Książkowa opowieść o mazowieckiej szlachcie
Maciej Falkowski promował w Łomży swą najnowszą książkę. Opublikowana w serii literatury faktu „Sulina” wydawnictwa Czarne „Ślachta. Historie z podlasko-mazowieckiego pogranicza” opowiada o drobnej szlachcie z pogranicza Mazowsza i Podlasia, przybliżając lokalną historię i tradycję, widzianą z jej perspektywy. Spotkanie zorganizowane przez Muzeum Północno-Mazowieckie w Hali Kultury miało też wyjątkowych gości, ojca i wuja autora, 79-letniego kapłana Czesława Rostkowskiego, również opisanych na kartach książki.
Maciej Falkowski koncentrował się dotąd, z racji wykształcenia i pracy, na tematyce wschodniej, będąc autorem dobrze przyjętej książki „Armenia. Obieg zamknięty” oraz współautorem reportaży „Matrioszka w hidżabie”. Jednak rodzinne opowieści, które poznawał od dziecka, sprawiły, że jego kolejną książką stała się pozycja poświęcona drobnej szlachcie z pogranicza Mazowsza i Podlasia.
- Człowiek w pewnym momencie chce wrócić do swojej małej ojczyzny, do tych okoliczności, w których się wychował - mówił Maciej Falkowski. - Ja rzeczywiście przez większość swego życia, jeśli chodzi o zawodową karierę, związany byłem ze wschodem i o nim pisałem. Napisałem książkę o Armenii, pracowałem też w Armenii, w Ośrodku Studiów Wschodnich, fascynowałem się byłym Związkiem Radzieckim. Ale przyszła mi kiedyś do głowy taka myśl, czemu nie opisać moich rodzinnych stron, które kiedyś wydawały mi się takie szare i mało charakterystyczne. Myślę, że wielu ludzi, moich kolegów i przyjaciół, którzy również pochodzą z tych stron, trochę też tak myślą, natomiast tak nie jest; jest to region ciekawy, na pewno odróżniający się od innych. Były też kolejne impulsy do napisania tej książki: po lekturze książki „Kajś”, która opowiada o Górnym Śląsku, o meandrach tamtejszej tożsamości, pomyślałem, jak jest to bardzo różne od tego, na czym ja wyrosłem, bo te regiony są w tym samym kraju, należą do tego samego kręgu kulturowego, narodu, a jednak ta pamięć jest zupełnie inna.
Pisanie z tak osobistej perspektywy okazało się, wbrew pozorom, sporym ułatwieniem.
- Myślę, że było to ułatwienie, ponieważ w swojej książce opisuję region, pewne cechy, które postrzegam, odnosząc się do mentalności jego mieszkańców - wyjaśniał Maciej Falkowski. - Jednocześnie w jakiś sposób nawiązuję przy tym do własnej rodziny, do wielu pokoleń, bo sięgam aż do początku XIX wieku, ale głównie jest to przełom XIX i XX wieku, aż do czasów powojennych. Pokazuję też pewne cechy na przykładzie własnej rodziny, co jest ułatwieniem, chociaż wydaje mi się, że tak trochę nieskromnie powiem, że miałem, pisząc tę książkę, pewną łatwość, ponieważ jedną nogą jestem tu, drugą nogą jestem gdzie indziej. Znaczy to, że wywodzę się z tego regionu, tu mam rodzinę i tu się wychowałem, ale drugą połowę życia spędziłem już gdzie indziej, mogę więc już na to spojrzeć trochę z boku.
Nie skończyło się jednak na przedstawieniu losów tylko członków rodziny autora, od początku miała to być opowieść bardziej uniwersalna, osadzona w szerszym kontekście.
- Myślę, że dla czytelników było to ciekawsze od wyłącznie historii rodzinnych - zauważa Maciej Falkowski. - Ma to oczywiście jakąś wartość, przede wszystkim dla samego autora, cz jego rodziny, natomiast dla czytelników ciekawszy jest szerszy kontekst. Pewne wątki nawet usunąłem, bo było za dużo nazwisk, za dużo szczegółów.
Autor musiał dotrzeć nie tylko do licznych materiałów i źródeł, ale też odbyć wiele rozmów. Jak podkreśla Maciej Falkowski bardzo istotne były te przeprowadzone z Kamilem Leszczyńskim, w latach 2016-2023 dyrektorem biura ŁTN im. Wagów, obecnie pracownikiem Muzeum Szlachty Mazowieckiej w Ciechanowie oraz zmarłym w 2022 roku ks. prof. Witoldem Jemielitym.
