Wyżej Giewontu!
W pracowni chemicznej mieszczącej się na pierwszym piętrze nowego,dwupiętrowego g ni ach u,która była królestwem i jakimś jednoosobowym zakonem naszego młodego wychowawcy — chemika,było cicho jak makiem zasiał.Siedzie1iśmy parami za zielonymi blatami stolików stojących w trzech rzędach przez całą długość sali poniżej wyniosłej katedry i kryliśmy się za plecami koleżanek i kolegów przed jego groźnym i dyscyplinującym spojrzeniem.
— „Wszyscy pójdziecie na magazynierów! Do Geesu!" — grzmiały
władcze i kąśliwe przestrogi profesora chemii,który w nas,nieda
lekich abitur ientach,chciał w przyszłości widzieć:inżynierów ma
gistrów, lekarzy , uczonych , których umysły byłyby w stanie stałego
poszukiwani a,wynosząc na powierzchnię świadomości fragmenty po
mysłów , ułamki wrażeń i przebłyski intuicji;może i ludzi niezwyk
łych i wyjątkowych,jak niezwykłym był Enrico Fermi jako człowi
ek,uczony i laureat Nagrody Nobla.
Była to jedna z nielicznych i planowych godzin wychowawczych przeznaczona zgodnie z jej teoretyczną funkcją, na pozostałych robiliśmy „prasówki" z gazet,radia i rzadkiej jeszcze telewizji, czyli omawialiśmy bieżące wydarzenia polityczne, a przeważnie przed niedaleką maturą goniliśmy powtarzany chemiczny materiał, którego zdaje się zawsze było za dużo,i z którym mieliśmy opóźnienia .
Rzędem(pod wewnętrznymi ścianami klasy,jedna przy drugiej:z tyłu i z prawej strony uczących się,stały przeszklone szybami drewnianego szkieletu gabloty,zawierające najróżnorodniejszego rodzaju substancje i odczynniki chemiczne poustawiane zgrabnie na półkach wewnątrz w ciemnych brunatnością szklanych opakowaniach : fiolek,butelek z kwaso- i zasadoodpornymi zamknięciami, s łojów,zabezpieczone przed przypadkową i niekontrolowaną reakcją,z etykietami fachowych nazw i wzorów chemicznych. Bezbarwne, szklane,laboratoryjne:kolby i menzurki.Z cichym pomrukiem szumu obracał się elektryczny wentylator,wypychający z oszklonego boksu w komin wentylacyjny i atmosferę trujące gazy i pary,po przeprowadzonej na poprzedniej godzinie lekcyjnej przed ostatnią piątą tego dnia przerwą reakcji chemicznej z mną klasą,na zobrazowanie strukturalnych i sumarycznych rozważań teoretycznych. Na framudze dwóch przesuwanych po prowadnicach,do góry i na dół, ciemnozielonych tablic k1asowych,dających dobry kontrast z białym,kredowym pismem,wisiała plansza Okresowego Układu Pierwiastków Mendelejewa z posegregowanymi pierwiastkami w grupy o podobnych właściwościach.A wiszące na gablotach rozwinięte rolety zawierały ich alfabetyczny rejestr i właściwości wyrażone matematycznie.
— Ameryk... Berkiel..t Kiur...
Byliśmy uświadamiani i uświadomieni,że w pewnych okolicznościach metale zachowują się jak niemetale a niemetale jak metale,co w świecie materii nieożywionej jest z góry jej przeznaczeniem. Ale i tutaj ktoś więc jeżeliby sądził,że ma do czynienia z sytuacjami skończonymi i ograniczonymi,powierzchowaość by go zawiodła,! srodze przeliczyłby się w swoich oczekiwaniach.To tak,jakby chemik był przekonanym,że aż po ostatnią zgłoskę czasokresu nie będzia można już odkryć nieznanego współcześnie związku chemicznego albo jego odmiany,a może nawet i nowego pierwiastka.I nie może tego zrobić bez narażania swojej reputacji na drwiny i śmieszność
Dobrze wiedzieliśmy,że „struktury zamknięte" nie są tak do końca dopasowane,że nie udałoby się wścibić między nie ostrza noża. Że są systemami niedoskonale zamkniętymi.Doskonałość „systemów zamkniętych" byłaby zapewne ich wadą,i nie było by ósmego dnia s tworzeni a.
