Fotograficzny sen Adama Czarniewicza
–Ta wystawa to tak naprawdę podróż do wnętrza samego siebie, ukazana za pomocą surrealnych obrazów fotograficznych, przeniesionych wprost z mojej pamięci – mówi Adam Czarniewicz. – Sen jest w życiu człowieka frapującym i zaskakującym zdarzeniem, każdy go doświadcza, ale nie wszyscy do końca wiedzą na czym on polega. Fotograf z Łomży ukazał to fascynujące zjawisko na ponad 170 zdjęciach, składających się na cykl „Kiedy zamykam oczy…” i tworzących jego pierwszą wystawę indywidualną, prezentowaną w Galerii Pod Arkadami.
Już podczas zbiorowej wystawy studentów białostockiej Akademii Fotografii i Przedsiębiorczości w Galerii Pod Arkadami w styczniu 2018 roku Adam Czarniewicz udowodnił, że równie ważne jak kompozycja czy skupienie się na detalu są dla niego psychologiczne aspekty ukazywanych postaci.
Jeszcze bardziej nieoczywiste okazały się jego kolejne zdjęcia, prezentowane po roku podczas zbiorowej wystawy Klubu Fotografii Nurt, był to bowiem fragment przygotowywanej już wystawy „Kiedy zamykam oczy…”. Wtedy składało się na nią 140 prac, ostatecznie jest ich aż 176.
Wszystkie nie mogły więc zawisnąć w kameralnej galerii na Starym Rynku – autor wybrał te najbardziej reprezentatywne, ukazujące każdą z faz różnych etapów snu, a całość można było zobaczyć podczas pokazu slajdów.
– Sen jest zjawiskiem niejednoznacznym, maniakalnym, bardzo surrealistycznym i nieżyciowym – mówi Adam Czarniewicz. – Codziennie jesteśmy bombardowani olbrzymią ilością obrazów, które rejestruje nasze oko, są zapisywane w naszym mózgu, a sen powoduje, że wybiórczo przekazuje nam pewne z tych obrazów świata z bardzo bogatego zbioru.
Inspiracją do stworzenia tego cyklu były osiągnięcia wybitnych fotografów, takich jak
Antoine D`Agata, Zdzisław Beksiński, Jacob Aue Sobol czy Roger Ballen. – Szczególne miejsce w mojej opowieści zajmuje Zdzisław Beksiński, bo chciałem, podobnie jak on, ale też jak Alicja z krainy czarów, poznać tę drugą, niedostępną przestrzeń po tak zwanej drugiej stronie lustra, bo to przestrzeń niejako poza mną, ale ściśle ze mną związana – wyjaśnia autor. – Tak naprawdę zdjęcia robi głowa. Przenieść swoje myśli i doświadczenia na obraz fotograficzny jest to więc niemały wysiłek, jednak myślę, że w większości obrazów udało mi się osiągnąć zamierzony cel.
Oszczędne kadry czarno-białych fotografii Adama Czarniewicza czasem przerażają, czasem zaskakują, ale nikogo nie pozostawiają obojętnym, bez wględu na to czy ukazują ludzkie sylwetki, jakieś rozmyte, nierealne przestrzenie czy wiele warstw nałożonych na siebie planów.
– Wykorzystywałem tu przede wszystkim funkcję multiekspozycji w aparacie, nałożenia obrazu na obraz – mówi Adam Czarniewicz. – Dzieje się to więc na etapie sprzętu, późniejsza obróbka w Photoshopie jest już więc minimalna, tylko do wyczyszczenia obrazów i podkreślenia kontrastu, bez innych ingerencji.
Każdy może więc na tej wystawie śnić swój jedyny, niepowtarzalny sen, a do tego zmierzyć się z własnymi przeżyciami, fobiami, obawami i ułomnościami, ukazanymi tak, że zdają się jakby mniej straszne, jakby obłaskawione. I chociaż forma tego cyklu zdaje się być wymarzona do kontynuacji, to jednak Adam Czarniewicz w żadnym razie nie zamierza iść na łatwiznę eksplorowania tego nośnego, stwarzającego duże możliwości artystyczne, ale jednak tylko jednego i pod pewnymi względami ograniczającego tematu.
– To tak naprawdę może być dzieło życia, bo śnimy od momentu narodzin aż do śmierci – mówi Adam Czarniewicz. – Jednak na tę chwilę tych 176 zdjęć jest zamkniętą całością i myślę, że już nie będę do tego wracał, chyba, że okazjonalnie, tak ukradkiem. Chcę go zakończyć, zająć się innymi pomysłami, które chodzą i po głowie i mam nadzieję, że przy przychylności naszego środowiska kulturalnego przygotuję jeszcze niejedną wystawę.
Wojciech Chamryk