Katastroficzne wizje Dąbkowskiego
Włodzimierz Dąbkowski znany był dotąd z barwnych, optymistycznych pejzaży. Od kilku lat coraz bardziej skłania się jednak ku mrocznym, całkowicie odmiennym obrazom, którymi komentuje niezbyt optymistyczną współczesność. Zderzenie tych dwóch malarskich światów zaprezentował na wystawie „Interpretacje” w Galerii Pod Arkadami. – Świat jako taki nie jest wesoły i staram się to przekazać w swoich obrazach! – mówi Włodzimierz Dąbkowski, w którego najnowszej twórczości nie brakuje również odniesień do niepokojącego stylu Zdzisława Beksińskiego, mistrza mrocznych wizji z pogranicza horroru i rzeczywistości.
Jeszcze na poprzedniej łomżyńskiej wystawie Włodzimierza Dąbkowskiego w Muzeum Diecezjalnym podczas „Nocy Muzeów” w roku 2013 dominowały sielskie pejzaże: pełne soczystych barw, ukazujące bardzo urokliwe miejsca.
– Już na tamtej wystawie była jednak pewna zapowiedź, jakieś trzy obrazy, tego co widzimy tu dzisiaj – mówi Włodzimierz Dąbkowski. – Są to moje przemyślenia na temat obecnego świata, takie malarstwo duszy, przeciwieństwo tych tradycyjnych pejzaży, malarstwa oczu. Tu pokazuję przemijanie, coś nieuchronnego, zastanawiam się, czy jesteśmy przygotowani na to, co nas czeka.
Wnosząc z tego, co można zobaczyć na najnowszych obrazach absolwenta Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu i pracownika Miejskiego Ośrodka Kultury w Zambrowie, to rodzaj ludzki czeka niezbyt optymistyczny koniec. Co gorsza sami będziemy sobie winni, że pozostaną po nas głównie śmietniska i niemal całkowicie zdewastowana przyroda, a jeśli już przetrwają jacyś ludzie, to w zmutowanej, nie do pozazdroszczenia kondycji.
– Chyba nie jesteśmy świadomi tego, co robimy na tym świecie i co po sobie zostawiamy – zauważa artysta. – W sytuacji katastrofy czy jakiegoś przełomu może okazać się, że wszystko, co przez lata gromadzimy jest do niczego nieprzydatne. Widzimy to też na co dzień, choćby te zwały śmieci w lasach – nie chciałbym, żeby pozostały po nas tylko takie „rezerwaty”, jak to przewrotnie nazwałem, a już niedługo może tak być i przyroda sama będzie musiała sobie z tym poradzić.
Ukazanie sytuacji, kiedy po rozpadzie cywilizacji nawet jej najnowocześniejsze wytwory w niczym nam już nie pomogą i w sumie nie będą do niczego potrzebne, kiedy zabraknie ich użytkowników, najdobitniej widać na tych najbardziej symbolicznych obrazach, jak choćby tego z istnym śmietniskiem bagaży przy wraku ogromnego, opuszczonego pasażerskiego statku, z dającym do myślenia konfesjonałem na pierwszym planie. – Sporo tu symboli, zarówno ukrytych, jak i widocznych od razu – potwierdza Włodzimierz Dąbkowski. – Są to moje takie trochę filozoficzne rozważania, tak jak w przypadku obrazu z okrętem na pustyni, gdzie mamy też dwoje drzwi, ale każdy musi już sam sobie dopowiedzieć, dokąd one prowadzą...
Katastroficzne i mroczne klimaty rozjaśniają na wystawie klimatyczne pejzaże, czerpiące z polskiej szkoły nurtu, ukazujące piękno rozmaitych miejsc bliskich artyście bądź przez niego odwiedzanych.
– Pejzażu też nie mogło tu zabraknąć, bo uwielbiam takie świetliste, pełne barw obrazy, piękne miejsca czy fragmenty architektury – podkreśla Włodzimierz Dąbkowski. – Kocham świat, jego piękno, ale zestawiłem je z tym, czego na co dzień nie dostrzegamy, tą jego mroczniejszą stroną. Mam nadzieję, że daje to do myślenia, bo o osiągnięcie takiego efektu właśnie mi chodziło!
Wojciech Chamryk