Przejdź do treści Przejdź do menu
czwartek, 28 marca 2024 napisz DONOS@

Z Drzewnej do Chicago i na Hawaje

Główne zdjęcie
Wiesław Boryszewski

– U Krzysztofa Klenczona często bywałem w domu, ze Stanem Borysem jeździłem na ryby – mówi Wiesław Boryszewski. Przez 14 lat prowadził w Chicago klub, w którym regularnie występowali najpopularniejsi polscy artyści, również Krzysztof Krawczyk czy Waldemar Kocoń. – Mnie w Chicago wszyscy znali. Przyjeżdżali zabawić się z całego miasta i z przedmieść. Przyjeżdżali nawet z Wisconsin, gdzie też mieszka dużo Polaków, a nie mieli tam klubów – opowiada Amerykanin, który po latach odwiedza stare kąty w rodzinnej Łomży.

Wiesław Boryszewski, absolwent łomżyńskiej „Drzewnej“, rozpoczął swój amerykański sen we wczesnych latach 60. dzięki rodzinnym powiązaniom. – Mój ojciec rodził się w Stanach, w Pensylwanii i miał obywatelstwo amerykańskie – wspomina. – Dlatego zaraz po II wojnie światowej zaczął się starać o paszport, ale odmawiali mu przez 14 lat. Wreszcie ktoś podpowiedział, że trzeba dać łapówkę, tak się stało i tato wyjechał w maju 1960 roku. Wtedy służyłem w wojsku, więc najpierw wyjechały moja mama i dwie siostry, ja dołączyłem do nich w 1962, a w marcu następnego roku wyjechał kolejny brat.
Pierwszy pobyt Wiesława Boryszewskiego w USA trwał pięć lat, powodziło mu się tam dobrze, ale żona tęskniła za krajem i zdecydowali się wrócić. Decyzja o powrocie do szarego PRL-u rządzonego przez Władysława Gomułkę okazała się nieporozumieniem, bo już po kilku miesiącach odechciało mu się takiej Polski. W roku 1968 udało się ponownie wyjechać. 
– Po kilku latach zaoszczędziłem trochę pieniędzy i pomyślałem, że trzeba zrobić jakiś biznes – mówi Boryszewski. – Wtedy w Chicago nie było dużo klubów polskich, a jeszcze zamknęli klub w którym grali bracia Makówka, z którymi się zaprzyjaźniłem. Znalazłem więc dobre miejsce i szykowałem ten klub osiem miesięcy, praktycznie wszystko zrobiłem tam własnymi rękami.
Otwarcie „Violetta Coctails“, nazwanego tak od imienia córki, odbyło się 19. marca 1971 roku. Lokal na 300 osób, położony blisko polskiej dzielnicy i czynny w weekendy, cieszył się ogromną popularnością: już godzinę przed otwarciem ustawiały się kolejki chętnych. Najpierw przez trzy lata grali w klubie bracia Makówka, ale w końcu znudzili się publiczności.
– Był taki Jan Wojewódka, który sprowadzał zespoły na występy w Stanach i w Kanadzie – opowiada Wiesław Boryszewski. – Ja się z nim przyjaźniłem i bywało tak, że niektórzy z wykonawców po skończeniu trasy chcieli zostać w Chicago, na pół roku czy dłużej. Tak stało się też z Reginą Pisarek, która zaczęła u mnie śpiewać w 1974 roku. Niektórzy, tak jak Stan Borys, nie chcieli śpiewać do tańca, ale ona dobrze czuła się w takim repertuarze. Kolejny był Krzysztof Klenczon, który zaczął tak na początku 1975 roku i śpiewał u mnie przez trzy lata. Śpiewał różne piosenki, nie tylko Czerwonych Gitar. Miał dobry zespół, drugiego gitarzystę i organistę, ludzie pamiętali go z Polski i wielu przychodziło tylko na jego występy. Byliśmy bardzo blisko. Często po zamknięciu klubu jechaliśmy na śniadanie, a bywało, że zapraszał nas do siebie do domu. Miał dwa duże psy, takie groźne, ale oswoiły się po jakimś czasie.
Kolejni byli Stan Borys, Krzysztof Krawczyk, Waldemar Kocoń i wielu innych artystów, dla których wyjazdy za Ocean były czymś opatrznościowym, bo mogli dobrze zarobić. 
