Mendel Orłowski przypomina się tabliczką z odlewni żeliwa
Żyd Jan Lewin (lat 86) – Ichak Levin z Tel Awiwu w Izraelu ofiarował zbiorom Muzeum Północno-Mazowieckiego w Łomży żeliwną, półokrągłą tabliczkę z łukowatym napisem: M ORŁOWSKI ŁOMŻA. Jako turysta, związany przed wojną rodzinnie z Wizną i Jedwabnem, kupił ją kilka lat temu w łomżyńskim sklepie ze starociami. Tydzień temu poprosił znajomego Zbigniewa Ciszka o przywiezienie pamiątki po działalności Mendla Orłowskiego, założyciela w 1901 r. odlewni żeliwa i fabryki maszyn i urządzeń rolniczych, których pozostałości są przy pl. Niepodległości w Łomży.
Tabliczka wygląda niepozornie, nie ma na niej kunsztownych zdobień, więc dokładnie nie wiadomo, czym jest: szyldem, tabliczką znamionową na urządzeniu, znakiem firmowym, a może ozdobą dla dzwonka, którego przycisk zmieściłby się w wewnętrznym półokręgu tabliczki, przy wejściu do domu Mendla Orlowskiego, jaki stał (stoi?) przy ul. Długiej...? Ma trzy otwory na gwoździe lub śruby: u szczytu i na dole ramion „podkowy”.
Sama odlewnia żeliwa powstała w 1901 roku i była usytuowana w tej części dawnego pl. Zambrowskiego, gdzie dziś stoi budynek po lewej stronie pizzerii oraz w głąb, w kierunku ogrodu Panien Benedyktynek. Mendel Orłowski był szanowanym fabrykantem, szumnie obchodzącym 25-lecie ożywionej działalności gospodarczej w 1926 r., ale był też znany od 1917 r. jako długoletni radny Rady Miasta Łomża. - Niestety, nie wiemy, co się z nim stało po wybuchu II wojny światowej we wrześniu 1939 roku... - wspomina historyk Jerzy Jastrzębski, dyrektor muzeum przy Dwornej. - Prawdopodobnie został aresztowany przez NKWD, kiedy do Łomży wkroczyła po 17. września Armia Czerwona... Mendel Orłowski miał halę produkcyjną, dziś nieistniejącą, również przy ulicy Fabrycznej w Łomży, gdzie Rosjanie remontowali czołgi. Po wkroczeniu do miasta w 1944 Niemcy wysadzili ją w powietrze...
Dlaczego Żyd Mendel nosił nazwisko polskie Orłowski? - Tego z pewnością raczej się nie dowiemy – przypuszcza dyrektor MPM. - Za czasów pruskich Żydom nadawano nazwiska jakby z urzędu, ponieważ oni nazwisk nie używali, byli kimś o danym imieniu i synem czy córką kogoś o imieniu...
Cudem wypchnięty z transportu do gazu
Oddzielna historia to losy ofiarodawcy tabliczki żeliwnej, która z Łomży przewędrowała około 4 tys. km do Izraela, aby powrócić do miejsca, gdzie powstała. - Janek Lewin cudem się uratował, bo podczas transportu z getta w Łomży jego z siostrą wyrzucono, chociaż nie chciał – opowiada znajomy. - Jego rodzina pochodziła z Wizny, lecz jako dziecko trafił do Jedwabnego, skąd rodzinę przetransportowano do getta w Łomży. Dwaj bracia zostali zastrzeleni przez Niemców w lesie w Giełczynie. Myślę, że Janek w 1943 roku trafił do tego transportu, z którego cudem ocalał. Przecież wtedy ludzie nie wiedzieli, gdzie ich wiozą, jechali w nieznane... Błąkał się i powrócił do Wizny, gdzie przez rodzinę Polaków Dobkowskich został ukryty, uratowany i ocalony. Oni mają swój tytuł „Sprawiedliwy wśród narodów świata” i swoje drzewko w ogrodzie Instytutu Yad Vashem... Janek, czyli Ichak Levin przyjeżdżał 10. lipca na obchody mordu w Jedwabnem, gdzie w stodole spłonęli jego krewni, przyjaciele i znajomi, oraz do Giełczyna na groby zbiorowe dwóch braci zabitych... Podczas ostatniej wizyty, dwa czy trzy lata temu, w antykwariacie w „Polonezie” (Hotel Gromada) kupił tabliczkę po fabryce maszyn i urządzeń rolniczych Mendla Orłowskiego, a mnie tydzień temu poprosił o przekazanie do muzeum w Łomży, żeby przypominała o dawnych mieszkańcach Łomży.
Mirosław R. Derewońko