W MDK-DŚT znowu rozbrzmiewa jazz
Kwartet Przemysława Chmiela porywająco zagrał podczas reaktywacji cyklicznych koncertów jazzowych w Miejskim Domu Kultury-Domu Środowisk Twórczych. Młodzi muzycy promowali swą debiutancką, wydaną sześć dni wcześniej płytę „Witchcraft”, pokazując, że jazz to przede wszystkim nieskrępowana niczym improwizacja – czasem nawet czterech instrumentów jednocześnie, chociaż był to pierwszy koncert formacji z tym programem. Dla lidera i pianisty Mateusza Gramburga była to kolejna wizyta w Łomży, po udziale w Novum Jazz Festival. – Cieszymy się bardzo, że możemy do Łomży wrócić już w innym charakterze – mówi Przemysław Chmiel. – Był czas na konkursy, chętnie braliśmy w nich udział, ale w końcu nasze marzenie się ziściło, płyta w końcu jest i zaczęliśmy promować ją na żywo!
O tym, że młody polski jazz jest zjawiskiem nad wyraz interesującym wiedzą doskonale bywalcy Novum Jazz Festival i koncertów w MDK-DŚT. Te ostatnie cieszyły się coraz większym zainteresowaniem, ale wszyscy wiedzą, co wydarzyło się wiosną. Jeszcze 9. marca w MDK zdołał zagrać kobiecy O.N.E. Quintet, ale o planowanych na kolejne miesiące koncertach tria skrzypka Stanisława Słowińskiego oraz, znanego ze współpracy z Nigelem Kennedym, wybitnego pianisty i lirnika Joachima Mencla nie był już mowy. Radość jazzfanom sprawił jednak występ tria Arka Czernysza podczas Café Kultura, a teraz, po siedmiomiesięcznej przerwie, Jazzowy Dom Kultury znowu rozbrzmiewa synkopowanymi dźwiękami.
– Otrzymaliśmy to miano w roku 2019, przy okazji jednego z jazzowych projektów i staramy się je kultywować i realizować! – podkreślał zapowiadający koncert dyrektor MDK-DŚT Krzysztof Zemło.
Owa reaktywacja wypadła nad wyraz okazale, bowiem kwartet Przemysława Chmiela tworzą bez wyjątku młodzi, jeszcze studiujący w Katowicach i w Krakowie, ale już wyśmienici, muzycy: lider, grający na tenorze i sopranie, pianista Mateusz Gramburg, kontrabasista Piotr Narajowski i perkusista Michał Szeligowski. Dwaj pierwsi są doskonale znani bywalcom Novum Jazz Festival, uczestniczyli bowiem w edycjach jego konkursu w latach 2017 i 2018, co dla Przemysława Chmiela skończyło się wyróżnieniem. Był też laureatem wielu licznych nagród, a w ubiegłym roku zrealizował debiutancką płytę swego kwartetu, wypełnioną włącznie autorskimi kompozycjami. I właśnie utwory wybrane z „Witchcraft” złożyły się na program łomżyńskiego koncertu – premierowego z tym materiałem.
Po muzykach w żadnym razie nie było jednak widać tremy czy jakiejś niepewności, wynikającej z braku wcześniejszego ogrania programu na żywo. Przeciwnie, imponowali w każdym aspekcie, łącząc jazz bliski postbopowego mainstreamu ze swobodnymi, natchnionymi improwizacjami w duchu free, szczególnie w najdłuższym „Dear Wayne“. Dlatego też poszczególne kompozycje łączyły się ze sobą, płynnie przechodząc jedna w drugą, tworząc perfekcyjną całość, w dodatku z zatartym podziałem na instrumenty solowe i rytmiczne.
– Improwizacja jest w muzyce jazzowej podstawą – mówi Przemysław Chmiel. – My staramy się realizować materiał w ten sposób, że płytę traktujemy jako szkic, punkt wyjścia do jakichś rozważań. Dlatego czasem jest tak, że jeden utwór zaczniemy dokładnie tak samo jak na płycie, a czasem Piotrek zaproponuje coś na kontrabasie, Michał na perkusji czy Mateusz na fortepianie, czasem ja, albo utwór będzie połączony z tym poprzednim. I to jest sytuacja ekscytująca, bo mamy wrażenie, że to motywuje podwójnie, do 120 % skupienia; nie jest to też sytuacja, że coverujemy własną płytę i odgrywamy ją. Nie jest to oczywiście niczym złym, ale my wszyscy zakochaliśmy się w jazzie właśnie ze względu na tę możliwość szaleństwa, improwizacji, interakcji między nami.
Co ważne dopisała też publiczność – blisko 30 osób w obecnej sytuacji nie jest złą frekwencją, zwłaszcza jak na koncert młodego zespołu z raptem jedną płytą na koncie – chociaż już można spotkać opinie, że „Witchcraft” to jeden z ciekawszych tegorocznych debiutów polskiego jazzu.
Reakcje słuchaczy były ciepłe, dlatego nie zabrakło też bisu, „Walca“, którego na płycie nie ma.
– Wiadomo, że po półrocznym chyba okresie niegrania taka sytuacja, żeby zagrać chociaż ten jeden koncert, to naprawdę przeżycie – podkreśla Przemysław Chmiel. – Oczywiście koncert zawsze był dla nas czymś wyjątkowym, ale dzisiaj frekwencja dopisała – nie spodziewaliśmy się, że ludzie, pomimo tej niepewnej sytuacji zdecydują się z nami spotkać i posłuchać naszej muzyki, to dla nas ogromna radość. Płyta jest naszą wizytówką, ale nagrywamy ją po to, żeby móc zaprezentować tę muzykę ludziom na żywo. Ta ekscytacja, związana z występami na żywo, możliwość zetknięcia się z ludźmi, ich energią, jest niepodrabialna – każdy muzyk improwizujący powtarza bardzo często, że w studiu się tego nie osiągnie, tylko spotkanie z żywą publicznością jest dla nas najlepszym paliwem.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka-Chamryk