Romeo i Julia z Łomży
To była wielka miłość od pierwszego wejrzenia. Ona miała zaledwie 16 lat, on był o cztery lata starszy. Nie cieszyli się jednak swym uczuciem zbyt długo: 11 listopada 1918 roku Leon Kaliwoda został śmiertelnie raniony podczas rozbrajania niemieckiego patrolu na ulicy Sienkiewicza. Zrozpaczona Halinka Jarnuszkiewiczówna dwa miesiące później popełniła samobójstwo na jego grobie. Dziś pochowani są obok siebie na łomżyńskim cmentarzu. Maria Kaczyńska opisała tę tragiczną historię w książce „Romeo i Julia z Łomży”, przedstawiła ją również uczestnikom cyklicznych spotkań „Lubimy poniedziałki” w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej.
– Pisząc tę książkę oparłam się na materiałach z Muzeum Okręgowego, które poznałam jak tylko zaczęłam pisać w „Kontaktach” – mówi Maria Kaczyńska. – Były to relacje naocznych świadków wydarzeń 11 listopada 1918 roku w Łomży, spisane przez nich w latach 70. i 80. ubiegłego wieku. Bardzo mnie one zainteresowały, ale to był jeszcze PRL – wtedy o Polskiej Organizacji Wojskowej czy o Piłsudskim zbyt głośno się nie mówiło, dlatego do głowy mi nawet nie przyszło, że może to w całości ujrzeć światło dzienne.
Najpierw powstał więc reportaż „Romeo i Julia z Łomży” opublikowany w „Kontaktach”, w którym autorka skupiła się wyłącznie na miłosnym wątku całej historii.
– Ten tekst dotyczył tylko tej tragicznej miłości – wyjaśnia Maria Kaczyńska. – Bardzo się to ludziom podobało, ciągle słyszałam, że powinnam pociągnąć ten temat, aż Wiesława Czartoryska ze „Stopki” zainteresowała się tą historią i zaproponowała, że może powstać z tego książka.
Zatytułowana tak samo książka ukazała się przed dziewięciu laty, stając się jednym z bestsellerów „Stopki”, na jej podstawie powstał też fabularyzowany reportaż, zrealizowany w łomżyńskim oddziale TVP Białystok. Maria Kaczyńska skupiła się na ukazaniu miłości Halinki i Leona w dziejowym momencie, przedstawiła też historyczne wydarzenia z tego okresu.
– To nie tylko wątek miłosny – mówi Maria Kaczyńska. – Opisuję również rodziny Kraszewskich i
Jarnuszkiewiczów, ich ogromne zaangażowanie w odzyskanie niepodległości, łomżyńską Polską Organizację Wojskową, aktywność skautów – to wszystko co sprawiło, że Polska stała się wolna.
Paradoksalne jest to, że śmierć Leona Kaliwody tak naprawdę nie była potrzebna – gdy dowodzeni przez niego bojownicy POW wyszli rozbrajać Niemców trwały negocjacje komitetu obywatelskiego z niemieckim dowództwem, po których Niemcy zdecydowali się złożyć broń.
– Zabrakło komunikacji między komitetem a POW – mówi Maria Kaczyńska. – Kaliwoda ruszył w stronę niemieckiego patrolu z pistoletem uniesionym ku górze, krzyknął hände hoch!, a tamci zaczęli strzelać. Śmiertelnie trafionego koledzy znieśli do sutereny. Halinka jako sanitariuszka była wtedy przy poczcie – gdy dobiegła na Sienkiewicza, Leon już nie żył.
Zrozpaczona dziewczyna nie umiała pogodzić się z tą tragedią, tym bardziej, że w tych przełomowych chwilach uwaga rodziny i przyjaciół skupiała się na odrodzonej Ojczyźnie.
– Wzięła pistolet, wymknęła się z domu, poszła na grób Kaliwody i tam się zastrzeliła – opowiada Maria Kaczyńska. – Tak to już jest, że historia żywi się ludzkimi tragediami...
Zakochani nie zaznali spokoju również po śmierci. Po oficjalnej ceremonii pogrzebowej bliscy Halinki przenieśli jej trumnę z rodzinnego grobowca do mogiły Leona, ale spoczywali razem z Halinką tylko 15 lat. W 1933 roku komitet obchodów odzyskania niepodległości zadecydował, że szczątki dziewczyny trzeba przenieść do oddzielnego grobu. Ta sytuacja trwa do dziś, a każdego roku, nie tylko na Wszystkich Świętych czy 11 listopada, na mogiłach tragicznie zmarłych zakochanych mieszkańcy Łomży stawiają znicze, oddając im hołd.
– Ta tragedia pokazała moim dzieciom łomżyński aspekt historii – mówi jedna z uczestniczek spotkania. – Książkę przeczytaliśmy rodzinnie, teraz nie muszę już im przypominać o tych wydarzeniach: 1 listopada zawsze idziemy w tę alejkę i zapalamy znicz na grobie Halinki.
Wojciech Chamryk