Śpiewane opowieści, folk i elektronika na Walizce
Dwa plenerowe wydarzenia zakończyły trzeci dzień 31. Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Walizka. Najpierw na katedralnym dziedzińcu amerykański, znany na całym świecie Bread & Puppet Theatre zaprezentował konkursowy spektakl „Basic Byebye”, składający się z sześciu śpiewanych opowieści-cantastorii. Zaraz po nim w festiwalowym klubie/restauracji Na Farnej duet Funkasanki zagrał porywający koncert, na który złożyły się utwory z debiutanckiej płyty, nowego programu „Folkotronica” oraz drugiego, szykowanego na jesień albumu. – Uwielbiamy grać na Walizce i cieszymy się, że znowu mogliśmy tu wystąpić – mówi Anna Kaptór. – Wspaniale jest w czymś takim uczestniczyć, bo to wydarzenie na skalę światową, a do tego mieliśmy fajne przyjęcie!
Walizkowa publiczność jest już przyzwyczajona do tego, że podczas festiwalu nie brakuje zaskoczeń i artystycznych objawień, bowiem rada kwalifikująca spektakle do konkursu dba o ich należyty poziom oraz odpowiednie zróżnicowanie. Na przedstawienie założonego w 1963 roku Bread & Puppet Theatre czekano jednak szczególnie, bo nie dość, że to jeden z najciekawszych alternatywnych i kontrkulturowych teatrów w USA, to jego wizyty w Europie nie są zbyt częste, a w Polsce występował już wcześniej z ogromnym sukcesem w latach 80. czy przed sześcioma laty.
– Teatr rozpoczął swoją pracę w Ameryce, ale tam publiczność nie rozumiała jego przedstawień, a w Europie, np. w Polsce w roku 1989, było zupełnie inaczej – mówią aktorzy. – Ludzie wtedy grający opowiadali nam o tym, jak widzowie po spektaklu chcieli dawać im w prezencie złoto ściągane z szyi, więc jak przyszło kolejne zaproszenie z Polski nie mogliśmy odmówić, bo polska publiczność była według dyrektora Petera Schumanna najlepszą, przed jaką ten teatr dotąd grał.
Potwierdziło się to również w piątkowy wieczór, a liczna i bardzo zróżnicowana wiekowo publiczność nader żywo reagowała na sześcioczęściowe przedstawienie „Podstawowe pożegnanie”: inspirowane w warstwie plastycznej zarówno słynną „Apokalipsą” Albrechta Dürera jak i pop-artem, z odniesieniami do wydarzeń politycznych na świecie: od czasów rządów angielskiej premier Margaret Thatcher („Tina”), zagrożenia wojną („Stopa” z roku 1982) czy tego, co dzieje się aktualnie na świecie (najnowsza „Z posybilistycznego arsenału sloganów zaczepnych”). Śpiew, recytacje, motywy slapstickowe, swing czy religijne hymny w warstwie muzycznej ubarwiały te antywojenne, pacyfistyczne i antykapitalistyczne opowieści, a ich spontaniczność mogła sugerować, że są w znacznej części improwizowane. – Te cantastorie nie są improwizowane – wyjaśniają aktorzy. – Są mniej więcej ustalone i w podobny sposób przedstawiane za każdym razem, ale grupa aktorów, publiczność oraz polityczna sytuacja mają wpływ na to, że pojawiają się zmiany i można powiedzieć, że jest to forma teatru czerpiąca z improwizacji.
Muzyczna uczta po teatralnej
Raptem pół godziny po zakończeniu spektaklu Bread & Puppet Theatre w pobliskiej restauracji Na Farnej publiczność miała okazję uczestniczyć w kolejnym artystycznym wydarzeniu. Ci, którzy przedłożyli koncert Funkasanki nad juwenalia mieli powody do satysfakcji, bowiem młodzi, łomżyńscy artyści udowodnili, że są na fali wznoszącej i rozwijają się w niewiarygodnym tempie.
– Bardzo cieszymy się, że znowu mogliśmy zagrać na festiwalu – mówi Przemysław Starachowski. – Jest to fajne, bo mamy też świadomość, że przyjeżdża ktoś ze świata, a jesteśmy przedstawiani jako zespół z Łomży, więc ciąży na nas pewna odpowiedzialność, żeby wypaść jak najlepiej.
Trwający ponad półtorej godziny koncert zachwycił słuchaczy nie tylko mistrzowską syntezą kurpiowskiej muzyki ludowej z nowoczesną elektroniką, ale potwierdził też, że przygotowywana już druga płyta duetu Kaptór/Starachowski będzie jeszcze ciekawsza od udanego debiutu. Dawne pieśni w nowoczesnych aranżacjach i autorskie utwory świetnie do siebie pasowały, tworząc zwartą
całość, co dostrzegali i komplementowali festiwalowi goście.
– Staramy się teraz grać tak na koncertach w całej Polsce – wyjaśnia Przemysław Starachowski. – Kurpiowszczyzna pojawia się w naszym secie zawsze, do tego gramy własne utwory. Jak gdzieś gramy, to najpierw pytamy ile mamy czasu, bo czasem jest to 45 minut, czasem godzina bądź dłużej. Dziś mieliśmy wolną rękę i zagraliśmy długo – to wszystko, na co mieliśmy ochotę.
– Ogrywamy te nowe utwory, patrzymy jak publiczność na nie reaguje – dodaje Anna Kaptór. – Jak na razie jest 100 % zadowolenia, co dobrze wróży na przyszłość!
Wojciech Chamryk