Pomocnicy świętego Mikołaja z koszami zamiast sani

- Byłam wiele razy w takiej sytuacji życiowej, że korzystałam z pomocy innych ludzi – opowiada Wiesława Szafałowicz, opiekunka grupy młodzieży z Bractwa św. Alberta w Łomży, która zbiera żywność dla rodzin ubogich z parafii katedralnej. – Doświadczyłam na własnej skórze, że różnie bywa w naszym życiu i nie można od nikogo się odwracać. Każdy ma prawo spędzić święta Bożego Narodzenia w radosnej atmosferze, a nie ze smutkiem, że na stole jest pusto… Młodzież z Bractwa św. Alberta zachęca łomżynianki i łomżyniaków do ofiarnego dzielenia się żywnością w sobotę od godziny 10. do 18 w pięciu sklepach: Alex przy ul. Dmowskiego i Farnej, Boss przy Bernatowicza, Biedronka przy Dwornej i Lewiatan przy generała Władysława Sikorskiego 373.
W piątek wieczorem przed głównym wejściem do sklepu Biedronka przy Dwornej ruch jak w dzień targowy. W ogrzewanym przedsionku czwórka wolontariuszy. Uśmiechnięty czternastolatek Adrian Yogendran, uczeń publicznego Gimnazjum nr 1 w Łomży jest debiutantem w akcji charytatywnej, chociaż nikt by się nie zorientował, tyle energii, życzliwości i uwagi jest w zachowaniu chłopca. Jego przyjaciel Kamil Zacharzewski z PG nr 8, z którym przyjaźni się od siedmiu lat, jest również po raz pierwszy w roli wolontariusza. – Do udziału w tej akcji zachęciły nas nasze animatorki, uczące do bierzmowania – wyjaśnia przyczyny obecności rówieśników Adrian. Chętnie się zgodzili i dzięki temu w czterech koszach kącika obok wózków sklepowych rośnie góra żywności. Sympatyczne animatorki to również przyjaciółki, tyle że z dwa lata większym stażem przyjaźni. – Nasza pomoc jest potrzebna, ponieważ czasami rodziny nie radzą sobie z utrzymaniem dorosłych i dzieci – tłumaczy Klaudia Reglewska, 16–letnia uczennica pierwszej klasy III LO w Łomży. - Czasami w rodzinie brak z jednego z dorosłych albo jeden z rodziców jest chory, w innych jest ciężko z dostaniem pracy. Ja jestem tak nauczona przez mamę, żeby pomagać innym. Mój tata nie żyje…
Dla Klaudii przedświąteczna zbiórka żywności Bractwa św. Alberta to jedna z form wolontariatu. – Odwiedzamy Hospicjum Ducha Świętego. Przykro patrzeć na tych leżących bezwładnie ludzi, ale pomóc trzeba. Niektórzy są po udarach, także po dwóch udarach, kontakt z nimi jest utrudniony. Jest jedna pani, z którą nie mamy w ogóle kontaktu… Oprócz tego, prowadzę grupę do bierzmowania. Nasi młodsi parafianie największy stres przeżywają przy spowiedzi, coś im się pomyli albo czegoś zapomną. Uczestniczyłam też w przygotowaniach i imprezach Światowych Dni Młodzieży, poznałam młodych z Rosji, Białorusi i Meksyku. Najbardziej spodobali mi się Meksykanie: z ich twarzy nigdy nie znika uśmiech. Powinniśmy z nich brać przykład na co dzień, nie tylko od święta.
Pierwszoklasistkę z Technikum Ekonomicznego w Łomży Weronikę Szymczuk dwa lata temu do wolontariatu zachęciła katechetka z PG nr 9. – Stwierdziła, że wielu ludziom w naszym mieście brakuje na chleb i herbatę, dlatego zdecydowałam się przyłączyć do akcji Bractwa św. Alberta – wyjawia swoje motywy działania Weronika, współpracująca z grupą kilkunastu takich jak ona społeczników w Bractwie. – Współpracujemy, żeby mieszkańcy parafii katedralnej, którzy na co dzień mają ubogo, mieli weselej w święta.
Mirosław R. Derewońko