Wirtuoz gitary basowej z Łomży
Jest muzykiem obdarzonym słuchem absolutnym. Ukończył Wydział Muzyki Rozrywkowej i Jazzu na Akademii Muzycznej w Katowicach. Już jako student odnosił sukcesy. Dziś cieszy się opinią jednego z najlepszych polskich basistów sesyjnych i od lat gra z największymi postaciami polskiej sceny jak choćby ze Zbigniewem Wodeckim. Wielokrotnie występował na festiwalach w Opolu, Sopocie czy Kołobrzegu. Jest też muzykiem zespołów Studio Buffo i Teatr Rampa. To Jarosław Igielski z Łomży. Miejscowej publiczności przypomniał się niedawno podczas koncertu Janusza Radka.
Początki przygody Jarosława Igielskiego z muzyką nie były jednak związane z gitarą, bowiem jako 6-7 letni chłopiec zaczął się uczyć grać na akordeonie.
– Jak większość osób w tym wieku i w tych czasach zaczynałem od akordeonu, czyli tzw. „hammonda marszczonego” – wspomina Jarosław Igielski. – Bardzo ważnym wydarzeniem było wykrycie u mnie tzw. absolutnego słuchu muzycznego. Było to w szóstej/siódmej klasie szkoły podstawowej, kiedy nauczyciel wychowania muzycznego zrobił zgadywankę: proszę nazwać, jaki dźwięk gram na pianinie. Okazało się, że ja znam wszystkie, chociaż nie miałem pojęcia skąd to wiem. Konsekwencje były takie, że nauczyciel skontaktował się z moimi rodzicami i zdecydowano, że trzeba mnie posłać do szkoły muzycznej.
Lata spędzone w łomżyńskiej Państwowej Szkole Muzycznej zakończyły się dla niego w 1987 r. ukończeniem II stopnia u Janusza Bączka na gitarze klasycznej, ale już wtedy młody muzyk wiedział, że to gitara basowa jest jego przeznaczeniem.
– Poprzez naukę w PSM w Łomży dotarłem (poprzez inne instrumenty jak trąbka, flet, puzon) do gitary klasycznej, instrumentu najbardziej zbliżonego do gitary basowej, która już wtedy była moim marzeniem – mówi Jarosław Igielski. – Było to też związane z tym, że w międzyczasie bywałem na warsztatach muzycznych, gdzie spotkałem świetnych zawodowych muzyków, takich jak Jarosław Śmietana, Andrzej Cudzich, obaj już niestety nieżyjący i Antoni Dębski, którzy stwierdzili, że warto abym szedł dalej. Już wtedy złapałem się za gitarę basową – potrzebne było jakieś nagłe zastępstwo i pomimo tego, że nie miałem żadnej praktyki na tym instrumencie, wypadło to na tyle dobrze, że zacząłem na niej grać.
Ogromny talent w połączeniu z pracowitością szybko dały o sobie znać w sposób nie pozostawiający wątpliwości, że jego jedynym wyborem jest kariera profesjonalnego muzyka.
– Kiedy byłem instruktorem muzyki w „Bonarze” dzięki Andrzejowi Cholewickiemu zaczęły się też wyjazdy na profesjonalne warsztaty do Chodzieży – opowiada Jarosław Igielski. – I tam już była wyraźna sugestia od wykładowców, że dalszym etapem dla mnie może już być tylko Wydział Muzyki Rozrywkowej i Jazzu na Akademii Muzycznej w Katowicach. Udało mi się zdać za pierwszym podejściem, chociaż było ośmiu kandydatów na jedno miejsce.
Tam już w 1989 r. młody wirtuoz zaczął odnosić pierwsze sukcesy na festiwalach jazzowych.
– Moje zawodowe granie zaczęło się w zasadzie dopiero w Katowicach – mówi Jarosław Igielski. – Już na drugim roku studiów moim największym osiągnięciem było zajęcie na festiwalu Jazz Juniors w Krakowie I miejsca (z zespołem Jazz Septet Wiesława Wysockiego) oraz II miejsca (z zespołem Staff Only Marka Dykty). Ale prawdę mówiąc nigdy w stronę jazzu nie zmierzałem, poszedłem bardziej w stronę profesjonalnej muzyki rozrywkowej, jak np. Big Band Zygmunta Kukli, mojego młodszego kolegi ze studiów w Katowicach.
Przerwa i powrót do muzycznej aktywności
I chociaż później Jarosław Igielski przerwał na jakiś czas swą karierę muzyczną, poświęcając się np. prowadzeniu sklepu muzycznego KAM-I, to jednak nie zawiesił gitary na kołku i wrócił do grania.
– Ta kilkuletnia przerwa wynikła z fascynacji biznesem, zresztą pozostało mi to do dzisiaj – nie ukrywa Jarosław Igielski. – Na szczęście wróciła główna fascynacja – muzyczna i w tej chwili nadal gram, bo przecież bez tego muzyk ma dłuższą metę nie wytrzyma. Po przerwie zacząłem od współpracy ze Zbigniewem Wodeckim i Studio Buffo Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosy, z którymi gram do dzisiaj. Później Janusz Radek, a ostatnio pojawił się też Teatr Rampa, gdzie gram przedstawienia musicalowe.
Mimo silnej pozycji na polskim rynku muzycznym łomżyński muzyk nie przestaje się rozwijać, ciągle zaskakując wielbicieli swego talentu.
– Poszerza się to z roku na rok, w tej chwili jestem na etapie bardzo poważnego wyzwania – w najbliższych dniach odbiorę bezprogową sześciostrunową gitarę basową (na której grają najwięksi wirtuozi – red.)– zapowiada Jarosław Igielski. – I tu się dopiero zacznie zabawa. Nie mam za sobą gry na kontrabasie, czyli zaczynam od podstaw! Ten pomysł pojawił się ze względu na to, iż taki typ instrumentu jest potrzebny w zespołach, w których gram. Są sytuacje, kiedy małym składem trzeba wypełnić treść w muzyce, która była pisana na większy skład. Przydają się wtedy różne smaczki, takie właśnie jak niepowtarzalne dźwięki z fretlessa.
Wojciech Chamryk