Wymaszerowały stowarzyszenie
- Zjednoczyliśmy się tutaj wszyscy, i to jest cudowne – mówiła Alicja Łebkowska-Gołaś po zakończeniu ostatniego „spaceru protestacyjnego” - każdy z was miał odwagę indywidualnie pokazać się, przejść tym marszem. To jest wielka robota, to co robią ludzie w Łomży, w Szepietowie, w Zambrowie czy Grajewie. W takich mniejszych miejscowościach i to jest właśnie akt bohaterstwa – dodawała.
1. listopada wieczorem przeszedł ulicami Łomży, po raz ósmy i na razie ostatni, „spacer protestacyjny” strajku kobiet. Od pl. Niepodległości pod bramę główną zamkniętego cmentarza przy ul. Kopernika przemaszerowało w milczeniu około 40 osób. - Wiele czynników miało wpływ na frekwencję - wyjaśnia Alicja Łebkowska-Gołaś - dzień przerwy, zimniej dzisiaj, że jest niedziela, że jest święto zmarłych, że ludzie zostają z rodzinami, ale była garstka wytrwałych – chwaliła obecnych. - Świadomie wybrałyśmy dzisiaj, bo miało być symboliczne zapalanie zniczy, ale wyszło trochę inaczej. Nie chciałyśmy iść z okrzykami, bo to jest dla wielu jest bardzo ważne święto.
Po powrocie na miejsce wymarszu Panie stanęły przed orłem i zaczęły: - Wpadłyśmy na pomysł, aby tę energię, która w nas powstała, żebyśmy przekuli to w jakieś działanie – wyjaśniała Alicja Łebkowska-Gołaś. - Doszliśmy do wniosku, że na coś się nie zgadzamy. Że każda z nas ma bunt w sobie dotyczący orzeczenia Trybunału, a jednocześnie okazało się, że jest nas więcej, że razem wspólnie możemy spowodować, że ta przestrzeń będzie dla nas przyjemniejsza i przychylniejsza. I ogłosiły - Chcemy założyć stowarzyszenie, które ma się nazywać "Kobiety Kobietom". Chcemy propagować pewne postawy wolnościowe, tolerancji, opieki nad mniejszościami czy nad wykluczonymi – wyliczała. - Jeśli chcielibyście dołączyć, macie jakiś pomysł to odzywajcie się – zachęcała Alicja Łebkowska-Gołaś.
- Tylu osobom chciało się spotykać przez osiem dni, miejmy tę siłę dalej i róbmy coś razem – uzupełniała Agnieszka Fijołek-Wądołowska. - Jesteśmy otwarte na dialog.
Panie przyznają, że na początku będzie to stowarzyszenie bezbudżetowe, ale chcą zająć się pracą z młodzieżą, ze sobą nawzajem czy organizować szkolenia.
W wystąpieniu Alicji Łebkowskiej-Gołaś, Agnieszki Fijołek-Wądołowskiej i Justyny Turowskiej słychać było, jak wiele je to kosztowało. - Wylewa się na nas wiele nieprzychylnych opinii i komentarzy – przywoływała Alicja. - To nie jest łatwe i ciężko sobie z tym poradzić, bez względu na to, jaką kto ma silną psychikę – przyznała. - Łatwo protestuje się w wielotysięcznym tłumie, tam gdzie jesteś anonimowy. Masz prawo wykrzykiwać co chcesz. Kamera Cię nie ujmie i pracodawca Cię nie zobaczy – tłumaczyła aktywistka - ale w takim mieście jak Łomża, trzeba mieć w sobie mnóstwo determinacji, żeby jasno określić swoje poglądy, nie bać się tego i nie wstydzić się – wyznała.
- Musi przejść do ogromnego przewrotu, żeby cokolwiek się zmieniło – tłumaczyła - ale jeśli chcemy cokolwiek zmienić, zaczynamy od własnego podwórka. Jeśli każdy z nas coś zmieni wokół siebie, to te cząstki łączą się w całość i one coś zmieniają. I to jest realna praca u podstaw. Wszyscy wokół siebie musimy coś zmienić, żeby w ogólnym wydźwięku coś się zmieniło – zachęcała.
- Myśmy pokazały tym młodym ludziom, bo zarzuca się idzie z nami młodzież, często niepełnoletnia – wyjaśniała. - Przy tym proteście (młodzież) zrozumiała, że jej głos ma znaczenie. Że każdy indywidualny głos ma znaczenie. Że warto zajrzeć do latarnika wyborczego przed wyborami i sprawdzić jakie ma się poglądy, bo czasem mogą być niezebrane w jedną myśl. Że warto jest zagłosować zgodnie z własnym sumieniem i przekonaniem, a nie dlatego, że robią tak wszyscy, że mamy wpływ na rzeczywistość, która nas otacza – wyliczała – a jeśli przyjdzie wydarzenie, które wzburzy w nas krew, to znowu wyjdziemy - zapowiedziała.
Wkurzone kobiety wyszły na ulicę
Kolejny dzień protestów kobiet