Bujatria to nie jest bujanie o krowach na karuzeli
- Region łomżyński zajmuje czołowe miejsce w Polsce pod względem liczby hodowanych krów i gospodarstw mlecznych, wydajności i wielkości produkcji mleka, więc ważne konferencje naukowe organizujemy właśnie w Łomży – wyjaśnia prof. dr hab. Mirosław Kleczkowski (lat 67) z wydziału medycyny weterynaryjnej SSGW w Warszawie i prezes Polskiego Stowarzyszenia Bujatrycznego, które zorganizowało w Wyższej Szkole Agrobiznesu międzynarodową konferencję z udziałem 13 naukowców z Europy dla lekarzy weterynarii i rolników. - Pierwsze konferencje tego typu zaczęły się 20 lat temu, kiedy wojewódzkim lekarzem weterynarii był śp. dr Jan Stypuła... Teraz jest nam o wiele łatwiej zaprosić wybitnych specjalistów chorób bydła z każdego ośrodka, kraju i kontynentu.
Bujatria to dział weterynarii, zajmujący się chorobami bydła i przeżuwaczy, stąd tak liczny udział w konferencji lekarzy weterynarii i pracowników inspektoratów weterynaryjnych nie tylko z Łomży, ale także, m.in., Białegostoku, Ostrołęki, Ostrowi Mazowieckiej, Warszawy czy Kielc. Drugą grupę stanowią hodowcy bydła mlecznego, zaś trzecią - studenci rolnictwa i technikum weterynaryjnego.
Wolą konie i wróble od stada krów
- Ja serial „Karino” oglądałam z rodzicami jako dziecko, w telewizji, więc interesował mnie wykład dr Marty Cywińskiej o weterynarzach i ich pacjentach, wśród których światową sławę zyskał doktor Dolitttle i jego sympatyczne zwierzęta – wspomina Kamila Skąpska (lat 18) z 3. klasy łomżyńskiej „Wety”. - Lubię jazdę konno i po technikum wybiorę się na weterynarię do Warszawy lub Olsztyna.
Ambitna uczennica podziwiała z dyrektor „Wety” Albiną Galik – Chojak akt dekoracji dr. Andrzeja Grzegorza Kruszewicza (lat 55), absolwenta z 1979 r. Technikum Weterynaryjnego w Łomży i od pięciu lat dyrektora ZOO w stolicy. Otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi od Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, przypięty przez wicewojewodę podlaskiego Wojciecha Dzierzgowskiego, który wręczył odznaczenia ministra rolnictwa za zasługi dla rolnictwa: Hance Gałązce, prezes Wspólnoty Polskiej w Łomży, Dariuszowi Godlewskiemu, nadleśniczemu nadleśnictwa Łomża, oraz Adamowi Sowie, wicestaroście łomżyńskiemu. - Nie mam zbyt wiele wspólnego z bujatrią, bo specjalizuję się w ptactwie, doktorat broniłem z chorób wróbli u prof. Michała Mazurkiewicza – śmieje się doktor z Białegostoku, który wszedł do historii „Wety” rekordem absencji: 262 nieobecności i sześć dwój w 1. semestrze 2. klasy. - Powodem była Miejska Biblioteka Publiczna i jej przebogaty zbiór książek przyrodniczych. Wszystkie czytałem, a „Zoopsychologię” Tinbergena cztery razy. Studia w SGGW zaowocowały wyprawami do Indii, Nepalu i Wyższej Szkoły Weterynaryjnej w Hanowerze. Tam dr Norbert Hummerfeld odkrył mój talent, szlifowany obserwacjami ptactwa na pulwach nad Narwią...
Lepiej dwa czy trzy razy dziennie...?
Naukowców z Niemiec, Holandii, Danii czy Włoch przedstawiał dr hab. Krzysztof Lutnicki (lat 57) z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie i przewodniczący komitetu organizacyjnego spotkania.
- W hodowli bydła mlecznego pojawia się u nas coraz więcej problemów, którym musimy sprostać w rozwijającej się Unii Europejskiej, aby pokonać trudności technologiczne i pracować zgodnie z wymogami prawa europejskiego – tłumaczy inżynier rolnictwa Lucio Zanini z włoskiej prowincji Lombardia, gdzie pod opieką ok. 120 lekarzy i techników weterynarii jest prawie 3000 gospodarstw mleczarskich. - Trzeba produkować coraz więcej wysokiej jakości mleka w coraz krótszym czasie.
To jedna z kwestii, jakie pojawiały się w trakcie kolejnych wykładów i dyskusji. Jeden z hodowców chciał wiedzieć, czy w stadzie 1200 krów doić je dwa czy trzy razy dziennie. - Jeśli krowa daje 32 l mleka lub więcej na dobę, to lepiej trzy razy, aby uniknąć chorób, a jeśli poniżej 32 l, to dwa razy – odpowiadał prof. Alfonso Zecconi (lat 56) z Universita Degli Studi w Mediolanie, omawiający w wykładzie użycie nowin technologii, jak detektory komórek i składników mleka: białka i tłuszczów.
Duże zainteresowanie budziła wystawa karmy, leków i środków higienicznych oraz nowoczesnego sprzętu do hodowli bydła. Wśród kilkudziesięciu stoisk wyróżniły się polskie, należące do Polaków i oferujące polskie produkty. Firma JHJ z Goziłki oferowała proszek do posadzek, dezynfekujący i chłonący wilgoć i nieprzyjemny w zapachu amoniak. - Zwalcza bakterie, wirusy, grzyby i kokcydia, nie zagrażając zdrowiu krów, kiedy leżą, stoją i przechodzą – opowiadał Maciej Erd (lat 45), lekarz weterynarii z Lublina. Przy stoisku 68-letniego Janusza Dramińskiego z Olsztyna nie lada sensacja: przenośne USG z duraluminium, odporne na wstrząsy, uderzenia i upadek do wody, warte od 20 do 32 tys. zł. - To sprzęt niezbędny w trudnej pracy lekarza czy technika w terenie, kiedy muszą zrobić badanie przez powłoki brzuszne bądź rektalnie – wyjaśniał 37-letni Sławomir Dziczek. - Taki sprzęt nie może być z plastiku. Musi był lekki, waży nie więcej niż dwa i pół kilograma, aby był wygodny.
Mirosław R. Derewońko