczami twarzą w twarz. Świetnie przyjęci muzycy zrewanżowali się słuchaczom pięknym koncertem. Sami filharmonicy z lekkością i wdziękiem interpretowali ponadczasowe walce i polki
Johanna Straussa oraz Johanna Straussa syna, zaskoczyli też nieoczywistym ujęciem walca Dmitrija Szostakowicza, fragmentem „Suity jazzowej nr 2”. Z kolei tak lubiany w Łomży Adam Zdunikowski, jeden z solistów płyty „Trzej tenorzy w nadnarwiańskim grodzie” łomżyńskiej orkiestry, ostatnio śpiewający z nią w maju roku 2019 oraz jego dyplomant Nazarii Kachala zaprezentowali same perełki. Na początek zabrzmiało coś poważniejszego, słynne arie La donna e mobile z opery „Rigoletto” Giuseppe Verdiego oraz Una furtiva lagrima z opery „Napój miłosny” Gaetano Donizettiego, po czym rozbrzmiewały już tylko słynne, włoskie pieśni, tak lubiane i popularne w każdym zakątku świata. – To wspaniały repertuar, wymarzony dla tenora – mówi Nazarii Kachala. – Te pieśni są ciekawe, opowiadają o życiu, są też bardzo melodyjne i po prostu piękne – można w nich pokazać głos, wnieść do interpretacji coś od siebie.
„Mamma”, „Parla mi d'amore Mariu”, „Mattinata”, „Torna a Surriento” i wiele innych zachwyciło słuchaczy nienagannym wykonaniem, a nie było to przecież wszystko, wszak na finał zabrzmiało w duecie „O sole mio”, zaś na bis, również w wykonaniu obu śpiewaków, równie słynna „Granada” meksykańskiego dla odmiany kompozytora Agustína Lary. – Śpiewać obok profesora jest trochę strasznie, bo zawsze jest się pod kontrolą – mówi Nazarii Kachala. – Ale z drugiej strony czuję, że on jest obok, że kontroluje sytuację i jestem bardzo szczęśliwy, że mogę z nim zaśpiewać, słuchać jak to robi, zobaczyć, być z nim w duecie, bo to coś niesamowitego i cieszę się bardzo, że miałem taką możliwość i marzę, że może zaśpiewamy kiedyś razem w operze – może jeszcze zdążę.
Utalentowany śpiewak, mający już za sobą pierwsze role w spektaklach bydgoskiej Opera Nova, choćby Stefana w „Strasznym dworze” Moniuszki, mówi o tym nie bez przyczyny, bowiem Adam Zdunikowski już od jakiegoś czasu zapowiada zakończenie kariery wokalnej i skupienie się na pracy pedagogicznej oraz organizacyjnej – dlatego czwartkowy koncert być może naprawdę był jego ostatnim występem w Łomży.
– To z każdym rokiem powoli przyspiesza i niedługo naprawdę przestanę śpiewać – mówi Adam Zdunikowski. – W tym roku będę obchodzić jubileusz 30-lecia pracy artystycznej i naprawdę chcę ją zakończyć. Natomiast nie zakopuję topora wojennego, cały czas walczę, ale staję teraz w szranki w innej kategorii: pedagoga, nie śpiewaka i jak widać udaje mi się odnosić na tym polu pewne sukcesy. Co prawda Nazarii to nie jest mój pierwszy dyplomant, ale jeden z ostatnich, bo we wrześniu ukończył Akademię Muzyczną im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy i do tego mój najlepszy student. W zeszłym sezonie byli tutaj moi inni studenci: też tenor Krzysztof Zimny, baryton David Roy i bas Wojciech Urbanowski – mam szczęście, że trafiają mi się takie talenty.
Wojciech Chamryk