Stary Rynek jak z planu filmu „Gwiezdne wojny”
W samo południe olbrzymi TIR z nieznanym ładunkiem stanął tuż przy pierzei zachodniej Starego Rynku w Łomży, po czym zaczęły z niego wypełzać czarno-zielone, podobne do żuków z mackami maszyny. Stanęły najpierw w centrum starówki, otoczone zaaferowanymi niecodziennym pokazem gapiami. Między nimi poruszali się ludzie w uniformach i rękawiczkach jak z filmu fantastycznego „Gwiezdne wojny”. Z początku trudno było się połapać, które osoby grają główne role, bo postacie mówiące po duńsku i angielsku mieszały się z wygrzewającymi się leniwie na słońcu melanżulami.
Na kadłubach maszyn lśniły napisy typu Park Rangers, zaś przechadzał się wśród nich najwyższy i o najbardziej władczym spojrzeniu w gronie przybyszy Per Flaeng, tour manager firmy Nilfisk z miasta Hemvig w Danii. - W tym miesiącu byliśmy już z naszym sprzętem w Rumunii, Bułgarii i Chorwacji, teraz gościmy w Łomży, a za tydzień pokażemy nasze maszyny w Wielkiej Brytanii – opowiada perfekcyjną angielszczyzną Duńczyk. - Najmniejsza zamiatarka ze szczotkami ze stali waży zaledwie tonę dwieście kilo, a szorowarka do płyt granitowych jest ponad dwa razy cięższa.
MPGKiM czeka sześć lat na zamiatarkę
Per Flaeng z zatroskaniem przyglądał się, podobnie jak urzędnicy z ratusza i pracownicy MPGKiM, wymyślnym piruetom i mozolnym przejazdom z wyciem silników i zgrzytaniem szczotek, które na płytach granitowych nie pozostawiały nawet najmniejszego pyłku. Sprawdzał to osobiście kilka razy dyrektor Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Łomży Arkadiusz Kułaga, przeciągając palcami po granicie, jednak chyba nie tylko on z zaskoczeniem i rosnącym... przerażeniem obserwował, jak pedantyczne „gryzonie” z najeżonymi setkami prętów czułkami wydłubują kamyczki, piach i cement spomiędzy kostki granitowej. Pozostawiało to gęsty i snujący się kilkanaście metrów jasny pył w powietrzu, że musiał się przynajmniej budowlańcom i mieszkańcom Łomży przypomnieć pionierski czas sprzed dwóch lat, kiedy dokonywano pracowicie tzw. rewitalizacji nawierzchni Starego Rynku. - To bardzo nowoczesne maszyny, których nie mamy w Łomży, tylko jedną starą, dziewięcioletnią zamiatarkę do ulic, która pracuje na niepełne zmiany dwa razy po sześć godzin dziennie – wyjaśnia dyrektor Kułaga. - Od sześciu lat składam w ratuszu pisma o nową zamiatarkę, tyle że na razie bez skutku... Chętnie miałbym też u siebie do dyspozycji taką małą zamiatarkę do chodników i alejek w parku, pozwalającą podłączyć zimą pług i piaskarkę.
Potrzebny ranger do usuwania chwastów
Zamiatarka do chodników plus głowice szorujące do powierzchni tak trudnych do utrzymania w czystości jak Stary Rynek – to niejedyny przedmiot westchnień w kręgu ludzi dbających o porządek w mieście. - Bardzo dobre i fajne są te maszyny, ale nie jestem nimi zachwycona, bo marzyłam o urządzeniu, które pozwalałoby na usuwanie trawy i chwastów spomiędzy kostek polbrukowych na szerokich i długich chodnikach ze ścieżkami rowerowymi w mieście i okolicy – ocenia kierownik Zakładu Zieleni Miejskiej Irena Bagińska. - A maszyny z głowicami bardzo rysują i niszczą kostkę.
Jednym z parkrangersów przejechał się dla sprawdzianu Andrzej Karwowski, naczelnik wydziału gospodarki komunalnej Urzędu Miejskiego. - Jeździłem już dużymi spycharkami i koparkami, ale tą maszyną ciężko się kieruje, ciężko ją prowadzić – mówi kierowca z urzędu. - Mały ruch i skręt...
Rangersy nie tylko zamiatają, odśnieżają, sypią piaskiem i szorują kamienne nawierzchnie. Służą także do przycinania żywopłotów, których w pełnej, gęstej postaci Łomża ma jak na lekarstwo, i do podcinania gałęzi niskim drzewom. - Maszyny z Danii mają szybko wymienne głowice i nie są zbyt drogie, zwłaszcza w porównaniu z kosztami pracy wielu osób sprzątających i z kosztami budowy i remontu dróg i chodników – zachwala dyrektor handlowy Tomasz Malanowicz z firmy Eco-Clean. - Mała zamiatarka netto kosztuje 220 tysięcy złotych, dając lepszą jakość i krótszy czas sprzątania, niż gdy robią to ręcznie pracownicy. Powierzchnie w miastach są tak wielkie, że trzeba oszczędzać.
Mirosław R. Derewońko