Uwagi nauczyciela tyczyły także naszych starszych kolegów, którzy ukończyli szkołę wcześniej,i jego z pewnością wychowanków, na których niemile się doświadczył i zawiódł.
Nie spełnili jego oczekiwań i ambicji,i nie byli jego chlubą. Nie uczyli się dalej.Nie zdobywali dyplomów wyższych uczelni,tych magicznych przepustek w dorosłość,które otwierały drzwi do większych możliwości.Nie zostawali profesorami zwyczajnymi na uniwersytetach,by wytyczać nowe szlaki,a zwyczajnie i po prostu odpadli w przedbiegach,nie przysparzając szkole splendoru,że jej absolwenci wchodzą na szczyty,a jemu autorytetu zawodowego.
A teraz tak marnie skończyli na stanowiskach magazynierów, sprzedając w GS-ach reglamentowany tylko dla kowali koks,nawozy, meble,czy hydratyzowane wapno na asygnaty.
Przed „trzecią" — czyli piętnastą — magazynier towarów masowych w Geesie,który „na lewo" sprzedał jakieś ubytki,już kiwał się pijany i obezwładniony alkoholem w budzie wagi samochodowej na zwichniętym krześle przy „kozie" pieca „Żar" rozpalonego do czerwoności,! z czapką przekręconą na bakier śnił o niebieskich migdałach rozparzony od gorąca i kaca.
Ostatnia chłopska furmanka z przegniłymi grzybem drewnianymi bortami,gdyż nigdy nie widziała garażu,i przepasana w połowie mocnym ,stalowym łańcuchem,której w każdej chwili grozi katastrofa gdzieś na drodze,wytaczała się z rozklekotanej bramy załadowana superfosfatem granulowanym — luzem,wykupionym może na skrypt dłużny teraz w listopadzie z bonifikatą.I nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego,ale w nawozie sztucznym zostały zanieczyszczenia z mniejszych okruchów i większych bryłek węgla z nie mytych kolejowych wagonów,za co kolej brała pieniądze,i ciężarowych samochodów spółdzielni transportu.Chłopi,zasypując go do nawozowych siewnik-ó w, kląć będą. „na czym świat stoi",bo węgiel zatykał będzie otwór ry,którymi nawóz równomiernie ma wysypywać się w rolę.
My nie mieliśmy iść ich śladami i powielać ich bŁędów.
A profesor dobrze dawał uczniom dalsze cięgi.
— Jeden z drugim myślisz,że jesteś już taki mądry?! Pozjadałeś
wszystką mądrość świata?!Jeżeli nie podoba ci się jeden z drugim
— szkoła,to zbieraj manele i jazda do domu!
I ciągnął dalej,widać było ze złością,ale bez zdenerwowania.
— Stan psychiczny człowieka ocenia się nawet po tym,jak zacho
wuje się przy stole,przy jedzeniu.
I nie przerywał swojego monologu.
— Niektórzy z was zostali przyjęci do szkoły nie na podstawie
kryteriów wiedzy,ale ktyteriów humanistycznego socjalizmu! Na
podstawie kryteriów klasowych! Zaledwie dziesiąta część absolwen
tów podstawówek z naszego powiatu dostaje się do szkoły na miejs
cu,w której może otrzymać maturęIKilkudziesięciu do szkoły zawod
owej o profilu metalowym!No i część,trzeba powiedziać prawdę,uczy
się poza powiatem.Ale co z resztą,która nigdzie nie uczy się!? Co
z resztą?! Ci,którzy dostają się do liceum,też nie wszyscy otrzy
mują świadectwa dojrzałości! Najlepszy przykład macie na Rybie-
kim! Może jeszcze nie wiecie co stało się z waszym kolegą,to wara
powiam:Zo3tał zawieszony w prawach ucznia i już w tym raku szkoły
nie skończy.
I tu zrobił małą przerwę.
— Jak nie chciał uczestniczyć w akademii z okazji pięćdziesiątaj rocznicy Rewolucji Październikowej,to poszadł na zieloną trawkę.Tak śpieszyło się jemu do autobusu!
— Kalus,do tablicy! — rozkazał spokojnie,lecz władczo i stanow
czo.
