Poetyckie ślady Romualda Sinoffa
– Ta chęć pisania jest we mnie zawsze – mówi Romuald Sinoff. – Jak już się zaczęło, to trzeba skończyć. Jeden z tych nowych wierszy „Słowo” był już zauważony w Czerwcowym Konkursie Jednego Wiersza i to on zapoczątkował ten kolejny tomik, stając się utworem tytułowym. Łomżyński poeta promował swe najnowsze wydawnictwo podczas spotkania autorskiego w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej. A ponieważ ma o czym opowiadać, nie ograniczył się tylko do poezji, dzieląc się ze słuchaczami choćby tragicznymi losami swej rodziny podczas II wojny światowej, które również spisał w dwóch tomach wspomnień. – To dlatego jestem pacyfistą i wiele moich wierszy ma antywojenną i humanistyczną wymowę – podkreślał Romuald Sinoff.
Romuald Sinoff zainteresował się poezją w bardzo młodym wieku, ale w latach 60. nie odważył się na publiczną prezentację swych wierszy, a pierwszy tomik spoczął w szufladzie. Będąc jednak ogromnym miłośnikiem literatury nie mógł nie doceniać piękna poezji Zbigniewa Herberta, ks. Jana Twardowskiego czy Henryka Gały, dlatego już w wieku dojrzałym powrócił do pisania. W połowie lat 80. zaowocowało to pierwszymi poetyckimi laurami w lokalnych konkursach, a w roku 2006 ukazał się debiutancki tomik „Mnie tak dużo w życiu nie trzeba”. Najnowszy „Słowo” jest już szósty z kolei, bo jak podkreśla poeta wciąż ma o czym pisać, a świat dookoła ciągle dostarcza mu źródeł inspiracji. – Czytam swoich mistrzów i sam piszę – mówi Romuald Sinoff. – Trzeba przecież dać świadectwo, tak jak pisał Herbert tych kilka zwrotek czy linijek, które po mnie zostaną.
Poezja Romualda Sinoffa nie zmienia się. Wciąż jest wnikliwym obserwatorem rzeczywistości, natchnienie czerpiąc zarówno z przeszłości, przede wszystkim czasów II wojny światowej, ale sięgając też do tematyki wiary czy miłosnej, będących przeciwwagą katastroficznych tematów.
– W sensie wymowy tych wierszy jestem pacyfistą – podkreśla Romuald Sinoff. – Wystarczyło obejrzeć wstrząsające filmy „The Day After” i „Hiroszima, moja miłość”. A przecież straciłem też ojca, którego nigdy nie widziałem, 60 lat poszukiwań jego mogiły nie dało rezultatów. Dziadek też zginął na zsyłce w Kazachstanie, też nigdy go nie widziałem. Mam więc prawo do takich swoich przemyśleń i występowania przeciwko okropieństwom wojny.
Poeta bywa również refleksyjny i nostalgiczny, wracając choćby do czasów dzieciństwa, ale patrzy też na życie z humorem, chociaż często pisze również o upływającym zbyt szybko czasie. Jest też optymistą, ma bowiem nadzieję, że człowiek nie jest jednak ze szczętem stracony, chociaż może okazać się, że kolejny armagedon przetrwają na Ziemi tylko karaluchy. Jego humanistyczne ukierunkowanie jest szczególnie widoczne w wierszach o tematyce sportowej, bo to również jego ogromna pasja, a idee olimpizmu są wszak przeciwieństwem wszelkich konfliktów, które na czas igrzysk musiały zostać przerwane. Stąd wiersze dedykowane pierwszym polskim złotym medalistom olimpiad: Halinie Konopackiej, Stanisławie Walasiewiczównie i Januszowi Kusocińskiemu, a do tego wieńcząca tomik „Oda do sportu” prozą.
– Sam to wydaję, sam za to płacę, zdecydowałem się więc również na fragmenty prozy – mówi Romuald Sinoff. – Sport jest nierozerwalnie związany z poezją, bo każde Igrzyska Olimpijskie były wieńczone poezją, na przykład poświęconą zwycięzcom. Te trzy wiersze to też nie przypadek. Poświęciłem je naszym pierwszym, złotym medalistom, bo były to bardzo ciekawe, niesamowite, czasem nawet tragiczne postaci.
Co istotne Romuald Sinoff nie zamierza rezygnować z pisania, mimo tego, że na początku lutego obchodził 79 urodziny, a w tym wieku zdrowie potrafi się już dać we znaki.
– Planów mam dużo, ale czasu coraz mniej – podsumowuje Romuald Sinoff. – Na pewno chciałbym jeszcze coś napisać, ale czy to się uda nie mam pojęcia.
Wojciech Chamryk