Pamiętamy o obrońcach - obchody w Nowogrodzie
Świętowanie 85. rocznicy obrony Nowogrodu w wojnie polsko-sowieckiej 1920 r. rozpoczęło się Mszą św. w kościele pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Tłumnie przybyli kombatanci i wojskowi, mieszkańcy i samorządowcy, strażacy i harcerze. Ulice miasteczka udekorowne były białoczerwonymi flagami. W kościele w prezbiterium stanęły poczty sztandarowe, w nawie głównej kompania honorowa i szpaler strażaków. Na chórze orkiestra strażacka. Mszę św. odprawił biskup łomżyński Stanisław Stefanek, koncelebrowali kapelan wojska o. Bogdan Augustyniak i sekretarz biskupi ks. Tadeusz Bronakowski.
Do tego wątku nawiązał ppłk Ludwik Zalewski w swoim wystąpieniu przed pomnikiem żołnierzy poległych w 1920 r. Pomnik jest postawiony wysoko na kopcu-mogile. Króluje krzyż z orłem w koronie i tablicą z nazwiskami 43 podanych imiennie i 34 bezimiennych młodych ludzi, głównie studentów, którzy 31 lipca 1920 roku brawurowym atakiem zdobyli Nowogród wcześniej zajęty przez kawalerię sowiecką.
- Kiedy w 1923 r. stawiano ten pomnik, nie brakło sceptyków, podważających sens ofiary ochotników - przypomniał Zalewski. - Ale historia pokazała, że obrońcy Nowogrodu powstrzymali na dzień, dwa okrążenie Łomży, która jeszcze nie poddała fortów w Piątnicy, bronionych od 28 lipca do 2 sierpnia 1920.
Współcześni historycy i ówcześni dowódcy sowieccy zgodnie uznają, że obrona Nowogrodu i Łomży opóźniła o pięć, sześć dni atak na Warszawę, co pozwoliło Marszałkowi Piłsudskiemu przygotować stolicę do obrony i przegrupować wojska. A potem...
15 sierpnia stał się Cud nad Wisłą, do której wpada Narew, gdzie znajdowała się ostatnia linia obrony przed Warszawą. Stąd cud: Cud nad Narwią. W Łomży koło Nowogrodu.
Rafał M. Milewski
****
31 lipca 1920 roku 10 dywizja Kawalerii sowieckiej Korpusu Gaja zaatakowała i zdobyła Nowogród. Do walki przeciwko kawalerii sowieckiej skierowano 205 ochotniczy pułk piechoty. 3 batalion tego pułku brawurowym atakiem zdobył Nowogród, ale wkrótce z trzech stron otoczony a od północnego wschodu przyparty do Narwi, uległ przewadze liczebnej wroga. Dzielni ochotnicy walczyli do ostatka i dopiero po wystrzeleniu ostatniego naboju albo ginęli, albo brani byli w niewolę. Rannych Kozacy w bestialski sposób dobijali.
Jeden z żołnierzy – ochotników zapisał w pamiętniku: „Gdzie okiem sięgnąć – jazda bolszewicka. Byliśmy wysepką, otoczoną przez brodatych ludzi, siedzących na maleńkich koniach i włóczących się ledwie nogami po ziemi. Kozacy już nawet nie strzelali. Używali szabel. I my posługiwaliśmy się bagnetami, bo nie mieliśmy juz amunicji.”