Zwróciliśmy twarze w jego stronę,myśląc z niepokojem czy to nie znowu powtórka z chemii.
Antek poderwał się z krzesła i stanął migiem na „arnoonie" podestu,na którym ulokowana była katedra.
— Powiedz kawalerze,jaki wpływ na organizm człowieka ma nikoty
na? — zapytał delikwenta delikatnie,z delikatnością,z którą dzie
ci zrywają okwitłe dmuchawce.
Uczeń zaskoczony,czerwony ze wstydu,zapomniał języka w gębie i nie wiedział co powiedzieć.
No,śmiało!
Ja? To bujda.Niepra... — nie dokończył spłoszony niedoszły
maturzysta.
Żółtych,zakopconych nikotyną palców rąk nie mógł ukryć teraz w kieszeniach wypchanych na kolanach,z rozlezionym kantem,nieodpra-sowanych spodni.
— Kogo chcesz oszukiwać?! Wiem,że palisz papierosy! „Sport" i
„Giewont" — tak?! A kto daje ci pieniądze na papierosy? Za stype
ndium!? To dobra szkoła,która daje na roztrwonienie pieniądze! A
chciałbyś jeszcze może i na wódkę!? Zdrowie zniszczysz,bo tam i
związki aromatyczne i aldehydy...
Klasę zaniepokoiło słowo „kawalerze" wypowiedziane przez profesora beznamiętnie.Tym dotkliwiej kłuło ostrym szydłem kolegów i roztargnionego,niedoszłego maturzystę.A nauczyciel dalej mówił o tym,że część z mas pomyliła się z wyborem szkoły,a może nawet nigdzie nie powinna uczyć się po podstawówce.Tym zdaniem dokopał nam bardzo dotkliwie.Nie można już było chyba uderzyć w czulszy punkt i miejsce. „Na tych miejscach powinni siedzieć często inni!' — grzmiał na klasę.
Ach,ta nowa sprawiedliwość! — westchnął.
Ambicjami sięgaj wyżej Giewontu! Ty durniu! — siadaj! Jesteś
sierotą — podkreślił z naciskiem i dobitnie — i litowaliśmy się
przyjmując ciebie do liceum i internatu.Twój a sprawa stawiana
była na Egzekutywie! W Komitecie!
Byliśmy zmiażdżeni zasadnością jego argumentów i nie wiedzieli-.my czy schować się pod ławki,czy może zapaść się pod ziemię.
Koniec.
— „Wszyscy pójdziecie na magazynierów! Do Geesu!" — grzmiały
władcze i kąśliwe przestrogi profesora chemii,który w nas,nieda
lekich abitur ientach,chciał w przyszłości widzieć:inżynierów ma
gistrów, lekarzy , uczonych , których umysły byłyby w stanie stałego
poszukiwani a,wynosząc na powierzchnię świadomości fragmenty po
mysłów , ułamki wrażeń i przebłyski intuicji;może i ludzi niezwyk
łych i wyjątkowych,jak niezwykłym był Enrico Fermi jako człowi
ek,uczony i laureat Nagrody Nobla.
Była to jedna z nielicznych i planowych godzin wychowawczych przeznaczona zgodnie z jej teoretyczną funkcją, na pozostałych robiliśmy „prasówki" z gazet,radia i rzadkiej jeszcze telewizji, czyli omawialiśmy bieżące wydarzenia polityczne, a przeważnie przed niedaleką maturą goniliśmy powtarzany chemiczny materiał, którego zdaje się zawsze było za dużo,i z którym mieliśmy opóźnienia .
