Lao Che nie tylko łomżyńskim dzieciom
Lao Che, jeden z najbardziej oryginalnych zespołów polskiego rocka, po raz pierwszy w swej 17-letniej karierze zagrał w Łomży. Promująca najnowszą płytę zatytułowaną „Dzieciom” grupa wykonała nie tylko wszystkie pochodzące z niej utwory, ale też wybór kompozycji ze starszych albumów, utwór do wiersza Juliana Tuwima ze swego wspólnego projektu z jazzowym Pink Freud oraz zaskakujący cover zachodniego zespołu. – Było w porządku, myślę, że debiut w Łomży mieliśmy godny – ocenia wokalista i gitarzysta Hubert „Spięty” Dobaczewski. – Przez cały marzec i kwiecień mamy prawie 40 koncertów i jak na razie forma jest, a to jest taka rzecz, która jest krzepiąca i cieszę się, że wciąż nam się chce!
Lao Che cieszy się opinią zespołu świetnie sprawdzającego się w wydaniu koncertowym, a ponieważ na sześciu płytach płockiej grupy pełno jest udanych utworów, fani na ostatnich koncertach w Iławie, Żorach i Warszawie dopisali. W Łomży też pojawiło się ich około trzystu, od kilkuletnich dzieci do zwolenników rocka liczących ponad 60 lat.
– Zwłaszcza przy okazji tej ostatniej płyty jest tak, że na nasze koncerty przychodzi zróżnicowana publiczność, nawet dzieci z rodzicami i to jest fajne! – potwierdza Hubert Dobaczewski.
Koncert w sali Filharmonii Kameralnej z miejscami siedzącymi nie podciął zespołowi skrzydeł, a już po dwóch pierwszych utworach: transowej „Bajce o misiu (tom I)” i ostrzejszym „Astrologu” pod sceną zaroiło się od entuzjastycznie reagujących, śpiewających razem ze Spiętym słuchaczy.
– To w naszym przypadku jest już standard, bo gramy dużo takich sal, to nie jest tak, że gramy tylko kluby – wyjaśnia Hubert Dobaczewski. – Ostatnio to nawet więcej gramy takich sal, lubimy takie koncerty, bo ludzie zwykle dość szybko zaczynają się bawić.
Okazji do dobrej zabawy i zachwytów nie brakowało, bowiem Lao Che wykonali płytę „Dzieciom” w całości, przedzielając pochodzące z niej utwory starszym materiałem oraz przeróbkami.
– To wciąż świeża dla nas rzecz, mimo tego, że przez ten rok, odkąd płyta się ukazała, było trochę tych koncertów – mówi Hubert Dobaczewski. – Nie jesteśmy tym zmęczeni, gramy to, co najbardziej nam odpowiada i z czym czujemy się najlepiej – to jest lustro tego, jak zespół chce się zaprezentować.
Z nowości szczególnie gorąco przyjęto oniryczną, czerpiącą z jazzu „Erratę”, mocarny „Zombi!”,
„Z kamerką wśród zwierząt buszujących w sieci” i utrzymany w stylistyce funky/klasycznego rocka „A chciałem o sobie”. O tym, że zespół nigdy nie unikał eksperymentów przekonywał też numer techno „Govindam” zagrany bez gitary i basu czy efekt połączenia sił Lao Che i Pink Freud pod nazwą Jazzombie, utwór „Sic!” do wiersza Juliana Tuwima. Zespół chętnie wplatał też w swe kompozycje fragmenty innych piosenek, np. „Exodus” Boba Marley'a czy „Mniej niż zero” Lady Pank, wykonał też „Roads” triphopowego Portishead, grając łącznie aż 21 utworów. Nie mogło wśród nich zabraknąć „Hydropiekłowstąpienia”, „Królowej”, „Jestem psem” czy „Siedmiu nie zawsze wspaniałych” ze zmodyfikowanym po zmniejszeniu składu tekstem, a drugim i ostatnim bisem okazała się „Bajka o misiu (tom II)”.
– Jak czujemy energię, fajny moment, władujemy coś więcej, wygłupiamy się, nikt nie liczy utworów – mówi Hubert Dobaczewski. – Jak wygłupiamy się więcej, to jest to taki probierz, że jest nam dobrze na scenie!
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka-Chamryk