- Te rozmowy dały mi bardzo dużo - mówi Maciej Falkowski. - Bez poznania literatury, także naukowej, na ten temat nie byłbym w stanie napisać tej książki. Nie jestem historykiem ani naukowcem, więc swoje obserwacje, czy doświadczenia rodzinne musiałem poprzeć wiedzą, którą musiałem pogłębić, wiedzą zgromadzoną i opisaną przez innych ludzi. Ale bez tych spotkań ta książka również by nie powstała, ponieważ ci ludzie, z którymi się spotykałem, byli to historycy, naukowcy, samorządowcy, duchowni, bardzo różne osoby. Dzieliły się one ze mną swoimi spostrzeżeniami, często naprowadzając mnie na pewne wątki i po prostu bardzo mi pomogły w refleksji na temat tego, o czym chciałem napisać. Były to bardzo wartościowe rozmowy z księdzem Jemielitym, który był uznanym naukowcem, zwłaszcza jeśli chodzi o historię Kościoła na ziemi łomżyńskiej i i generalnie tego regionu.
Zaskakuje, że nie wszyscy chętnie z autorem rozmawiali, albo oddychali z ulgą na wieść, że ich wypowiedzi nie będą w książce cytowane. Taka postawa to nie tylko efekt swoistego zamknięcia w określonej grupie, ale też, wciąż występującej, nieufności wobec obcych.
- Takie sytuacje rzeczywiście miały miejsce, ale nie zawsze - wyjaśniał Maciej Falkowski. - Często było bowiem tak, że ludzie chętnie się ze mną spotykali, otwarcie rozmawiali, ale faktycznie kilka takich sytuacji miałem. Kiedy czytałem książkę Marii Biernackiej o tożsamości drobnej szlachty, wydaną w latach 60., prowadzącej badania etnograficzne w okolicach Ciechanowca, to ona też sięgała do różnych starszych źródeł na ten temat. I ona w tej książce zauważyła coś podobnego, że bardzo często w tych dawnych wsiach drobnoszlacheckich informatorzy, bo takiego języka używa się w etnografii, często byli niechętni, żeby rozmawiać otwarcie, trochę się obawiali, po co to jest robione, byli bardziej zamknięci, niż mieszkańcy innych regionów. Wydaje mi się, że rzeczywiście jest to pewna cecha, tego obszaru, lub może ludzi wywodzących się z drobnej szlachty - taka pewna obawa przed światem zewnętrznym, może trochę zamknięcie. To nie wzięło się z niczego, bo wydaje mi się, że historia tej grupy społecznej wynika z warunków, w jakich ci ludzie żyli. Jeśli więc popatrzymy na historię szlachty w XIX i XX wieku, to trudno doszukać się wielu dobrych rzeczy, jakie przyniósł im świat zewnętrzny; raczej przynosił im on trudności, zagrożenia i myślę, że gdzieś to się w tych ludziach odcisnęło.
Lokalna ślachta, bazująca na etosie pracy i określona w ten sposób celowo, dla odróżnienia od herbowych utracjuszy i sejmowych pieniaczy, nigdy nie miała lekko, chociaż teoretycznie głos jej przedstawicieli był równie ważny, jak ten reprezentantów wielkiej magnaterii. Z kolei pod zaborami, szczególnie rosyjskim, z racji problemów z potwierdzeniem szlachectwa została właściwie zrównana ze stanem chłopskim; swoje zrobiło też uwłaszczenie z roku 1864. Nie można tu wykluczyć celowego działania władz carskich, mającego znacząco osłabić grupę, będącą zawsze ostoją patriotyzmu.
- Te działania na pewno były celowe - podkreślał Maciej Falkowski. - W pierwszym etapie ci ludzie zostali pozbawieni praw politycznych, bo po upadku I Rzeczpospolitej zostali pozbawieni prawa głosu na sejmikach i sejmach. Potem pojawiła się konieczność wylegitymowania się, czego część z nich nie była w stanie zrobić, ponieważ nie mieli żadnych dokumentów, ale część nie chciała tego robić, bo i tak wszyscy w okolicy wiedzieli, że oni są ze szlachty. Potem też ważny etap, wydaje mi się, w kształtowaniu się tych charakterystycznych cech były to lata okupacji sowieckiej oraz to wszystko, co działo się po II wojny światowej, te próby kolektywizacji, które bardzo mocno zostały zapamiętane. Do tego trudności, które generalnie rolnicy mieli aż do lat 70., czyli żadnych ubezpieczeń społecznych, a jeszcze wcześniej kontyngenty, więc ze strony państwa były utrudnienia.
Na tę izolację i obawę przed światem zewnętrznym wpłynęło jeszcze coś innego, postawa samej tej drobnej szlachty, która straciwszy swój status i przywileje, mimo wszystko bardzo chciała go zachować, desperacko broniąc własnej odrębności. Nie miała już ku temu żadnych podstaw prawnych ani materialnych, ale przede wszystkim izolowała się od włościan, nie żeniąc się z przedstawicielkami tej grupy społecznej, nie uczestnicząc we wspólnych zabawach, nie odwiedzając się. Spotykałem się nawet z czymś takim, że byli niechętni powstawaniu wspólnych szkół, na przykład dla dwóch wiosek sąsiadujących ze sobą. Znajdowałem też informacje, że niechętnie przyjmowano, ale to już bardziej w wieku XIX, kiedy na przykład ksiądz był pochodzenia chłopskiego i był wysyłany do parafii, gdzie była drobna szlachta.
