środa 4.10.2006
Gazeta Współczesna - Zaraza urzędnicza Gazeta Współczesna - Student? Wynocha! Kurier Poranny - Czysta koleżanka Gazeta Wyborcza - Czterech mężczyzn i kobieta
Wystarczy, że nauczyciel, aptekarz, urzędnik czy kierowca autobusu złapie grypę, a już nie ma prawa pojawić się w pracy. Bo... zarazi innych.
Taki zapis wprowadzają dwa nowe rozporządzenia ministra zdrowia, dotyczące chorób, którymi zakażenie wyklucza wykonywanie prac, przy których można przenieść zakażenie na inne osoby.
Wirus byle nie z urzędu
W nowym wykazie znalazły się np. grypa i paragrypa, zakażenie wirusem opryszczki czy wirusowe zapalenie spojówek. Osoby, pracujące na stanowiskach związanych z ciągłym kontaktem z ludźmi, żywnością, wodą czy lekami w przypadku zachorowania na którąś z tych chorób, powinny – nawet wbrew własnej woli – udać się na zwolnienie albo przynajmniej zostać odsunięte do innych zadań.
– Generalnie chodzi o to, żebyśmy idąc do urzędu, fryzjera czy jadąc autobusem, byli pewni, że nie wyniesiemy stamtąd wirusów, pochodzących od pracowników tych instytucji – mówi Artur Wnuk, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Białymstoku. – To szeroko zakrojona profilaktyk, z którą generalnie się zgadzamy. Można jedynie zastanawiać się nad sensownością umieszczenia w wykazie niektórych zawodów i technicznym wykonaniem tych zapisów.
Epidemia grypy zamknęłaby firmy
– Nie wiem, jak egzekwować te zapisy – zastanawia się Bożena Bednarek, rzecznik marszałka województwa podlaskiego. – Czy w punkcie obsługi klienta mielibyśmy zatrudnić lekarza dyżurnego, który wyłapywałby infekcje u naszych pracowników? Generalnie wiadomo, że chodząc z chorobą zakaźną do pracy, narażamy na zakażenie innych, ale czy te przepisy mają sens? Wiele zależy przecież od zachowania danej osoby.
więcej: Gazeta Współczesna - Zaraza urzędnicza
Gazeta Współczesna - Student? Wynocha!
Spóźnianie się na wykłady lub nieprzychodzenie na zajęcia to coraz częstsze praktyki wykładowców z białostockich uczelni. Niektórzy profesorowie tak „olewają” studentów, że przez rok nie mają czasu przeczytać ich prac licencjackich czy magisterskich.
Poniedziałek, 2 października, pierwszy dzień zajęć dla studentów I roku socjologii na Uniwersytecie w Białymstoku. Młodzi ludzie przychodzą na wykład z antropologii kultury i... całują klamkę.
– Chyba pani doktor nie zdążyła wrócić z wakacji... – komentują.
Okazuje się, że wykładowca poszła na zwolnienie, ale nikt ich o tym nie uprzedził...
Równi i równiejsi
Zwolnieniem lekarskim nie może usprawiedliwiać się pani doktor, wykładająca prawo w Wyższej Szkole Administracji Publicznej. To prywatna uczelnia, gdzie studenci słono płacą za naukę. Żacy z III roku przez kilka tygodni narzekali, że doktor nie znajduje czasu, aby przeczytać ich prace licencjackie, choć prowadzi seminaria.
– Skandaliczne było to, że na tydzień przed wyznaczonym terminem obrony licencjatu poinformowała mnie, że obronę przesuwa mi na wrzesień – mówi świeżo upieczona absolwentka WSAP-u.
Inni żalą się, że aby spotkać się z wykładowczynią musieli jeździć na Politechnikę Białostocką, bo tam też wykładała. Za każdym razem czekali na spotkanie kilkadziesiąt minut. Pierwszeństwo mieli bowiem studenci politechniki.
więcej: Gazeta Współczesna - Student? Wynocha!
Kurier Poranny - Czysta koleżanka
Awans po aferze Zofia Trancygier-Koczuk, która odeszła z kuratorium w atmosferze skandalu awansowała. Znalazła posadę w urzędzie marszałkowskim, u swego partyjnego kolegi z SLD. Marszałek zapomniał, że pozostawiła kuratorium z mankiem w wysokości 140 tysięcy złotych.
Od kilku dni Zofia Trancygier-Koczuk pracuje w departamencie edukacji i kultury w urzędzie marszałkowskim. Oficjalnie ma być szefową referatu oświaty. Ma zarabiać kilka tysięcy złotych. W praktyce, nawet jej szef nie wie, czym ma się zajmować.
Warto przypomnieć, że Trancygier-Koczuk - podobnie, jak marszałek województwa i jej bezpośredni szef Jan Syczewski - od lat związana jest z SLD.
Dziś Trancygier-Koczuk nie chce pamiętać, dlaczego w styczniu wojewoda Jan Dobrzyński odwołał ją z funkcji podlaskiego kuratora oświaty. Przypominamy, że nie dopilnowała kasjerki, która zdefraudowała 180 tysięcy złotych. Pani kurator zostawiła swemu następcy 140 tys. zł długu. Spłaciło go Ministerstwo Finansów. Kiedy wyszło na jaw manko, kuratorka bez zastanowienia spłaciła je pieniędzmi z konta socjalnego pracowników i nauczycieli emerytów. Oczywiście bez ich wiedzy i zgody. W grudniu 2005 roku sąd uznał, że zrobiła to niezgodnie z prawem.
więcej: Kurier Poranny - Czysta koleżanka
Gazeta Wyborcza - Czterech mężczyzn i kobieta
Nie są jeszcze ustalone pełne listy kandydatów Platformy do sejmiku wojewódzkiego. Nam udało się nieoficjalnie dowiedzieć, kim są liderzy w poszczególnych okręgach.
W Białymstoku listę będzie otwierał Jarosław Dworzański, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 34. Jest on jednocześnie szefem struktur powiatowych PO. W okręgu nr 2, obejmującym Suwałki, Sejny i Augustów, liderem będzie Cezary Cieślukowski, w latach 90. wojewoda suwalski. W mijającej kadencji jest radnym sejmiku. Przypomnijmy, że jednocześnie startuje on na prezydenta Suwałk.
W okręgu nr 3, obejmującym Łomżę, Kolno i Grajewo, wystartuje z pierwszego miejsca Jacek Piorunek. Obecnie jest zastępcą wójta gminy Wizna, w poprzedniej kadencji był wicestarostą łomżyńskim. Cztery lata temu w wyborach na prezydenta Łomży zajął trzecie miejsce, zdobywając 17 procent głosów.
Platforma w kolejnym okręgu, w którym znalazły się powiaty: Wysokie Mazowieckie, Zambrów, Siemiatycze i Bielsk Podlaski, wystawia Darię Sapińską. W przeciwieństwie do kolegów jest bezpartyjna, ale znana na swoim terenie z zaangażowania społecznego. Prywatnie - żona prezesa Spółdzielni Mleczarskiej "Mlekovita".
więcej: Gazeta Wyborcza - Czterech mężczyzn i kobieta