Na proteście w Warszawie
Kolejna grupa rolników z okolic Łomży noc spędziła „w zielonym miasteczku” rozstawionym przed kancelaria premiera w Warszawie. W sumie dyżurowało tam około 50 osób w tym 20 rolników z okolic Łomży. - Jeśli to miasteczko padnie, to nie będzie miało sensu organizowanie też żadnych blokad dróg, bo nikt z nami nie będzie chciał rozmawiać – mówi Tomasz Żebrowski, rolnik z Muraw w gminie Piątnica, który był w grupie protestujących rolników.
Zielone miasteczko rolnicy przez kancelaria pani premier rozstawili po ubiegło czwartkowej demonstracji. Gdy w Warszawie pokojowo demonstrowało kilka tysięcy rolników kolejni blokowali drogi w wielu miejscach w kraju. Tylko w okolic Łomży zorganizowano wówczas trzy blokady. Niestety – jak podkreślają rolnicy – zarówno demonstracja jak i blokady nie skłoniły rządu do rozmów z protestującymi. Dlatego, w oczekiwaniu na nie, przed kancelarią premier Ewy Kopacz przy Alejach Ujazdowskich protestujący rozstawili namioty oraz kuchnię polową. Protestujący rolnicy stale się zmieniają. Pierwsza zmiana rolników z okolic Łomży dyżurowała nocą z piątku na sobotę, druga minionej nocy.
- Przyjechaliśmy tu w około 20 osób – mówi Tomasz Żebrowski, rolnik z Muraw w gminie Piątnica. - Na chwilę zostawiliśmy nasze gospodarstwa, „w zielonym miasteczku” spędzimy noc, a rano wrócimy do pracy.
Rolnicy nie ukrywają, że boją się iż rząd wziął ich na przeczekanie.
- Ma być wczesna wiosna, więc chyba liczą, że doczekają do niej, a później my zajmiemy się uprawą roli nie będzie czasu protestować – dodaje Żebrowski. - Smutne w tym wszystkim jest i to, rolnicze protesty spowszedniały i nawet duże stacje telewizyjne już nawet w ogóle o nich nie informują. A przecież my nie protestujemy żeby protestować, tylko po to aby przymusić rządzących do działania i rozwiązania problemów, które w głównej mierze powstały przez nich.