Czy to łomżing... Historia prawdziwa z miejskim kiblem
Zbudowany na zlecenie prezydenta Mariusza Chrzanowskiego szalet miejski w pobliżu Placu Niepodległości był już przedmiotem wielu naszych tekstów. Choć ma postać niewielkiego kontenera to kosztował niemal równe 200 tysięcy złotych, bo to miał być nowoczesny na miarę Łomży w XXI wieku. Naszpikowany technologią kibel, z drzwiami otwierającymi się po wrzuceniu monety, niestety zawodzi. Tym razem też ma awarię. Boleśnie przekonał się o tym czytelnik, który w zabawny sposób opisał swoje perypetie. Kartkę ostrzegawczą z napisem awaria z drzwi kibla musiał zwiać wiatr, który według oficjalnych ustaleń ratusza odpowiadał już za zerwanie część elewacji z kosztownej wygódki. Oto historia prawdziwa... z wyborczym przesłaniem.
Sobota, pod wieczór. Ładna pogoda. Nie za ciepło, trochę chmur ale nie pada. Idziemy na spacer.
Stary Rynek opustoszał – nawet gołębie gdzieś odleciały. Może coś zjemy? Kilka lokali jest otwartych. Wybieramy ten, z którego dochodzą smakowite zapachy. Jest promocja: jak kupicie 4 „laleczki” firmowa „deska specjałów” będzie tańsza. Chciał nie chciał trzeba zamówić. Troje dorosłych a „procenty” cztery. Najstarszy konsumuje dwa. Obiadokolacja za nami, płacimy „plastikiem”. W lokalu jest toaleta ale przecież na „południe” niedaleko, dojdziemy.
Niestety w połowie drogi „laleczki” zażądały postoju. Jakież to szczęście, że na naszej drodze jest Teatr Lalki i Aktora pięknie podświetlony, nie sposób ominąć. Ja nie aktor ale „lalka jest lalka”. Tuż przed nim szary, smutny budyneczek – i to jest mój cel. W samą porę ale trzeba zapłacić. Ma ktoś drobne? Rodzina przetrząsa kieszenie. Jest 50 groszy, o i jest drugie, wrzucę do automatu, a to że nie wydaje reszty wcale mnie zniechęca, jest odliczone. Tylko do której kabiny? Mieszanej czy koedukacyjnej? Padło na tę damsko-męską, maszyna ruszyła, zapala się żółta dioda i coś jakby buczy, rodzina czyta legendę – żółta dioda - „door unlocked”. Nareszcie „lalki były, bez promocji ale deska też będzie”. Buczało tak z minutę, ale za żadne skarby drzwi nie dało się sforsować. Szarpać? Nie, bo kamery, i zaraz słusznie przyjedzie patrol dopaść wandala (a przy okazji „przypną” mi wcześniejsze akty z przybytkiem związane). Co to, to nie.
Ale co teraz? Druga kabina? Niestety w pobliżu nawet gdyby był bankomat to żetonami nie wypłaci, a drobnych brak: jak u Barei „najbliższy czynny taras widokowy we Wrocławiu”. Na drzwiach widoczne ślady po taśmie samoprzylepnej w formacie A4, na której pewnie stało: AWARIA a w głowie dudni: „Ona nieczynna ta budka, nawet napis był, ale jakiś obuz zdjął”. Wcześniej był sobie mały, plastikowy Toi Toi. Nikomu nie wadził, nie nadzorowały go kamery, nie wymagał prądu, kosztował grosze, nawet wiatr się go nie imał. Wystarczyło co jakiś czas opróżnić. Nikt tam długo nie zabawił szczególnie latem, dlatego był zawsze wolny i nie było problemu.
Fakt, że „kibel” z XXI wieku kosztował tyle co moje nowe 89 m2 w stanie deweloperskim wcale nie pocieszał (tylko jak to wytłumaczę dzieciom?). Choćby miał zimny wrzątek, złote klamki, bidety, pisuary i inne nierdzewne, antywandalowe i chronione kosmiczne technologie oraz gadgety, to po co? Jak nie można skorzystać.
Droga do domu wśród obwieszonych kamerami latarni wydawała się nie mieć końca...
Tak jak Piotr Ikonowicz postulował „wanna dla każdego” tak u nas oprócz bezpłatnych „MPK-ów dla każdego”, niech będzie też „toaleta dla wszystkich”. Może któryś z komitetów wyborczych skorzysta. Cena za pomysł symboliczna 1 zł, aby odzyskać dwie wrzucone do kibla 50-groszówki.
W sprawie głos zabrał już ratusz. Łukasz Czech w odpowiedzi na nasze pytania podał, że zepsuta jest spłuczka w toalecie przeznaczonej dla osób niepełnosprawnych i że oczekujemy na jej naprawienie przez serwis.