piątek 24.03.2006
Gazeta Wyborcza - Kto brał, kto dawał, kto nie chciał zapłacić Kurier Poranny - Nareszcie Wąsosz. Pięć lat po Jedwabnem Gazeta Współczesna - Córki upadły Gazeta Współczesna - Nie daj się nabrać Gazeta Współczesna - Dzieci pod nadzorem
Kielecka spółka Echo Investement chce w Łomży zbudować hipermarket. Za przychylność wydającego zgodę chciała zapłacić gotówką - to podejrzenie. Tyle że kiedy chodzi o tę firmę, takich podejrzeń jest więcej. Odkrywamy kulisy łomżyńskiej afery korupcyjnej
65-tysięczne miasto i okolice są pustynią, jeżeli chodzi o hipermarkety. Najbliższy działa w Białymstoku. Innych trzeba szukać w okolicach Warszawy.
Nic więc dziwnego, że kielecka spółka Echo Investment zaplanowała tu budowę centrum handlowego o powierzchni 9 tys. mkw. W imię przyszłych zysków w latach 90. zaczęła skupować ziemię u zbiegu ulic: Sikorskiego, Zawadzkiej i Wyszyńskiego.
Nie przeszkadzało jej nawet to, że teren przeznaczony był pod rekreację i o jakichkolwiek inwestycjach mowy nie było.
- Inwestycja typu hipermarket jest bardzo korzystna dla miasta. Spowoduje jego rozwój, przyciągnie innych inwestorów. Zaś mieszkańcy będą mieli lepszą ofertę handlową - mówi entuzjasta budowy, zastępca prezydenta Łomży Marcin Sroczyński.
Przeciwnikami inwestycji są lokalni kupcy. Boją się o własny byt. Godzą się na megasklep, ale zlokalizowany daleko od centrum.
Pierwsza próba Echo na uzyskanie zgody na budowę obiektu się nie powiodła. Decyzję zablokowali wsparci przez kupców radni. Po wyborach samorządowych w 2002 r. miejscy radni już popierali hipermarket.
więcej: Gazeta Wyborcza - Kto brał, kto dawał, kto nie chciał zapłacić
Kurier Poranny - Nareszcie Wąsosz. Pięć lat po Jedwabnem
Prokuratura IPN w Białymstoku wszczęła śledztwo dotyczące pogromu Żydów w Wąsoszu w lipcu 1941 roku. Wedle zebranych relacji, grupka miejscowych zamordowała tam nożami, widłami i kołkami ponad stu żydowskich mieszkańców miasteczka. Śledztwo wszczęto pięć lat po głośnych sprawach Jedwabnego i Radziłowa.
- Dopiero teraz zaistniały procesowe okoliczności - tłumaczy Instytut. Ale okoliczności budzą wątpliwości. Niespełna miesiąc temu Anna Bikont w "Gazecie Wyborczej" zarzuciła białostockiemu IPN, że nie zajmuje się mordami w Radziłowie i Wąsoszu. Radziłów (śledztwo rozpoczęto w marcu 2001 roku) stoi w miejscu, Wąsosza nawet nie zaczęto. Publikacją zainteresował się Rzecznik Spraw Obywatelskich. Wywołała też reakcję IPN. 9 marca Andrzej Arseniuk, rzecznik Instytutu, w sprostowaniu zamieszczonym na stronie internetowej IPN informuje, że oba postępowania się toczą.
- To może niezbyt precyzyjne sformułowanie - mówi prokurator Dariusz Olszewski, szef pionu śledczego IPN w Białymstoku. - Śledztwo w sprawie Wąsosza dotyczy ogólnie zbrodni nazistowskich na ludności cywilnej w latach 1941-45, ale był w nim ujęty wątek mordu Żydów. Nie wiadomo, czy bardziej z powodu presji mediów, czy żeby zatuszować "nieprecyzyjność" rzecznika, w sprawie mordu ludności żydowskiej zostało wszczęte odrębne śledztwo.
Prowadzi je prokurator Radosław Ignatiew, który zakończył sprawę Jedwabnego.
więcej: Kurier Poranny - Nareszcie Wąsosz. Pięć lat po Jedwabnem
Gazeta Współczesna - Córki upadły
Działanie na szkodę giełdowej spółki PEPEES w Łomży zarzuca prokuratura jej głównemu udziałowcowi Józefowi Hubertowi G. Znany finansista, aby pozostać na wolności, musiał wpłacić 400 tysięcy złotych kaucji.