Nie można jednak zapominać i o tym, że były też pozytywy, niekiedy o bardzo dużym znaczeniu.
- Myślę, że w wielu wypadkach na te same cechy można spojrzeć również z innej strony - mówił Maciej Falkowski. - Na pewno można tu wspomnieć o pracowitości i etosie pracy oraz potępianiu lenistwa, bo ci ludzie przez pokolenia bardzo ciężko pracowali na swoich gospodarstwach. Trzymali się tej ziemi, starali się nie dzielić majątku, pielęgnować więzy rodzinne, ponieważ rodzina była w tym „złym” świecie oparciem oraz oczywiście religijność, patriotyzm i przywiązanie do Kościoła. Była też wzajemna rywalizacja pomiędzy samą szlachtą, bo to było bardzo ważne, żeby mieć dobre gospodarstwo, dużo ziemi czy piękny dom. Ta rywalizacja na pewno tych ludzi uwierała, bo majątek trzeba było zachować lub pomnożyć, ale po iluś pokoleniach to po prostu procentowało, bo wystarczy spojrzeć na rolnictwo w szeroko rozumianym regionie łomżyńskim i jego sektor mleczarski, i porównać je z innymi regionami kraju - tu wszystko jest wyjątkowo dobrze rozwinięte i gospodarstwa bardzo dobrze sobie radzą, bo ludzie pracują na nich od pokoleń, mają do tego serce, potrafią to robić, na to pracowały kolejne pokolenia ich rodziców, dziadków i pradziadków.
Wiara była dla ślachty istotna, ale równie ważne były ziemia i patriotyzm. Okazuje się, że sporo z tego pozostało w trzeciej dekadzie XXI wieku. - Wydaje mi się, że dużo - przybliżał Maciej Falkowski. - Wystarczy popatrzeć na to, jakie ludzie wyznają tu wartości i co jest dla nich ważne. Oczywiście świat się zmienia, jednak te wartości, o których tutaj rozmawialiśmy, jak przywiązanie do ziemi, praca, religijność i przywiązanie do Kościoła, a do tego postawa patriotyczna, znaczenie rodziny - to wszystko pozostało i dalej jest pielęgnowane, chociaż na pewno się zmienia.
W książce pojawiają się też duchowe stolice regionu: Łomża, Zuzela i Drozdowo. To również nie przypadek, bo te miejsca były i wciąż są niezwykle ważne, nie tylko w wymiarze lokalnym.
- Jest to oczywiście pewien zabieg publicystyczny, ale wydaje mi się, że w dużej mierze prawdziwy, ponieważ jeśli nałożymy to na pewne wartości, które wciąż wyznają, w dużej części, mieszkańcy tego regionu, to są to niekao miejsca symboliczne - opowiadał Maciej Falkowski. - Czyli Łomża, stolica i stolica biskupia, jako takie centralne miejsce (...). Zuzela, gdzie urodził się kardynał Stefan Wyszyński, o czym myślę, że każdy w regionie wie i jest to taki symbol przywiązania do Kościoła. I Drozdowo, które troszkę wiąże się z czym innym, bo bardziej z poglądami politycznymi, bo z właścicielami Drozdowa przez lata związany był Roman Dmowski, a poglądy reprezentowane przez narodową demokrację były tutaj przed wojną bardzo silne.
Do tego autor podkreśla, że temat żydowski interesował go od zawsze, a na tym terenie nie mogło być inaczej, z racji wielowiekowej bytności Żydów na tych terenach, co w tragicznych okolicznościach zakończyło się podczas II wojny światowej.
- Opowieści o Żydach, zarówno o tym, jak ludzie żyli z nimi przed wojną, gdzie byli stałym elementem krajobrazu społecznego, jak też o tym, co stało się z nimi później podczas Holocaustu, słyszałem ciągle - mówił Maciej Falkowski. - Od swoich dziadków, pradziadków, bo o tym się po prostu mówiło. Sam jestem zdziwiony, jak niektórzy mówią, że o tym nie słyszeli, że na ten temat się nie rozmawiało, bo ja ciągle o tym słyszałem. A odchodząc już od tych osobistych wspomnień jest to oczywiście temat bardzo ważny dla historii i tożsamości tego regionu, jeśli chce się o Łomżyńskiem opowiadać, o jego historii, to nie sposób tego wątku nie dotknąć. Jest on czasami bolesny, ale też konieczny.
Podczas spotkania nie zabrało też wielu innych, równie ciekawych tematów, a jego gośćmi byli ojciec i wuj autora, 79-letni kapłan, wyświęcony na księdza w Łomży Czesław Rostkowski, który przez 53 lata pracował w Brazylii, a 29 czerwca będzie obchodził jubileusz 65-lecia kapłaństwa.
Wojciech Chamryk