Swobodne granie kapeli Miód na Serce
Ogromną niespodziankę dla miłośników tradycyjnej muzyki ludowej przygotowała kapela Miód na Serce. W poniedziałkowy wieczór zagrała w poszerzonym składzie w ogródku Restauracji na Farnej, swobodnie muzykując i improwizując dawne pieśni czy tańce, ku satysfacji kilkudziesięciu słuchaczy, mieszkańców pobliskich domów i przechodniów, którzy też nie kryli wyrazów uznania. – Taka naturalność i spontaniczność najbardziej nam odpowiada – podkreśla Paweł Dąbkowski. – Nie chcemy ograniczać się tylko do koncertów, bo można się w nich zatracić i przestać odczuwać prawdziwego ducha tej muzyki!
Koncert pod hasłem „Wolna przestrzeń – swobodne granie” był przysłowiowym strzałem w dziesiatkę. Okazało się, że pomimo nachalnego ich lansowania w ogólnopolskich mediach dźwięków muzykopodobnych i nie brakuje też odbiorców zainteresowanych prawdziwą muzyką.
– To nasze dzisiejsze spotkanie wyszło z potrzeby ludzi – mówi Agnieszka Zielewicz. – Gramy sporo koncertowo, dla publiczności siedzącej i słuchającej po drugiej stronie, ale to jest muzyka żywa, użytkowa. Stwierdziliśmy więc, że mamy tutaj świetną, łomżyńską przestrzeń i możemy zagrać w ten sposób – pomiędzy ludźmi, gdzie można potańczyć bądź z nami pośpiewać.
Tradycyjne utwory instrumentalne, kurpiowskie pieśni, żywiołowe tańce jak polki, oberki i okrąglaki zachwycały słuchaczy. Muzyków też wprowadzały w pozytywny nastrój, bowiem grając bawili się muzyką: improwizowali, zmieniali tempa, zaczynali różne tematy, do których spontanicznie przyłączała się reszta składu bądź pojedynczy instrumentaliści.
– Ale grają! – komentowali z błyskiem w oku słuchacze. Przechodnie też nie szczędzili muzykom pozytywnych komentarzy i oklasków, a niektórzy zostawali na dłużej, przystając bądź przysiadając na pobliskich ławeczkach. – To jest to – mówili, dodając, że ta część miasta jest idealna dla takich imprez, z prawdziwą muzyką graną na żywo.
– Ile można grać poza Łomżą? – pyta retorycznie Paweł Dąbkowski. – Ciągle gramy na Kurpiach, w mniejszych czy większych miastach, ale brakowało nam grania tutaj, a przecież jesteśmy stąd, bo w Łomży ćwiczymy. Co prawda czasem gramy, jak podczas Nocy Muzeów, ale dzisiaj to jest jednak coś zupełnie innego, bo tutaj ludzie zachowują się zupełnie naturalnie, a muzyka im towarzyszy. My zaś nie jesteśmy gwiazdami z plakatu, a to co i jak zagramy jest bardzo elastyczną sprawą, co nam się bardzo podoba, bo muzyka taka kiedyś właśnie była.
Obecny skład kapeli to: Agnieszka Zielewicz – basy, śpiew, Paweł Dąbkowski – skrzypce, śpiew i
grający na bębenku obręczowym Paweł Zielewicz, który zastąpił Dorotę Górską.
– Przy kapeli jestem w zasadzie od jej powstania, ale zawsze gdzieś z boku, z aparatem – mówi Paweł Zielewicz. – Z graniem było tak, że była to sytuacja losowa, potrzeba chwili. Spróbowałem raz, na pożyczonym bębenku i chyba się to spodobało. Kupiłem więc bębenek, zacząłem więcej ćwiczyć w domu, później pierwsza próba, druga próba i tak mnie to wciągnęło!
– Najbardziej tęskno nam nie do artystów, ale do dawnych muzykantów, którzy praktycznie zawsze nosili instrument ze sobą i grali kiedy, była tylko do tego okazja – zauważa Paweł Dąbkowski.
– Dlatego gościnnie grają z nami harmonista pedałowy Ryszard Maniurski i Barbara Nakielska na
bębenku obręczowym. – Bardzo dobrze mi się z nimi gra! – mówi 70-letni Ryszard Maniurski, zaczynający grać jako 10-latek. – Cieszę się, że od czasu do czasu jest taka możliwość, że możemy się spotkać i pograć, chociaż oczywiście przed tym musimy mieć próby, spotykać się, bo bez tego nie ma dobrego muzykowania.
– Tych okazji jest coraz więcej – dodaje Agnieszka Zielewicz. – A ponieważ muzyka tradycyjna nie jest w dzisiejszych czasach szczególnie popularna, to jest to dla nas dodatkowy bodziec żeby ją pokazywać, popularyzować, udowadniać, że to nie tylko skansen i jest ona wciąż żywa.
– W większych miastach taki spontaniczny ruch spotykania się, grania i tańczenia muzyki tradycyjnej jest już bardzo rozwinięty – podsumowuje Paweł Dąbkowski. – Ludzie przekonują się, że można ją nie tylko słuchać, ale też tańczyć i prawdziwie przeżywać. Chcielibyśmy, żeby ten nurt muzyki tradycyjnej zaznaczył się też i u nas, poprzez większą liczbę potańcówek, warsztatów czy koncertów – to jest takie nasze małe, muzyczne marzenie. Nie byłoby tego bez pani Jadwigi z Restauracji na Farnej, która chętnie przygotowuje takie muzyczne niespodzianki, zaprasza różnych muzyków i grajków, profesjonalistów i amatorów, więc Miód na Serce jeszcze na pewno będzie można na Farnej usłyszeć.
Wojciech Chamryk