Na poczet ewentualnej kary prokuratura dokonała także zabezpieczenia majątku przedsiębiorcy o wartości miliona złotych.
Prokuratorskie zarzuty dotyczą lat 2000 - 2003, kiedy Józef Hubert G. był przewodniczącym rady nadzorczej PEPEES. Doszło wówczas do restrukturyzacji firmy, która polegała m.in. na wydzieleniu z niej odrębnych podmiotów i przeniesieniu do nich części pracowników.
Tak powstały np. spółki Serwis Pepees i Spido. Obie całkowicie uzależnione były od „matki”, która jednak okazała się „macochą”.
W ocenie prokuratury, cały zabieg z tworzeniem oddzielnych firm miał jedynie na celu pozbycie się nadmiaru pracowników. Umowy narzucone przez PEPEES nowym spółkom skazywały je bowiem z góry na niepowodzenie.
Obie praktycznie utraciły możliwość dalszego działania w 2003 roku. Wtedy PEPEES ogłosił zamiar ich sprzedaży za kwoty daleko odbiegające od faktycznej wartości. Właśnie to zwróciło uwagę ministerstwa skarbu państwa, a potem prokuratury.
Efektem podjętego śledztwa stał się akt oskarżenia przeciwko dziesięciu osobom z byłych zarządów PEPEES i spółek zależnych. Ich proces trwa przed łomżyńskim sądem.
więcej: Gazeta Współczesna - Córki upadły
Gazeta Współczesna - Nie daj się nabrać
Nastolatek ze wsi w gminie Sokoły sprzedawał na Allegro kody doładowujące konta telefonów komórkowych. W rzeczywistości handlował wymyślonymi zestawami cyfr. Na jego ofertę skusiło się około 100 osób. Na trop „przedsiębiorczego” nastolatka wpadli policjanci. Sprawą zajmuje się prokuratura.
– Dochodzenie w sprawie nastolatka prowadzimy wspólnie z białostocką policją i prokuraturą rejonową – mówi Grzegorz Malinowski, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Wysokiem Mazowieckiem. – Zawartość jego komputera badają białostoccy informatycy.
Oszukani z kraju
Dotychczas funkcjonariuszom udało się zlokalizować około 100 oszukanych osób z terenu całego kraju. Wysłano do nich telegramy wzywające do stawienia się we właściwej komendzie policji.
– Czekamy na zeznania świadków, które będą napływały z kraju – mówi Grzegorz Malinowski. – Wykrywanie internetowych przestępstw nie należy do najłatwiejszych.
W Internecie można kupić już prawie wszystko, niestety, oszukanych jest coraz więcej.
– Rocznie trafia do nas około dziesięciu internautów, którzy dali się nabrać – mówi podinsp. Piotr Klima, naczelnik sekcji prewencji Komendy Miejskiej Policji w Łomży. – Najbardziej „chodliwy” towar to telefony komórkowe.
więcej: Gazeta Współczesna - Nie daj się nabrać
Gazeta Współczesna - Dzieci pod nadzorem
Dyrekcja Szkoły Podstawowej nr 2 im. Adama Mickiewicza w Grajewie jako pierwsza w mieście postanowiła zainstalować monitoring. Jedenaście kamer ma zwiększyć bezpieczeństwo maluchów na terenie placówki. Rodzice uczniów uważają, że to dobre rozwiązanie.
Wprowadzenie monitoringu poprzedziła ankieta, w której uczniowie wskazali miejsca w szkole, które są, według nich, mało bezpieczne. To właśnie tam między innymi zamontowane zostały kamery. Z ankiety przeprowadzonej wśród wybranych uczniów klas III-VI wynikało, że dzieci niechętnie przebywają m.in. przy szkolnym sklepiku, w szatni czy na placu przed budynkiem szkoły. Dyrekcja szkoły wprowadzając kamery, chce to zmienić.
– Uważam, że monitoring to wymóg naszych czasów. Instalacja kamer zwiększy poczucie bezpieczeństwa dzieci. Coraz więcej szkół idzie w tym kierunku – twierdzi Urszula Mazurek, dyrektor SP 2 w Grajewie.
Szkoła w sprawie monitoringu na bieżąco współpracuje z rodzicami uczniów. Do końca marca dyrekcja placówki zorganizuje wywiadówki, w trakcie których będzie poruszany temat instalacji kamer w szkole.
więcej: Gazeta Współczesna - Dzieci pod nadzorem