30 pracowitych i twórczych lat Dariusza Wójcika
Dariusz Wójcik to od lat ulubieniec publiczności Muzycznych Dni Drozdowo-Łomża. Przyjeżdża to od początku Festiwalu. W piątek w ramach jego 22. edycji artysta świętował 30-lecie pracy twórczej. Na koncert Dariusza Wójcika do Muzeum Diecezjalnego przyszło tak dużo słuchaczy, że część z nich musiała stać i siedzieli nawet w holu i na schodach. – Czasem zastanawiam się żeby nie przyjechać, żeby ludzie trochę ode mnie odpoczęli– podkreśla Dariusz Wójcik. – Ale jestem zaprzyjaźniony z tym miastem, uwielbiam Łomżę, przyjeżdżam tu już w sumie od 23 lat i nawet na Facebooku mam napisane: miasto rodzinne – Łomża!
Sala już na pół godziny przed koncertem pękała w szwach, a ludzie wciąż napływali – wygląda na to, że ewentualny jubileusz 35-lecia uwielbianego w Łomży solisty trzeba będzie zorganizować w auli na Sadowej, albo wręcz w sali Filharmonii Kameralnej. Dariusz Wójcik po raz kolejny potwierdził, że scena jest jego prawdziwym żywiołem, błyskawicznie nawiązując świetny kontakt z publicznością.
– Od dziecka wykazywałem zdolności w tym kierunku – wspomina Dariusz Wójcik. – Ciągle śpiewałem, bo buzia mi się nigdy nie zamykała, udzielałem się w każdym możliwym miejscu.
Chodziłem do szkoły muzycznej podstawowej, na wokal – tzw. wydział dla dorosłych, jako 15-letni chłopak, uczeń szkoły średniej w Świdnicy. Potem były jakieś konkursy, chęć zrobienia czegoś więcej i tak to się zaczęło!
Z rodzinnej Świdnicy wyjechał do Warszawy, potem był już Gdańsk, dalsza nauka i sukcesy w Teatrze Muzycznym w Gdyni.
– Wszystko zaczęło się od teatru lalkowego w Warszawie w 1985 r. – opowiada Dariusz Wójcik. – Pracowałem jako adept sztuki aktorskiej i pierwsza moja rola jaką zagrałem, to była myszka w spektaklu „Szałaputki”. Pracowałem pacynką, ale jednocześnie na żywym planie, gdzie było też śpiewanie. Mam dobrą szkołę jeśli chodzi o aktorstwo, bo jestem absolwentem Henryka Bisty, znakomitego aktora drugiego planu i on to we mnie zaszczepił. Pracowałem też u Jerzego Gruzy, znakomitego reżysera, u którego zagrałem wiele ważnych ról, pierwszo i drugoplanowych.
Część z nich przypomniał podczas jubileuszowego koncertu w Łomży, śpiewając m. in. utwory z musicali ,,Nędznicy”, „Południowy Pacyfik” czy przeboje Franka Sinatry: „New York, New York” i „My Way”, z tekstu którego zaczerpnięto tytuł koncertu – „Śmiech, miłość i płacz...”. Artysta wykonał też monumentalne arie z „Weihnachtsoratorium’’ Jana Sebastiana Bacha oraz oper Verdiego, Mozarta i Rossiniego, sięgnął też do patriotycznych pieśni Stanisława Moniuszki.
Jako pianiści towarzyszyli mu Olena Skrok i Piotr Łukaszczyk, który zachwycił też publiczność wykonaniem Chaconne d-moll Bacha, Ballady g-moll Chopina oraz żywiołowej II Rapsodii węgierskiej Liszta.
– 30 lat pracy, wiek też już jakiś, bo skończyłem w tym roku 52 lata, ale w sercu ciągle mam ten maj, jak śpiewali Starsi Panowie – mówi Dariusz Wójcik. – Jestem z natury wesołym człowiekiem, jak każdy mam chwile słabości i dni pochmurne, ale to mija. Dlatego, że mam radość z tego co robię, z tworzenia, bo przecież nie tylko gram i występuję na scenie, ale też tworzę scenariusze, reżyseruję różne spektakle, formy i widowiska, a moim największym żywiołem i miłością jest muzyka żydowska, którą odkryłem wiele lat temu, będąc w synagodze w Tykocinie.
Potwierdził to drugi bis, entuzjastycznie przyjęty „Gdybym był bogaczem” z musicalu „Skrzypek na dachu”, a dowodem na to, jak artysta jest lubiany w Łomży były też liczne dowody uznania i powinszowania od wicestarosty łomżyńskiego Lecha Marka Szabłowskiego, dyrektor Muzeum Przyrody w Drozdowie Anny Archackiej oraz od melomanów i fanów jego talentu.
– Sam mówię, że mam niezdiagnozowane ADHD, bo mam w sobie bardzo dużo energii i muszę ją gdzieś spożytkować, muszę się wyładować, a najlepszym miejscem do tego jest scena! – podkreśla
Dariusz Wójcik, dodając, że ma wiele kolejnych pomysłów, tak więc jeszcze na pewno zaskoczy publiczność nowymi rolami i przedstawieniami.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka-Chamryk