Udany pierwszy Regionalny Dzień Folkloru w Łomży
- Musimy dbać o swoją tożsamość i narodową kulturę - mówi Bernadeta Krynicka, pomysłodawczyni Regionalnego Dnia Folkloru, który w niedzielę po raz pierwszy odbywał się na łomżyńskim bulwarze. - Ja jestem dziewczyna ze wsi i ja wiem co to znaczy kuchnia wiejska, pieśni regionalne, folklor i o to musimy dbać, i to kultywować - podkreśla.
Za sprawą Regionalnego Dnia Folkloru zorganizowanego przez Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji łomżyński bulwar, jak właściwie nigdy wcześniej, w niedzielne południe tętnił życiem. Muzyka ludowa dobiegająca z ustawionej sceny, stragany i tłumy spacerujących ludzi korzystających z przygotowanych atrakcji i ostatnich promieni słonecznych, robiła wrażenie kurortu.
- Ostatnia niedziela września już zawsze będzie związana z Regionalnym Dniem Folkloru na łomżyńskim bulwarze – mówi Bernadeta Krynicka, dyrektor MOSiR-u w Łomży. Ideą przewodnią wydarzenia ma być kultura ludowa. - Przecież większość ludzi w mieście to są ludzie ze wsi - mówi pomysłodawczyni. - Ja jestem dziewczyna wychowana na wsi. W 1991 roku wyjechałam, ale wszystko pamiętam. Pomyślałam sobie, że takie imprezy są w gminach, a z Łomży nie każdy pojedzie, a mamy w mieście prawie 60 tysięcy mieszkańców i dlaczego im tego tu nie zrobić na bulwarze.
Rzeczywiście, większość tych, którzy zdecydowali się przyjść nad Narew dobrze się bawiła. Ludzie w drugiej połowie życia, którym w duszy gra muzyka ludowa, mieli spory wybór spośród 16 wykonawców, w tym muzykę i gadkę kurpiowską.
Pomysłodawczyni podkreślała w rozmowie, że jednym z celów jest promocja kultury narodowej i regionalnego folkloru. Łomża styka się Kurpiami, ale strój Pani Bernadety Krynickiej był trochę odmienny. „Mamy dwa narodowe stroje: krakowski i łowicki - tłumaczyła dyrektorka MOSiR-u. - wiedzieliśmy, że Kurpie u nas będą, więc chcieliśmy zaintrygować i efekt uzyskaliśmy. Swój tegoroczny strój określiła mianem krakowski, a za rok ma wystąpić w łowickim.
W rejonie łomżyńskiego portu ustawiono wiele budek i namiotów z atrakcjami, szczególnie kulinarnymi. Najwięcej było kół gospodyń wiejskich (16), w których można było smacznie, różnorodnie i dobrze zjeść. Pomiędzy nimi można było znaleźć osiem stoisk z rękodziełem. Przygotowanie wydarzenia kosztowało niecałe 10 tys. zł – podsumowuje dyrektor Krynicka. Niedużo jak na tyle atrakcji i takie powodzenie. - To zasługa dobrych kontaktów z okolicznymi samorządowcami, wspólnie z którymi można wiele zrobić. – podkreśla. - Sama tego bym nie zrobiła. Mam świetną załogę i to jest też dzieło tych fantastycznych ludzi.



































