środa 19.07.2006
Gazeta Współczesna - Jest odważny, aby przejąć wydział Gazeta Współczesna - Zmiana warty w Garnizonie Łomża Gazeta Współczesna - Utopione miliony Kurier Poranny - Goście, goście?
Gazeta Współczesna - Jest odważny, aby przejąć wydział
Zatrzymanie miesiąc temu architekta miejskiego Andrzeja Z. przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego wywołało ogromne zamieszanie w kierowanym przez niego Wydziale Architektury i Urbanistyki Urzędu Miasta w Łomży. Decyzja Sądu Okręgowego w Lublinie o aresztowaniu na 3 miesiące urzędnika utrudniła życie wielu ludziom.
– Tylko on ma uprawnienia do wydawania decyzji, jakich nie mają inni urzędnicy, również w wydziale architektury – podkreśla Łukasz Czech z biura prasowego Urzędu Miasta Łomży. – Od niego zależy, czy ktoś zgodnie z prawem będzie mógł rozpocząć budowę domu lub budynku gospodarczego.
W wydziale – oprócz do tej pory czekających na podpis Andrzeja Z. wniosków czy projektów – przybywa kolejnych. Petenci nie kryją irytacji.
Paraliż pracy wydziału sprawił, że prezydent Brzeziński niemal natychmiast rozpisał konkurs na architekta miejskiego, mogącego przejąć obowiązki tymczasowo aresztowanego Andrzeja Z.
Do tej pory zgłosił się jeden kandydat. Biuro prasowe ujawnia, że jest to osoba spoza Łomży. Do czasu powrotu prezydenta Brzezińskiego z urlopu w najbliższy poniedziałek, biuro nie chce podać szczegółów.
Nic nie wskazuje na to, że Andrzej Z. wyjdzie z aresztu przed upływem trzech miesięcy. Prokuratura Apelacyjna w Lublinie nie potwierdza pogłoski, że architekt wyjdzie za poręczeniem majątkowym.
– Teoretycznie istnieje taka możliwość – przyznaje Ewa Piotrowska, rzeczniczka prokuratury. – Ale do tej pory nikt nie złożył takiego wniosku.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że podejrzewany o przyjęcie łapówki Andrzej Z. będąc za kratkami, został jednocześnie wybrany wiceprzewodniczącym Rady Nadzorczej Spółdzielni Mieszkaniowej „Perspektywa” w Łomży. Za jego wyborem na czwartą kadencję głosowało 14 z 16 członków rady nadzorczej, dwóch się wstrzymało.
więcej: Gazeta Współczesna - Jest odważny, aby przejąć wydział
Gazeta Współczesna - Zmiana warty w Garnizonie Łomża
Trzy lata kierował łomżyńską jednostką ppłk Robert Rettinger. Wczoraj przekazał władzę ppłk. Wojciechowi Zielkowskiemu, który objął dowodzenie 1. Łomżyńskim Batalionem Remontowym im. płk. Mariana Raganowicza i całym Garnizonem Łomża. Przy przekazaniu władzy obecny był m.in. gen. dywizji Piotr Czerwiński.
Ustępujący ppłk Rettinger objął na kolejne trzy lata funkcję szefa Wydziału Planowania 1. Warszawskiej Dywizji Zmechanizowanej, w skład której wchodzi również łomżyńska jednostka. Ppłk Zielkowski do łomżyńskiego garnizonu przyjechał z 1. Ciechanowskiego Pułku Artylerii.
– Pragnę kontynuować najlepsze tradycje dowódców bohaterskiego 33. Pułku Piechoty, których spadkobiercą jest 1. Łomżyński Batalion Remontowy – podkreślał nowy dowódca.
więcej: Gazeta Współczesna - Zmiana warty w Garnizonie Łomża
Gazeta Współczesna - Utopione miliony
Sąd zadecydował, że były zarząd OSM Zambrów ma pokryć straty spółdzielni – ponad 6 mln zł! Czy jest na to szansa?
Były prezes, wiceprezes i główna księgowa mają zapłacić tak wysoką kwotę dlatego, że w latach 2000-2001 przedstawiali nieprawdziwe informacje, na podstawie których powstawały fałszywe bilansy. A te z kolei służyły, m. in. do zaciągania kredytów. Pieniądze ma dostać Mlekpol, który przejął zambrowską spółdzielnię trzy lata temu.
