SKANSENOWSKIE SPOTKANIA
„Skansenowskie spotkania” w Skansenie Kurpiowskim w Nowogrodzie. W niedzielę 5 czerwca br. w Skansenie Kurpiowskim w Nowogrodzie miała miejsce impreza folklorystyczna „Skansenowskie spotkania”. Już po raz dziesiąty, w ten sposób, nasze muzeum świętowało swoje, tym razem 78-me urodziny. Warto w tym miejscu przypomnieć, że Skansen Kurpiowski w Nowogrodzie został otwarty przez Adama Chętnika 19 czerwca 1927 roku, jako statutowa placówka Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego.
Tegoroczne święto skansenu obchodziliśmy z Kapelą Kurpiowską Janka Suchodoły i Dziewczęcym Zespołem Śpiewaczym działającym przy Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury w Nowogrodzie.
Przybyło też wielu twórców ludowych z terenu Kurpiowskiej Puszczy Zielonej. W tym miejscu warto wymienić ostatniego bursztyniarza kurpiowskiego Zdzisława Bziukiewicza i jego żonę Laurę, która jest kontynuatorką pięknej tradycji wykonywania frywolitek, czyli koronek tworzonych metodą supełkową. Były wycinankarki Apolonia Nowak z Kadzidła (nota bene znakomita śpiewaczka kurpiowska, mająca na swoim koncie kilka płyt nagranych z zespołem „Ars Nova”), Czesława Kaczyńska z Dylewa, Halina Pajka z Kadzidła, Zofia Samul z Dębów i Wiesława Chaberek z Lelisa, pochodząca ze słynnej - na Kurpiach - rodziny Konopków. Piękne hafty i koronki prezentowały Czesława Lewandowska z Ostrołęki i Krystyna Brejtfus z Nowogrodu. Goście uczestniczący w imprezie mogli spróbować swoich sił nie tylko przy igle i szydełku oraz nożycach do strzyżenia owiec, jakimi wymienione panie wyczarowują swoje misterne cuda z papieru, lecz także zmierzyć się z kołem garncarskim. Tadeusz Suplicki z Pułtuska cierpliwie pokazywał, a następnie przyuczał nowych adeptów do tego trudnego rzemiosła. Szkoda, że próbowali tylko najmłodsi, a trzeba przyznać, że nieźle im szło. Może któreś z nich połknie bakcyla garncarstwa i ocali je od zapomnienia.
Dużym wyzwaniem było także kucie żelaza ( oczywiście gorącego), jakiego ludzie próbowali w skansenowskiej kuźni pod okiem kowala Edwarda Królika w Nowogrodu. To też nie mniej trudne zajęcie niż garncarstwo, a tak miło było popatrzeć z jaką lekkością i wprawą pan Edward w oka mgnieniu wykonywał podkowy.
Po wrażeniach artystycznych, których dostarczyli gościom twórcy ludowi można było zaznać uczucia współzawodnictwa przy tradycyjnych grach i zabawach zręcznościowych. Dzieci wspaniale bawili się biegając w kurpiach i w workach, jeżdżąc wolno na rowerze czy okładając się workami z sianem. Na dorosłych, a zwłaszcza na panów czekało niemałe wyzwanie, czyli przeszło siedmiometrowy słup. A trzeba przyznać, że tym razem był, chyba po nocnym deszczu, wyjątkowo śliski. Chętnych było wielu, lecz słup został zdobyty tylko trzy razy. Po wrażeniach dla duszy i dla ciała, można było te ostatnie wzmocnić regionalnymi potrawami kurpiowskim w skansenowskiej karczmie, z której rozchodził się przepyszny aromat rejbaków i pampuchów. Wielu z nas na długo nie zapomni wspaniałego smaku chleba ze smalcem i piwa jałowcowego, zwanego też kozicowym (od kozicy, czyli rękojeści bata, który najczęściej robiono z pręta jałowcowego). Nie dziwię się, że Kurpie śpiewali:
Psiwo jełowcowe, smacniutkie i zdrowe. Chto je kwarto psije,
ten długo pozyje.
I ja tam byłem piwo i miód piłem, a co widziałem Wam opowiedziałem.
Reporter