Bezwzględni zabójcy grasują w Dolinie Narwi
- Przeogromne bogactwo tej cudownej przyrody dostało się nam całkiem nieodpłatnie – twierdzi z przejęciem Teresa Grużewska, biolog i botanik z Muzeum Przyrody w Drozdowie, gdzie chodzimy w poszukiwaniu śladów zbrodniczej działalności tajemniczych zielonych przybyszów z Ameryki Północnej i Azji. - Jesteśmy odpowiedzialni za przekazanie tego skarbu następnym pokoleniom. Dzielna kobieta wzięła na swoje barki razem ze Stowarzyszeniem Przyjaciół Łomżyńskiego Parku Krajobrazowego Doliny Narwi wyeliminowanie z lokalnych zbiorowisk groźnych zabójców. Na liście pierwsze są kolczurki. Miejscowi mówią o nich „diabły”, bo „zaślepiły wścibską sąsiadkę”...
Drozdowo tego lata jest urokliwie ciche, sielskie-anielskie i zanurzone w królestwie zieleni. Gdzie nie spojrzeć: na poboczach biegnącej przez wieś drogi, w zadbanych obejściach czy na łąkach i w zagajnikach wokół, wszędzie pysznią się soczystą barwą trawy i chwasty, zioła i kwiaty, krzewy i drzewa. Radują oko i duszę laika, jednak - zdaniem uważnej badaczki, absolwentki Wyższej Szkoły Rolniczo-Pedagogicznej w Siedlcach z 1987 r. (obecnie Uniwersytet Przyrodniczo-Humanistyczny) – zieloni zabójcy nawet się nie czają, tylko bezwzględnie atakują tubylców. I to niemalże wszędzie!
„Diabelski” dziki ogórek wyrywaj bez litości
Jeśli komuś brak wiedzy, wyobraźni czy zainteresowania, nie zrozumie przerażenia botanika. - Niektóre gatunki roślin, w różny sposób sprowadzone przez człowieka do Europy z Azji i Ameryki Północnej, zrobiły u nas „zawrotną karierę” nie tylko w ogrodach botanicznych, w przydomowych ogródkach czy na bezużytecznych ugorach, ale w i w naturalnym, bezcennym przyrodniczo i chronionym środowisku Łomżyńskiego Parku Krajobrazowego Doliny Narwi – wyjaśnia Teresa Grużewska, pracująca już od blisko ćwierć wieku w Muzeum Przyrody. - Ekspansywni i agresywni przybysze wypierają nasze rodzime gatunki! Zajmują przestrzeń, konkurując o światło, wodę i substancje odżywcze, czyli o życie i przeżycie, z naszymi rodzimymi roślinami! To mordercy!
Mijamy mostek nad głęboką dolinką, bajecznie porośnięty gęstwą zieleni. Botaniczka ostrzega, że za dwa-trzy lata po bujnym miejscowym chmielu nie będzie ani śladu, bo zarośnie go z kretesem kolczurka klapowana - mająca płaskie liście w kształcie jakby klap marynarki. Jeszcze w 1967 r. notowana była w Polsce z ledwie kilkunastu stanowisk. „Diabelski” dziki ogórek – bo tak również nazywa się kolczurkę – jest uciekinierem z hodowli i rozpanoszył się bezlitośnie. Wypuszcza silnie rozrastające się i długie na pięć – sześć metrów wiotkie pnącza oraz rozgałęziające się wąsy czepne. Zacieniając inne rośliny, spowoduje ich obumieranie. Botaniczka apeluje, aby wyrywać kolczurkę w Dolinie Narwi i w dolinach jej dopływów, rozpoznawszy mięsiste i kolczaste torebki w kształcie lekko podłużnego kasztana w skórce z nasionami. A nasiona...? Zniszczyć, spalić, rozbić w proch!
Jak zwalczać rośliny inwazyjne w obronie Parku
Ażeby naświetlić zbrodniczą działalność zielonych zabójców w stylu kolczurki klapowanej, Teresa Grużewska napisała 32-stronicową książeczką ze zdjęciami, wydaną w 1 000 egzemplarzy przez nowe Stowarzyszenie Przyjaciół ŁPKDN przy wsparciu Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego. Przedstawia w niej obrazowo głównych wrogów naturalnej roślinności Parku Doliny Narwi, charakteryzuje wygląd i zwyczaje oraz doradza, co począć z niechcianymi gośćmi. Oto oni: ładny klon jesionolistny, zagrażający innym gatunkom drzew; robinia akacjowa, zwana potocznie i błędnie akacją – zagrażająca wszystkiemu, co zielone dokoła; kaukaski barszcz Sosnowskiego – nie tylko w wielu krajach byłego ZSRR nazywany do dzisiaj „zemstą Stalina”, używany jako biomasa i kiszonka „dobra” dla zwierząt, których mięso i mleko traciło naturalny smak... Dotarł w latach 60. również do Marianowa i Grądów Woniecko. Autorka pisze zaś tak o kolejnej roślinie inwazyjnej, niby ładnej, a niszczącej zbiorowiska naturalne: „Na terenie Łomżyńskiego Parku Krajobrazowego Doliny Narwi rdestowiec ostrokończysty obserwowany jest jako roślina ozdobna w ogródkach. Niestety, w dolinach cieków wodnych na południu Polski tworzy miejscami jednogatunkowe skupiska. Pojawienie się rdestowca jest wyrokiem śmierci dla naturalnych zbiorowisk...”. A samo wykaszanie tylko wzmaga części podziemne. Nie pomaga wykopanie kłączy. Taki to gość w dom!
Mirosław R. Derewońko