Apokalipsa
Oto buszujący w mleczu, właściwie mniszku lekarskim - zapowiedź miodu, jednego z najzdrowszych - wg znawców. Fotografujmy pszczoły póki są, bo giną masowo! Na całym świecie. Od lat bez efektu podnoszony jest alarm. Niejeden macha ręką: oj tam, takie są koszty „rozwoju cywilizacji”. Czy rzeczywiście sytuacja jest wszechstronnie badana i pod kontrolą? Z podobną ufnością w imię wygody, eksperymentujemy na sobie coraz mocniej faszerowaną chemicznie żywność - oby tylko była jak najtańsza. Tolerujemy też ataki na resztki dzikiej Natury ograniczonej do „parków narodowych”- za dziwaków mając żyjących w zgodzie z przyrodą. Lubimy żarty z „kmiotów” i ciągłe reklamowanie kolorowego życia w „błyszczącej” rewolucji przemysłowej. Czy obudzimy się dopiero, gdy pracodawcy nas -niedoskonałych- zastąpią przez „bioroboty”? Czy zreflektujemy się dopiero gdy zdominują nas automaty odporne na postępujące skażenie powietrza i wody? Na razie lekceważymy fakt, że pszczoły giną. Na wielką skalę. Jesteśmy świadkami narastającej apokalipsy - nagłej zagłady nie tylko pszczół, przy okazji wielu innych stworzeń znikających cicho, niezauważalnie. Jak to możliwe? Wg naukowców nie ma jednej przyczyny ale do najgorszych należą: zniszczenie przyrody nadmiarem środków chemicznych, ingerencje genetyczne oraz zakłócenia środowiska naturalnego falami np. telefonii komórkowej. Czy zbyt kosztowne są działania osłonowe - może pszczoły muszą ginąć, bo zakłócono im powrót do pasieki? Nie wiadomo, ale na pewno: gdy ważniejszy jest zysk wtedy wyłączane jest myślenie perspektywiczne. A miód można sobie sztuczny kupić, prawda? Co najwyżej urządzi się polowanie na ostatnią pszczołę, do sklonowania. Już są miejsca na świecie, gdzie pszczoły wyginęły całkowicie, mimo to nie mówi się o środkach zaradczych. A nasze dzieci nie uwierzą, że kiedyś wystarczyło przechodzić obok miododajnej lipy aby przestraszyć się niebywałym szumem - którego dziś nie ma! Cudowne wspomnienie gwałtownych przelotów skrzydlatej armii, która - Polsce kiedyś z tego dumnej - wypracowała miano „krainy miodem i mlekiem płynącej”. Żal tej braci w „porteczkach”, jak zachwycone dzieci określały obciążone pyłkiem kwiatowym odnóża podglądanych pracownic. Pozostaną fotografie? Więc które bardziej będziemy pamiętać? Te z rewolucji cyfrowej - niewolnictwa nadmiernej pstrykanki, jednakowo gładkiej jak meble z politurą, czy odwrotnie – zdjęcia w dawnym stylu „pozornie niedoskonałe”, ze szlachetnością umiaru? Kto się wychował na fotografii analogowej - ten pamięta działanie z dyscypliną i namysłem. Wiedziano, gdzie czyhają pułapki przesytu anatomicznych szczegółów. Dbano, aby przyciągnąć uwagę widza wyostrzeniem wybranych partii obrazu. To zostawało na całe życie. Cóż - pozostaną więc zdjęcia. Tylko czy przeżyje ktoś chętny do ich oglądania - w bezdusznym świecie automatów?