Decyzja zambrowskiego sądu to w historii regionalnego wymiaru sprawiedliwości najwyższa kara finansowa nałożona na mena-dżerów. A sprawa – jedną z najpoważniejszych afer gospodarczych.
– Nie przypominam sobie, aby sąd nałożył kiedykolwiek obowiązek naprawienia szkody aż takiej wysokości – przyznaje Janusz Wyszyński, rzecznik Sądu Okręgowego w Łomży.
Sędzia Marta Grądzka z Sądu Rejonowego w Zambrowie, w uzasadnieniu wyroku podkreśliła, że członkowie zarządu mieli pełną świadomość ogromu szkód, jakie wyrządzali.
– Nie składali podpisów pod dokumentami tylko we własnym imieniu, ale reprezentowali dużą firmę – podkreśliła sędzia Grądzka.
A jeśli nie zapłacą?
Nie wiadomo, czy któraś ze stron będzie wnosić apelację. Wyrok musi się uprawocnić. Wówczas Mlekpol będzie mógł wystąpić do komornika, aby zajął majątek byłego zarządu: Tadeusza W., Zbigniewa B. i Haliny G. Żadne z nich nie należy do najuboższych. Mają domy, nieruchomości, Zbigniew B. np. gigantyczną oborę, której wartość szacuje się na ponad 1 mln zł. Czy ich majątki wystarczą, aby uzbierać 6,4 mln zł?Co będzie jeśli nie zapłacą?
więcej: Gazeta Współczesna - Utopione miliony
Kurier Poranny - Goście, goście?
Jak żyję 73 lata czegoś takiego nie widziałam! - nie może dojść do siebie Halina Grycuk. Na jednym z pól w Waliłach, ni stąd, ni zowąd, pojawiły się cztery kręgi. W życie!
We wsi nie mówi się o niczym innym. - Kosmici, panie - szepcze kobieta na ulicy. Inna nie widziała kręgów, ale i tak spekuluje: - UFO, nie? Inni stąpają po ziemi: - Może dziki? Ale tak równo to chyba nie potrafią.
- Ani śladu, ani zwierza, ani dzieciaka - dziwi się pani Halina. Wie, co mówi, bo pamięta jak jeszcze parę lat temu młodzież w zboże uciekała. - Ale nigdy nie zostawiali tak równych śladów, kłosek w kłosek. Poza tym, kto teraz w zboże ucieka?
- Może trąba powietrzna? - zastanawia się Arkadiusz Chlabicz. - Trąba, nie trąba...
- Porozrzucałaby byle jak, a nie tak - mówi Jola, jego żona. To właśnie na ich polu pojawiły się tajemnicze kręgi . Niemal cała wieś je zobaczyła, nim oni dowiedzieli się o cudzie na własnym polu.
Czyja szkoda?
A było tak: niedziela przed południem, Zina Tarasewicz wracała z lasu z malinami. Przystanęła przy polu Chlabiczów. Ktoś wszedł im w szkodę. Z polnej drogi było widać złamane kłosy żyta, jakby ktoś tędy przechodził. Zina poszła po śladach.
Mało zawału nie dostała, gdy po wydeptanej ścieżynce doszła do miejsca, gdzie ktoś lub coś złamało wszystkie źdźbła. Wielki okrąg, jakby ktoś walcem przejechał. Kłosy ułożone równiutko, jeden obok drugiego. Wszystkie w tym samym kierunku, wszystkie złamane przy samej ziemi. Zobaczyła cztery kręgi połączone takimi samymi wąskimi przejściami.
Poleciała do wsi, do sąsiadki, pani Halinki, ciotki właściciela pola.
- Powiedziała ciotce, ciotka mojemu ojcu, ojciec przybiegł do mnie - opowiada pan Arek. Nie uwierzył ojcu. Poszedł z żoną na spacer dopiero wieczorem, gdy już prawie cała wieś zdążyła dokładnie obejrzeć to cudo. Z drogi nic nie było widać, więc uznał, że ktoś z niego robi głupka. I stanął jak wryty.
więcej: Kurier Poranny - Goście, goście?