– Stan Borys przyjechał najpierw do Nowego Jorku, ale tam mu się nie wiodło – opowiada Wiesław Boryszewski. – Z początku na jego występach byli ludzie, ale coraz mniej i przyjechał do Chicago. Tam już zajmował się tylko śpiewaniem, a u mnie też śpiewał trzy lata. Z kolei Krawczyk nie śpiewał u mnie długo, miał tylko kilka razy taki występ koncertowy. To było wtedy, kiedy dostał kontrakt w Las Vegas, ale nie w jakimś wielkim kasynie, tylko w niedużej restauracji. Wówczas znowu reaktywowali się No To Co, więc Krawczyk robił u mnie z nimi próby. I pojechali do tego Las Vegas, byli tam pół roku, po czym No To Co wrócili do mnie. Później śpiewał u mnie Waldemar Kocoń, był taki zespół z Poznania, gdzie piosenkarką była Mirosława Kowalik, albo Katarzyna Bovery ze Śląska, która poznała w Toronto Polaka, wyszła za niego i już została. Śpiewała u mnie pół roku i pamiętam, że jedną z jej najlepszych piosenek były „Rzeki Babilonu“ („Rivers Of Babylon“, wielki hit lat 70. – red.). Było też wielu innych wykonawców, jak Kapela Mazowiecka czy zespół ze Szczecina z piosenkarką Barbarą Gdak, ładną dziewczyną o bardzo cygańskiej urodzie. A w Chicago mieszka dużo Cyganów, więc jak nauczyła się ich kilku piosenek, to robiła prawdziwą furorę. 
Dużym zainteresowaniem cieszyły się też niedzielne programy „Podwieczorek przy mikrofonie“, ale w latach 80. nie był to już tak dobry interes jak w poprzedniej dekadzie. – Sprzedałem klub na przełomie 1984/85 roku, bo była już za duża konkurecja – mówi Wiesław Boryszewski. – Na początku były tylko dwa inne kluby, ale raczej większe tawerny, z kilkoma stolikami.W latach 80. klubów było już znacznie więcej, więc wpływy były mniejsze, bo konkurencja większa, a mnie też już to tak nie cieszyło jak kiedyś, więc zacząłem zajmować się czymś innym. 
Stąd pomysł przeprowadzki na Hawaje, gdzie na International Market Place w Honolulu miał przez pięć lat dwa stoiska sprzedające złoto i japońskie perły, a po roku 1990 zajął się prowadzeniem  firmy remontowo-budowlanej, czym zajmował się będąc już nawet na emeryturze. 
– Pracowałem dobre 10 lat po przejściu na emeryturę – podsumowuje Wiesław Boryszewski. – Ludzie mnie w Honolulu znali, bo robiłem dobrą robotę i wszystko: od kompleksowych robót i elektryki do szafek w kuchni czy łazience. Teraz wiadomo, mam więcej czasu. Siedzi się tam na Hawajach, jest ciepło i przyjemnie, ale chce się czegoś innego. Dlatego w 2015 po raz pierwszy po 47 latach odwiedziłem Polskę, a teraz jestem w niej kolejny raz. Odwiedzam stare kąty, spotykam się z ludźmi,  wspominam – również ten czas kiedy prowadziłem klub, bo przewinęło się przez niego wielu artystów. Iluś z nich już nie żyje, Stan Borys jest ciężko chory, co bardzo mnie zasmuciło, bo kontaktowałem się z nim niedawno. Dlatego cieszę się, że mogłem ich poznać i razem z nimi pracować – jako młody chłopak nawet o czymś takim nie marzyłem, że taka gwiazda jak Klenczon będzie śpiewać w moim klubie, i to jeszcze w USA!

Wojciech Chamryk


 
 

W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.

W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
  1. Analityki ruchu na naszych serwisach
  2. Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
  3. Personalizowania reklam
  4. Korzystania z wtyczek społecznościowych

Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).

W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.

Lista Zaufanych Partnerów

Wyrażam zgodę