Nikogo nie było...
Nasi czytelnicy wciąż dopytują, jak wygląda sprawa pomocy dla Jana Szczechowskiego. Próba telefonicznego kontaktu z Dariuszem Rosowiczem, inicjatorem internetowej zbiórki na rzecz pana Janka, która przyniosła ponad 17 tysięcy złotych, zakończyła się niepowodzeniem. Pytania mailowe, tak jak wcześniej, też pozostały bez odpowiedzi. Tymczasem Jan Szczechowski twierdzi, że poza jedną dostawą jedzenia w drugiej połowie września nic więcej nie dostał. Okazało się również, że jego opiekun prawny, Tadeusz Szczechowski, nie tylko nic nie wie o całej sprawie, ale też nikt się z nim nie kontaktował – ani przed rozpoczęciem zbiórki, ani też po jej zakończeniu.
Rozmowa z Tadeuszem Szczechowskim, opiekunem prawnym Jana Szczechowskiego, nie pozostawia cienia wątpliwości. – Nikt się nie pytał, nikt się ze mną nie kontaktował, nic w ogóle ja o tym nie wiem – powiedział Tadeusz Szczechowski, zapytany, czy wie coś na temat zbiórki zorganizowanej przez Dariusza Rosowicza na rzecz Jana Szczechowskiego.
To zastanawiające, że inicjator zbiórki również po jej nieoczekiwanym zakończeniu (zebrano zaledwie 17.465 złotych z zakładanych 50 tysięcy, a osoby zorientowane w takich akcjach wiedzą doskonale, że nie zdarza się to często; przeciwnie, zbiórki są zwykle przedłużane, bo liczy się każda złotówka) nie podjął próby dotarcia do osoby najlepiej zorientowanej w sytuacji Jana Szczechowskiego, tylko prowadzi działania na własną rękę, utrzymując je w dodatku w tajemnicy.
Zapytaliśmy więc osobę najbardziej zainteresowaną jak to wszystko wygląda i czy po weekendzie 19-20 września pojawił się u niego ktoś z kolejną dostawą żywności.
– Nie, nikogo nie było – odpowiedział, w obecności świadków, Jan Szczechowski, dodając, że ma jeszcze połowę tego jedzenia, które dostał za pierwszym razem. – Jak się z nim widziałem, a ciężko go zastać, to nic mi nie gadał – potwierdza tę informację Tadeusz Szczechowski.
A Dariusz Rosowicz? Zarzuca nam nierzetelność i grozi konsekwencjami prawnymi. Szczególnie to drugie brzmi nieco dziwnie, jeśli weźmie się pod uwagę, że potraktował Jana Szczechowskiego jak jakiś przedmiot, przeprowadzając zbiórkę nie tylko bez jego wiedzy i zgody, ale też jego opiekuna prawnego. Inicjator całej tej akcji najwyraźniej nie zdaje sobie również sprawy z faktu, że w momencie ogłoszenia publicznej zbiórki na ogólnopolskim portalu przestała być ona jego prywatną sprawą – czytelnicy portalu 4lomza już dzień po jej rozpoczęciu zgłaszali nam, że sprawa wygląda podejrzanie, a utrzymywanie wszystkiego w tajemnicy i liczne wątpliwości zdają się potwierdzać, że mogli mieć rację.
Paradoksalne jest również to, że Jan Szczechowski tak naprawdę nie potrzebuje zbiórek takich jak ta przeprowadzona przez Dariusza Rosowicza – osoby znające jego sytuację materialną doskonale wiedzą dlaczego. Najwyraźniej wszystko zostało tu więc przeprowadzone bez odpowiedniego rozpoznania i wiedzy na temat potrzeb Jana Szczechowskiego. Tymczasem jedyne czego pan Janek potrzebuje, rzecz jasna poza wyjaśnieniem sprawy podstawowej, to jest jego sytuacji lokalowej – obecnie przebywa w mieszkaniu po zmarłym bracie, również sprzedanym na licytacji – to stała pomoc w sprawach z którymi sobie nie radzi, na przykład urzędowych, z czego zdaje sobie sprawę jego opiekun.
– Ja go chciałem tutaj zabrać do siebie, ale on nie chce w ogóle tu przyjść do Krzewa – mówi Tadeusz Szczechowski. – Nie chce, mówi, że mu tam lepiej; chodzi po mieście, ciężko go zastać, przychodzi dopiero godzina czwarta-piąta, na wieczór. Nieraz zajadę, nieraz spotkam go na rynku, albo idzie ulicą, to go zatrzymam i porozmawiam.
Wojciech Chamryk