Rzędem(pod wewnętrznymi ścianami klasy,jedna przy drugiej:z tyłu i z prawej strony uczących się,stały przeszklone szybami drewnianego szkieletu gabloty,zawierające najróżnorodniejszego rodzaju substancje i odczynniki chemiczne poustawiane zgrabnie na półkach wewnątrz w ciemnych brunatnością szklanych opakowaniach : fiolek,butelek z kwaso- i zasadoodpornymi zamknięciami, s łojów,zabezpieczone przed przypadkową i niekontrolowaną reakcją,z etykietami fachowych nazw i wzorów chemicznych. Bezbarwne, szklane,laboratoryjne:kolby i menzurki.Z cichym pomrukiem szumu obracał się elektryczny wentylator,wypychający z oszklonego boksu w komin wentylacyjny i atmosferę trujące gazy i pary,po przeprowadzonej na poprzedniej godzinie lekcyjnej przed ostatnią piątą tego dnia przerwą reakcji chemicznej z mną klasą,na zobrazowanie strukturalnych i sumarycznych rozważań teoretycznych. Na framudze dwóch przesuwanych po prowadnicach,do góry i na dół, ciemnozielonych tablic k1asowych,dających dobry kontrast z białym,kredowym pismem,wisiała plansza Okresowego Układu Pierwiastków Mendelejewa z posegregowanymi pierwiastkami w grupy o podobnych właściwościach.A wiszące na gablotach rozwinięte rolety zawierały ich alfabetyczny rejestr i właściwości wyrażone matematycznie.
— Ameryk... Berkiel..t Kiur...
Byliśmy uświadamiani i uświadomieni,że w pewnych okolicznościach metale zachowują się jak niemetale a niemetale jak metale,co w świecie materii nieożywionej jest z góry jej przeznaczeniem. Ale i tutaj ktoś więc jeżeliby sądził,że ma do czynienia z sytuacjami skończonymi i ograniczonymi,powierzchowaość by go zawiodła,! srodze przeliczyłby się w swoich oczekiwaniach.To tak,jakby chemik był przekonanym,że aż po ostatnią zgłoskę czasokresu nie będzia można już odkryć nieznanego współcześnie związku chemicznego albo jego odmiany,a może nawet i nowego pierwiastka.I nie może tego zrobić bez narażania swojej reputacji na drwiny i śmieszność
Dobrze wiedzieliśmy,że „struktury zamknięte" nie są tak do końca dopasowane,że nie udałoby się wścibić między nie ostrza noża. Że są systemami niedoskonale zamkniętymi.Doskonałość „systemów zamkniętych" byłaby zapewne ich wadą,i nie było by ósmego dnia s tworzeni a.
Uwagi nauczyciela tyczyły także naszych starszych kolegów, którzy ukończyli szkołę wcześniej,i jego z pewnością wychowanków, na których niemile się doświadczył i zawiódł.
Nie spełnili jego oczekiwań i ambicji,i nie byli jego chlubą. Nie uczyli się dalej.Nie zdobywali dyplomów wyższych uczelni,tych magicznych przepustek w dorosłość,które otwierały drzwi do większych możliwości.Nie zostawali profesorami zwyczajnymi na uniwersytetach,by wytyczać nowe szlaki,a zwyczajnie i po prostu odpadli w przedbiegach,nie przysparzając szkole splendoru,że jej absolwenci wchodzą na szczyty,a jemu autorytetu zawodowego.
A teraz tak marnie skończyli na stanowiskach magazynierów, sprzedając w GS-ach reglamentowany tylko dla kowali koks,nawozy, meble,czy hydratyzowane wapno na asygnaty.
Przed „trzecią" — czyli piętnastą — magazynier towarów masowych w Geesie,który „na lewo" sprzedał jakieś ubytki,już kiwał się pijany i obezwładniony alkoholem w budzie wagi samochodowej na zwichniętym krześle przy „kozie" pieca „Żar" rozpalonego do czerwoności,! z czapką przekręconą na bakier śnił o niebieskich migdałach rozparzony od gorąca i kaca.
Ostatnia chłopska furmanka z przegniłymi grzybem drewnianymi bortami,gdyż nigdy nie widziała garażu,i przepasana w połowie mocnym ,stalowym łańcuchem,której w każdej chwili grozi katastrofa gdzieś na drodze,wytaczała się z rozklekotanej bramy załadowana superfosfatem granulowanym — luzem,wykupionym może na skrypt dłużny teraz w listopadzie z bonifikatą.I nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego,ale w nawozie sztucznym zostały zanieczyszczenia z mniejszych okruchów i większych bryłek węgla z nie mytych kolejowych wagonów,za co kolej brała pieniądze,i ciężarowych samochodów spółdzielni transportu.Chłopi,zasypując go do nawozowych siewnik-ó w, kląć będą. „na czym świat stoi",bo węgiel zatykał będzie otwór ry,którymi nawóz równomiernie ma wysypywać się w rolę.
My nie mieliśmy iść ich śladami i powielać ich bŁędów.
