Teatr ognia w pochmurny wieczór
Spektakl „Relikwiarz” Teatru Ognia i Papieru zakończył drugi dzień „33 Spotkań Teatralnych Walizka – Moje Miasto”. Grzegorz Kwieciński, doskonale znany już łomżyńskiej publiczności, zaprezentował na dziedzińcu przed kościołem kapucynów bardzo osobisty spektakl, mogący być również swoistą metaforą ludzkiego życia. Ku radości artysty i widzów nie padało, chociaż Grzegorz Kwieciński podkreśla, że wielokrotnie grał duże spektakle lub kameralne przy niesprzyjającej pogodzie, nawet podczas tak zwanej powodzi stulecia w roku 1997. – Deszcz był wtedy potworny, ale graliśmy, więc w porównaniu z tym co było wtedy dziś warunki były znakomite – mówi reżyser, aktor i scenograf, współpracujący z łomżyńskim teatrem już od 26 lat.
Wszystko zaczęło się w roku 1994, od scenografii do spektaklu „O Kasi, co gąski zgubiła”. Później Grzegorz Kwieciński wyreżyserował w Teatrze Lalki i Aktora „Pinokia”, będąc też autorem adaptacji i scenografii, a przed ośmiu laty przygotował w Łomży „Dokąd pędzisz koniku?”. Wielokrotnie bywał też na festiwalu Walizka, nie tylko jako juror, ale przede wszystkim twórca, prezentując w plenerze i w różnych wnętrzach swe niepowtarzalne, ogniste spektakle. Również w Łomży świętował 30-lecie Teatru Ognia i Papieru wystawą w Galerii Pod Arkadami i specjalnym pokazem podczas Walizki 2008, a na tegoroczną, nietypową z racji pandemii, odsłonę imprezy przywiózł najnowsze przedstawienie „Relikwiarz”. To spektakl- impresja, wywiedziona z epizodów wybranych z życia autora lub spektakli zrealizowanych przezeń przed laty, bez klasycznej fabuły, uniwersalna opowieść, bazująca na luźnych skojarzeniach, odwołująca się przede wszystkim do uczuć i emocji. Wszystko to pokazane jest rzecz jasna przy pomocy ognia, ulubionego środka artystycznego wyrazu twórcy. – To spektakl o naszej egzystencji, o tym, że spalamy się w jej trakcie, ale ten dym, to ciepło czy ta wydzielana w nas energia nie ginie, tylko krąży gdzieś, kumuluje się i miejmy nadzieję, że dąży ku dobremu – wyjaśnia Grzegorz Kwieciński.
Miejscem akcji jest miniaturowa scenka – tytułowy relikwiarz, zbierający najcenniejsze wspomnienia z życia, mająca niewiele ponad pół metra długości. Poszczególne lalki czy elementy scenografii, wykonane głównie z papieru czy tektury, ale też z blachy czy szkła, odpowiednio spreparowane i nasączone łatwopalnymi substancjami, ożywają w płomieniach, kreując symbolikę spektaklu. Ogień jest tu zarówno niszczycielem, jak też sprawcą powstania czegoś zupełnie nowego, co symbolizuje finałowa scena z barwnym kwiatem, dowodem odrodzenia w duchowym wymiarze. Wciągający i wymagający skupienia spektakl miał też poetycki wstęp w wykonaniu Krzysztofa Zygmy, a jego nieodrodną częścią była też muzyka Piotra Zygmy: w wielu scenach typowo ilustracyjna, minimalistyczno-ambientowa, ale w momentach bardziej dynamicznych niepozbawiona też rockowych/post-rockowych akcentów z pierwszoplanową rolą gitary.
Co ważne publiczność dopisała, mimo niesprzyjącej aury i późnej pory, wygląda więc na to, że mimo pandemii wciąż jest grono odbiorców zainteresowanych sztuką na żywo, co bardzo cieszy nie tylko organizatorów, ale też artystów, szukających sposobów, by znowu docierać do widzów.
– Z tego co obserwuję, to teatr przenosi się poza mury instytucji, zaczyna powracać i szukać swoich korzeni, tego z czego się narodził – podsumowuje Grzegorz Kwieciński. – Musimy wszyscy, wszystkie teatry i wszyscy twórcy teatru: aktorzy, reżyserzy, scenografowie, zmienić swoje myślenie, bo być może powrót do starych form uprawiania sztuki teatru będzie niemożliwy. Z kilku powodów: może zapomnimy, że coś takiego funkcjonowało, albo nie będzie zapotrzebowania, ale dzisiaj byłem zdumiony i uradowany tym, że było bardzo dużo ludzi, przyszło tyle osób – jest dla kogo grać, tak więc nie załamujmy się i pracujmy!
Wojciech Chamryk