Anioły i ludzie...
Łomżanka Anna Filipkowska-Wybranowska nie ustaje w twórczych poszukiwaniach - pasjonuje ją malarstwo olejne, akwarela, malowanie na tkaninie, jak i pisanie ikon. Ma na koncie udział w trzech wystawach zbiorowych oraz cztery indywidualne. Tę najnowszą „Portrety ludzi i aniołów”, otwarto w Galerii N.
Chociaż Anna Filipkowska-Wybranowska jest już na emeryturze, to energii, humoru i pogody ducha może jej pozazdrościć niejedna młodsza osoba. Tym razem skupiła się na ukazaniu w pracach odwiecznych dylematów targających duszą ludzką i walki dobra ze złem, stąd tytuł wystawy „Portrety ludzi i aniołów”.
– Żaden człowiek nie jest sam, zawsze idzie z kimś w parze – mówi Anna Filipkowska-Wybranowska. – A nawet jeśli jest samotny, to towarzyszą mu opiekuńcze anioły, dobre emocje, natchnienie, pozytywne myśli. Wszystko, co dzieje się w naszym życiu jest więc związane z aniołami i każdy człowiek ma takiego anioła!
Na wystawie nie brakuje też tematyki historycznej, w tym nawiązań do przeszłości rodów Filipkowskich i Wybranowskich.
– Syn prosił abym namalowała portret rodzinny w strojach szlacheckich, sięgnęłam więc do herbarza, gdzie nazwisko Filipkowski pojawia się od 1550 roku, herbu Trzaska: dwa złamane miecze i półksiężyc – wyjaśnia Anna Filipkowska-Wybranowska. – Znalazłam też przodka mojego męża, Mikołaja Wybranowskiego w książce „Polaków portret własny” i na podstawie tej małej ilustracji stworzyłam duży portret tego rotmistrza chorągwi pancernej królewicza Aleksandra Sobieskiego.
Są też oczywiście ikony, które pani Anna z ogromnym zamiłowaniem maluje od sześciu lat.
– Ikon nie zarzuciłam, bo ciągle jest na nie zapotrzebowanie – mówi Anna Filipkowska-Wybranowska. – Jak nie sąsiedzi, to znajomi z innych miast i tak wybierają mi te ikony. W tym roku zainspirowała mnie sąsiadka, która potrzebowała ikony dla koleżanki bardzo chorej na raka, więc musiałam ją namalować. Później chciała ona, jej koleżanki i tak powstało ich około 20.
Zwracają też uwagę barwne portrety kotów, jak się okazuje najnowszych domowników malarki.
– Te koty znalazły się tu nie przypadkiem – wyjaśnia Anna Filipkowska-Wybranowska. – Są tu dlatego, bo w tym roku przyszła do nas wynędzniała kotka w ciąży. Okociła się w drewutni, te biedne kociaczki od razu po urodzeniu zmarły, ale tę koteczkę wyleczyłam i została u nas w domu.
Przygarnęłam też rudego kociaczka, który też został i mam trzecią, dziką koteczkę, która sama się oswoiła – czyli trzy koty. Są przepiękne, miłe i dają nam bardzo dużo radości.
Godne zauważenia jest również to, że wszystkie prezentowane na wystawie prace powstały w tym roku, a ich autorka zdecydowanie podkreśla, że nie jest to jej ostatnie słowo.
– To moja czwarta wystawa indywidualna, ale na pewno nie ostatnia – zapowiada Anna Filipkowska-Wybranowska. – Tematów na pewno mi nie zabraknie, wrócę też do ikon, bo bardzo mnie ciągnie do ich pisania. Nie wiem dlaczego, ale sprawia mi dużą radość nakładanie tych złoceń, wyciąganie rysunku twarzy, nawet w takim nieco metafizycznym wymiarze.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka – Chamryk