A profesor dobrze dawał uczniom dalsze cięgi.
— Jeden z drugim myślisz,że jesteś już taki mądry?! Pozjadałeś
wszystką mądrość świata?!Jeżeli nie podoba ci się jeden z drugim
— szkoła,to zbieraj manele i jazda do domu!
I ciągnął dalej,widać było ze złością,ale bez zdenerwowania.
— Stan psychiczny człowieka ocenia się nawet po tym,jak zacho
wuje się przy stole,przy jedzeniu.
I nie przerywał swojego monologu.
— Niektórzy z was zostali przyjęci do szkoły nie na podstawie
kryteriów wiedzy,ale ktyteriów humanistycznego socjalizmu! Na
podstawie kryteriów klasowych! Zaledwie dziesiąta część absolwen
tów podstawówek z naszego powiatu dostaje się do szkoły na miejs
cu,w której może otrzymać maturęIKilkudziesięciu do szkoły zawod
owej o profilu metalowym!No i część,trzeba powiedziać prawdę,uczy
się poza powiatem.Ale co z resztą,która nigdzie nie uczy się!? Co
z resztą?! Ci,którzy dostają się do liceum,też nie wszyscy otrzy
mują świadectwa dojrzałości! Najlepszy przykład macie na Rybie-
kim! Może jeszcze nie wiecie co stało się z waszym kolegą,to wara
powiam:Zo3tał zawieszony w prawach ucznia i już w tym raku szkoły
nie skończy.
I tu zrobił małą przerwę.
— Jak nie chciał uczestniczyć w akademii z okazji pięćdziesiątaj rocznicy Rewolucji Październikowej,to poszadł na zieloną trawkę.Tak śpieszyło się jemu do autobusu!
— Kalus,do tablicy! — rozkazał spokojnie,lecz władczo i stanow
czo.
Zwróciliśmy twarze w jego stronę,myśląc z niepokojem czy to nie znowu powtórka z chemii.
Antek poderwał się z krzesła i stanął migiem na „arnoonie" podestu,na którym ulokowana była katedra.
— Powiedz kawalerze,jaki wpływ na organizm człowieka ma nikoty
na? — zapytał delikwenta delikatnie,z delikatnością,z którą dzie
ci zrywają okwitłe dmuchawce.
Uczeń zaskoczony,czerwony ze wstydu,zapomniał języka w gębie i nie wiedział co powiedzieć.
No,śmiało!
Ja? To bujda.Niepra... — nie dokończył spłoszony niedoszły
maturzysta.
Żółtych,zakopconych nikotyną palców rąk nie mógł ukryć teraz w kieszeniach wypchanych na kolanach,z rozlezionym kantem,nieodpra-sowanych spodni.
— Kogo chcesz oszukiwać?! Wiem,że palisz papierosy! „Sport" i
„Giewont" — tak?! A kto daje ci pieniądze na papierosy? Za stype
ndium!? To dobra szkoła,która daje na roztrwonienie pieniądze! A
chciałbyś jeszcze może i na wódkę!? Zdrowie zniszczysz,bo tam i
związki aromatyczne i aldehydy...
Klasę zaniepokoiło słowo „kawalerze" wypowiedziane przez profesora beznamiętnie.Tym dotkliwiej kłuło ostrym szydłem kolegów i roztargnionego,niedoszłego maturzystę.A nauczyciel dalej mówił o tym,że część z mas pomyliła się z wyborem szkoły,a może nawet nigdzie nie powinna uczyć się po podstawówce.Tym zdaniem dokopał nam bardzo dotkliwie.Nie można już było chyba uderzyć w czulszy punkt i miejsce. „Na tych miejscach powinni siedzieć często inni!' — grzmiał na klasę.
Ach,ta nowa sprawiedliwość! — westchnął.
Ambicjami sięgaj wyżej Giewontu! Ty durniu! — siadaj! Jesteś
sierotą — podkreślił z naciskiem i dobitnie — i litowaliśmy się
przyjmując ciebie do liceum i internatu.Twój a sprawa stawiana
była na Egzekutywie! W Komitecie!
Byliśmy zmiażdżeni zasadnością jego argumentów i nie wiedzieli-.my czy schować się pod ławki,czy może zapaść się pod ziemię.
Koniec.