Dr Poznalski z Łomży mistrzem świata lekarzy w badmintonie
- Wielki wysiłek, wielkie upały powyżej 36 stopni Celsjusza i wielka satysfakcja, że zdobyłem złoty medal w badmintonie, srebrny w squoshu i dwa brązowe medale w tenisie stołowym: indywidualnie i w deblu ze Zbigniewem Szczepańskim, lekarzem ortopedą z Gliwic – mówi dr Antoni Poznalski (lat 72), lekarz stomatolog z Łomży, który reprezentował Polskę na Medigames 2017 w Marsylii na południu Francji. Mistrz Polski lekarzy w tenisie stołowym (2017, 2015), trenuje od kilku lat trzy razy w tygodniu po półtorej, dwie godziny z Karoliną Ładą z I ligi w KU AZS PWSIiP. - Na pewno stać mnie na to, aby na światowym podium tenisowym stanąć jeszcze wyżej – deklaruje z zapałem.
Marsylia to blisko milionowe miasto, w którym zawodnicy mieli pokonać duże odległości z miejsc zakwaterowania do obiektów sportowych. - Na salach rozgrywek koszmar, bo nie było klimatyzacji – ocenia mistrz świata w badmintonie, trenowanym rekreacyjnie, i wicemistrz w squashu, na który dojeżdża do Pułtuska. Tenis stołowy ponownie zaczął uprawiać około 15 lat temu, po spotkaniu ze znajomymi, mającymi podobną pasję do rakietek i piłeczki pingpongowej. Najpierw grywał w salce MPEC ze stołami do tenisa, w sąsiedztwie LO przy Bernatowicza, gdzie w połowie lat 80. leczył w gabinecie stomatologicznym. - Bardzo trudno było zdobyć te medale, nie tyle ze względu na upały i odległości, ale ze względu na wysoki poziom zawodników, zwłaszcza Irańczyków – ocenia poziom mistrzostw z udziałem, jak szacuje, ponad 500 zawodników, m.in., z Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Brazylii i Korei Południowej. Polaków startowało 10, dentysta z Łomży w kategorii 65 +.
Z piwnicy w Wiślicy do ośrodka w Wiźnie
Doktor Antoni Poznalski urodził się 13. stycznia 1945 r. w Wiślicy nad Nidą, na południe od Kielc. - W obszernej piwnicy domu historyka Jana Długosza (1415 – 1480), gdzie tłumy ludzi schroniły się podczas ofensywy Armii Czerwonej – wspomina mistrz świata w swoim gabinecie przy Długiej w Łomży. - Mama mnie urodziła i trzeba było podgrzać wodę do obmycia. Wtedy wybuchł prymus, z palnikiem na denaturat. Mogliśmy się spalić, ale dziadek rzucił na nas kożuch. Mój dwuipółletni brat wykrzyknął: „Czy nie widzicie, że Matka Boska ochroniła nas płaszczem?!”. Przewodnicy do dziś przywołują to zdarzenie: dla mnie cudowne, bo urodziłem się, przeżyłem wybuch i ofensywę...
W tenisa stołowego zaczął grać w wiślickiej szkole podstawowej. Na zawody wyjeżdżał jako uczeń LO w Busku Zdroju, zdając maturę w wieku 17 lat: naukę zaczynał jako 6-latek w 7-latce, w liceum uczył się 4 lata. Potem 2-letnie technikum dentystyczne w Krakowie i 6 lat krakowskiej Akademii Medycznej, w której dostał w 1969 r. puchar dla najlepszego studenta sportowca, również za biegi na 100 m (10, 7 s) i w sztafecie 4 x 100 m oraz za piłkę ręczną. - Łomża w moim życiu pojawiła się przypadkowo. Dostałem stąd na dwa lata stypendium fundowane, choć miałem do wyboru dwa inne miasta. Mnie było wszystko jedno. Mój trener z AZS w Krakowie uważał, że wrócę do trenowania w klubie, a stypendium się odda. Karierę przerwał wypadek motocyklowy – opowiada dr Poznalski. - Odzyskałem formę, jednak wolałem zostać w zawodzie. Sport wymaga poświęcenia i dużo czasu.
Opiekunem praktyk w nowym dla młodego stypendysty mieście pod koniec studiów był ceniony w Łomży dr Adam Zając. - Dał nam do wyboru z żoną Wiznę i Śniadowo, pokazując w lipcu '69 koło rynku w Wiźnie puste miejsce. „Tu za rok na 22. lipca stanie ośrodek zdrowia z mieszkaniami dla lekarzy”. Rzeczywiście, w stanie surowym zamkniętym ośrodek stanął. Wprowadziliśmy się doń na 1. piętro 27. października. 67 mkw., trzy pokoje z kuchnią, ogródek. Pracowaliśmy w Wiźnie 15 lat.
Zawał serca i upór przy stole tenisowym
Po przeprowadzce do Łomży pracował, m.in., w protezowniach przy Bernatowicza (obecnie WTZ Bona) i Szosie Zambrowskiej (budynki starostwa). Pamięta trenera tenisa Wacława Tarnackiego (70 lat): w latach 70-tych rywalizowali na turniejach nauczyciele kontra lekarze. - Bardzo dobrze grał – chwali twórcę Klubu Uczelnianego AZS PWSIiP Łomża podwójny brązowy medalista mistrzostw świata lekarzy w „pinglu”. - Doktor Antoni gra dobrze, a przy tym jest bardzo uparty: zawodniczki I ligi piłkę „trzymają na stole”, a on niezmordowanie ćwiczy dokładność uderzenia – chwali z kolei trener. Lekarz sportowiec jakieś 20 lat temu miał zawał. - Przy stole tenisowym w Pniewie czułem potworny pot, jakby w łaźni, prowadziłem 19 do 15 i przegrałem do 19, a koledzy mówili, że z grą nagle stanąłem – uśmiecha się dentysta. - Położyłem się na stole tenisowym w salce obok i raptem uświadomiłem sobie, że to zawał serca. W starym szpitalu pracownicy z początku też nie wierzyli...
Dwa lata temu zerwał mięsień dwugłowy prawego ramienia. Szczęśliwie, uraz nie wpłynął na siłę i szybkość uderzenia: bez tego nie ma czego szukać na mistrzostwach. Mówi trochę po niemiecku, do angielskiego i francuskiego używa translatora w telefonie. - Nigdy nie stresuję się w czasie gry, lecz pod koniec meczu czuję, że zwycięstwo jest w zasięgu ręki – wyjawia z iskrą w oku. - Stres nie pomaga w koncentracji uwagi na grze, w rozpoznaniu przeciwnika, jeśli chcę być mistrzem świata.
Karolina Łada (lat 27) to podstawowa zawodniczka KU AZS PWSIiP. - Pan Antoni trenuje ze mną od około 5 lat, ze starszymi panami również, by ćwiczyć różne style gry – ocenia specjalistka. - Ma szybkość, zwinność, kondycję. Jest ambitny, pełen wiary w siebie. Porażki przyjmuje z uśmiechem.
Mirosław R. Derewońko