„Ksiądz Krzysztof zawsze miał dla innych ludzi czas...”
Po mszy św. pogrzebowej ks. Krzysztofa Brakonieckiego (+49) kilkaset osób pożegnało Go przed kościołem Panien Benedyktynek w Łomży, gdzie około 80 księży sprawowało Eucharystię za duszę kapelana Sióstr z biskupami: Tadeuszem Bronakowskim i Stanisławem Stefankiem. - Dziękujemy za Twoją ofiarną posługę w Kościele Chrystusowym i w Kościele łomżyńskim – przemówił biskup Bronakowski na wstępie, dołączając jako starszy kolega i przełożony wiele podziękowań za piękny wzór duszpasterskiej troski o wiernych; o rodziny, które są naturalnym środowiskiem przyjmowania daru Bożej miłości i wzrastania w wierze; o młodych, przyszłość i nadzieję Kościoła i Ojczyzny. - Ty byłeś człowiekiem dobrym, przyjaznym, pomocnym, konsekwentnym... Uczyłeś nas modlitwy...
Biskup Bronakowski podziękował „wszystkim, którzy w ostatnich latach życia byli z nim i nieśli mu pomoc”, za obecność i modlitwę kapłanom, siostrom, rodzinie, przyjaciołom. Przywołał zdanie św. Matki Teresy z Kalkuty: „Kiedy umrzemy, zabierzemy ze sobą tylko walizkę miłości”. - Dzisiaj możemy więc powiedzieć, że Ksiądz Krzysztof ze swoją walizką miłości, uginającą się od dobroci i pomocy, staje przed Bogiem, który zna doskonale miłość i dobroć – rysował obraz biskup. - Ludzką tęsknotę trudno ukoić: ten obraz niech będzie wsparciem dla bliskich i życiową lekcją dla każdego.
W kazaniu ksiądz dziekan Marian Mieczkowski, proboszcz parafii katedralnej, nakreślił sylwetkę i biografię Księdza Krzysztofa Brakonieckiego, przeplatając to refleksjami natury duchowej. Zadał po wielokroć pytanie o życie Zmarłego i jakim był kapłanem zaraz po święceniach, gdy jako wikary służył w parafii Szczepankowo; gdy przez 12 lat był wikarym w parafii św. Brunona w Łomży; gdy osiem lat pełnił posługę proboszcza w parafii Najświętszej Marii Panny Królowej Kościoła. Na ten tytuł i aspekt zwrócił uwagę, że „matka kapłanów jest królową Nieba”. Przypomniał, że od dwóch lat Ksiądz Krzysztof był kapelanem Benedyktynek, codziennie sprawując mszę św. w kościółku z grotą przy Dwornej. - Każdy, kto choć raz miał do czynienia z Księdzem, zapamiętał uśmiechniętą twarz, postawę pełną zaufania Bogu i wdzięczności każdemu człowiekowi i szacunku dla każdego człowieka – opisywał klimat spotkań ze Zmarłym ks. dziekan. - Krzysztof oznacza przynoszącego Chrystusa, niosącego w sobie Boga... Poświęcał czas i serce ludziom duchowo złamanym, ludziom wątpiącym. Miał proste rozwiązania: zaufania Panu Bogu i oddania się modlitwie. Zamiast leżeć w trumnie, powinien dziś cieszyć się jubileuszem 25-lecia kapłaństwa, który w tym roku obchodzi...
Po mszy św. pogrzebowej w Łomży zaplanowano też drugą mszę o godz. 16. w parafii rodzinnej Ks. Krzysztofa w Krasnosielcu, gdzie z kapłanem Diecezji Łomżyńskiej miał pożegnać się biskup Janusz Stepnowski. Po niej trumna z ciałem Zmarłego ma spocząć w grobie rodziny, z rodzicami.
- Co miesiąc spotykaliśmy się przez około dwa lata na naszej mszy świętej – wspominał Zmarłego Wiesław Grala z Rady Rycerzy Kolumba w Łomży. - Najpiękniejsze były rozważania Pisma Św., z którego Ksiądz Krzysztof przygotowywał różne fragmenty. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że że są chaotyczne, rozmaite treściowo, a jednak w trakcie dyskusji okazywało się, że tworzą całość... Ja na zawsze Księdza Krzysztofa Brakonieckiego zapamiętam jako człowieka i kapłana radosnego.
Anna Składanek poznała Księdza Krzysztofa ponad 20 lat temu, pod koniec nauki w „Ekonomiku”. Koleżanki zachęciły ją do pójścia na spotkanie oazy w kościele pw. św. Brunona, gdzie z młodzieżą pracował Zmarły. - To był człowiek bardzo ciepły w rozmowie i w kontakcie, zawsze uśmiechnięty, a co go wyróżniało to to, że zawsze miał dla innych ludzi czas – opowiada była parafianka Katedry. - Dusza człowiek, jak gdzieś się pojawiał, to zaraz wszystkim raźniej się robiło. Umiał zażartować, ale nigdy w sposób przykry. Jak pytałam, co słychać, odpowiadał „Dobrze jest”. Nigdy źle nie było.
Mirosław R. Derewońko